Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 24 marca 2016

Rozdział IX: Stara żółwica i żółw Rododendron

Następnych kilka dni odpoczywałam (jak zwykle) i zastanawiałam się czy jestem aż tak nienormalna, czy może te wszystkie wydarzenia tylko mi się przyśniły.
Kilka dni temu wyleciałam z mieszkania Yuki żeby dać gołąbeczkom trochę samotności. Nie wydaje mnie się, że skorzystali z takiego prezentu.  Yuki chodziła z głową w chmurach, myśląc pewnie o niebieskich oczach. Ech…
Kaito ostatnio patrzyła na mnie z głupim uśmieszkiem, czym rozpraszała moje myśli. Czy ja serio umarłam?
- Czego się, kurwa, gapisz?
- To już nie mogę cię podziwiać? - spytałam sarkastycznie.
- Od kilku dni się na mnie gapisz. Może powiesz wreszcie o co ci chodzi, zamiast udawać głupią?
- Nie udaje głupiej - powiedziałam oburzona - To takie moje nowe hobby… gapienie się na ludzi.
Spojrzała na mnie jak na niedorozwinięte dziecko.
- Idę ogarnąć misję. Jak wrócę, to mi powiesz o co ci chodzi - Rąbnęłam krzesłem.
- Oho, jakaś burzliwa atmosfera… O co chodzi?
- Yuki nie może wytrzymać, gdy me piękne oczy na nią patrzą - smutnie pokręciłam głową - A ty co? Dopiero wstałeś?
- Czasem trzeba się wyspać. Odsypiałem sobie ostatnie wydarzenia.
- To ty chyba zacząłeś hibernować …
- Możliwe…
- Masz i przejrzyj.
- A ty dokąd?
- Jak najdalej od tego dziecka.
- Hejhejhej! A ty co? Nie obrażaj się Yukikitty! - krzyknęłam i zaczęłam się śmiać.
- Ty to chyba spałaś trochę za krótko, co nie?
Postanowiłam pozostawić to bez komentarza.
- Co ona tam ci dała? - próbowałam zajrzeć mu przez ramię, ale nic nie widziałam.
- A nie wiem. Weź coś wybierz.
Podał mi kilka ogłoszeń. Bez zainteresowania obejrzałam prawie wszystkie z nich. Ochrona amuletu, znalezienie kamieni, opieka nad dzieckiem… to sobie podarujemy. Moją uwagę przykuło ostatnie ogłoszenie. Uśmiechnęłam się złowieszczo.
- Proszę! Będziemy scenografami w teatrze! Proste, łatwe i przyjemne… Jedyne co to musimy Yuki zaciągnąć, ale to twoje zadanie - puściłam mu oczko - ja muszę zebrać parę rzeczy - powiedziałam, wychodząc.
- Ej, ej macie swoje problemy, więc ty po nią idziesz. Ja się w to nie mieszam!

Siedziałam sobie wesoło na schodkach, wreszcie mogłam pomyśleć.
No i oczywiście co? A no Kaito, a za nią biegł, drąc mordę, Yato.
-  I po spokoju.
- Daj jej proszę nasze zadanie mój wierny padawanie! Masta musi spakować kilka rzeczy! Za godzinę widzimy się przy wejściu! - minęłam zgrabnie Yuki, która, jak ten Zdzisiu, siedziała na schodach.
- Ja pierdole, skończ już bo się nudna robisz - Spojrzałam na nią jak na ułomne dziecko i poszłam w swoją stronę. W końcu mam jeszcze godzinę.
Zebrałam to i tamto z mojego pokoju na podróż. Kilka godzin w pociągu to standard.
Przybyłam na miejsce spotkania. Czekała już na mnie Grumpy Cat. O podróży słodka! Nie mogę się doczekać!
Gdy wróciłam pod wejście do gildii, ruszyliśmy na stację. To był pierwszy raz, kiedy było zupełnie cicho. Nawet lepiej. Usiadłam sobie jakby nigdy nic w przedziale i zaczęłam się gapić w okno.
- Okej, wystarczy. Powiedzcie sobie co macie do powiedzenia, dajcie sobie z liścia czy coś. Tylko do jasnej cholery dogadajcie się jakoś! Mam ochotę przez was wypierdolić oknem.
- Obudziłeś w sobie wewnętrznego alfę?
- Nie, po prostu wkurwia mnie ta cała napięta atmosfera, więc skończ śmieszkować, bo ci nie wychodzi.
- Ech… - wzruszyłam ramionami - Ok...ej. Nie wiem, czy wy jesteście tacy ślepi, czy ja widzę rzeczy, których wcześniej nie było - spojrzałam na nich wymownie - Zostawiam was samych z gorącą herbatą, a wy dalej nic. Nothing. Null.
Chyba zrozumiałam o co jej chodzi i… Wybuchnęłam histerycznym śmiechem.
- Ty naprawdę myślałaś, że my… Nie mogę! To lepsze niż wtedy, kiedy gonił cię ogromny ślimak.
Za to Yato zrobił takiego karpika, że mógłby zeżreć cały pociąg.
- Ja to chyba przestałem nadążać za fabułą…
- Śmiej się śmiej! Facet gapi się na ciebie jak na prawie ósmy cud świata! Obserwuje cię jak śpisz! Widziałam to na moje własne oczy! - uśmiechnęłam się triumfalnie - Martwi się, gdy leżysz na ziemi jak ta nieprzydatna kłoda! I robi inne dziwne rzeczy w twoim otoczeniu - wywróciłam oczami dla podkreślenia swojego stanowiska.
- Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam - Teraz nawet on zaczął się śmiać.
- Ja też się o ciebie czasami martwię Kaito, co w tym dziwnego?
- O mój Boże! Całe życie z idiotami! - uniosłam ręce do góry - Mam wam to przeliterować? Okej! Słuchajcie bardzo, ale to bardzo uważnie! Ty - wskazałam palcem na Yuki - P.O.D.O.B.A.S.Z  mu się - skończyłam gestykulować.

Chciałam jeszcze troszkę pośmieszkować, ale pociąg właśnie zajechał na stację.
- Nie zachowuj się dziecinnie - Pogłaskałam ją po głowie jak małego smarka - Prowadź na tą naszą misję.
- Jeszcze usłyszycie ‘a nie mówiłam’. Pff bądźcie ślepi, aż się zestarzejecie i będziecie mieć 20 kotów.
Temat został zamknięty. Szliśmy w stronę centrum miasta. To był TYLKO 3km spacerek…
Wreszcie dotarliśmy do jakiegoś rozlatującego się budynku, który okazał się teatrem.
- To na czym tak właściwie polega ta misja?
- Będziemy scenografami.
I weszłam do środka, nie patrząc, czy te dwa gołępie za mną pójdą.
- Do reszty ją powaliło - Wymruczałam, pełznąc pingwinim krokiem - Cholera, jak tu chłodno.
- Może cię przytulić? - Nadal naigrywał się z Kaito, ale ona nic sobie nie robiła z jego głupiego uśmieszku.
Wreszcie dotarliśmy do hali, w której znajdowała się duża scena. Nikogo nie widziałam, więc rozejrzałam się. Dalej nie widziałam nikogo, kto mógłby nas przyjąć w tej ruderze.
- Halo! To teatr widmo, czy jak?!
Reagując na mój ryk, zza kulis wyturlał się okrągły, tłuściutki człowieczek.
- Ohohohoho! Miło mi Cię widzieć słodziutka! - wszystko byłoby fajnie i cacy, gdyby starsza pani mówiła do mnie lub do Yuki. Ona jednak przytuliła Yato. Te duże okulary to są chyba tylko dla ozdoby.
- No słodziutka! Nie wiem jak wy, ale ja idę obejrzeć sobie kostiumy.
- Idę z tobą - Jakimś cudem wydostał się z kleszczowego uścisku pulpecika.
- No Kaito, ty lubisz przebieranki, więc zapraszam.
- Co wy chcecie kostiumy oglądać jak my mamy scenę zrobić! - krzyknęłam, ale oni już wywędrowali do przebieralni.

Kaito chyba została na scenie, więc gdy tyko obejrzałam już wszystko, postanowiłam do niej dołączyć. Yato już wyszedł, ale ja idąc w jego ślady dorwałam w łapki pewien przedmiot, który doskonale nadawał się do szatańskiego planu. Pilnowałam, żeby mnie nie zauważył, podkradłam się najciszej jak umiałam i założyłam mu na głowę… Kocie uszka na opasce.
- Co ty wyprawiasz?!
- Gdzie ta kochaniutka poszła? - spytała mnie babcia. Pokręciłam głową - Oni poszli obejrzeć scenę od tyłu… Przygotować wszystko jak trzeba i w ogóle.
Babcia spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Czemu?
- Takie zadanie, że mamy scenografię zrobić.
Babcia zastanawiała się jeszcze chwilę.
- Aaaa! Widzisz! Zapomniałam! - po chwili namysłu dodała - Ale po co?
Wzięłam głęboki oddech… Tylko spokojnie Kaito. Wytrzymasz to.
- Kaito, olej na chwilę zadanie i spójrz tutaj!
- Niee, zamknij się!
- Ale dlaczego? Przecież jesteś taki uroczy.
Spojrzałam na Yato z kamienną twarzą. Potem na Yuki. I znów na Yato.
- No… uroczy. Moja wewnętrzna dziewczyna piszczy na widok piesełokoteła.
- Ale ty jesteś nudna. Już się tak nie obrażaj. Idę znaleźć jakieś dekoracje - Wyszłam, przy okazji uchylając się od lecących w moją stronę uszu.
- Wy to serio jesteście dziecinne. Obie.
- Odezwałeś się.
Odwróciłam się znów w stronę starszej pani, ale ona była zajęta czym innym. Usnęła. Stojąc.
- Czy ty to widzisz, czy mam jakieś omamy?
- Ciekawe czy puszka spadnie z jej głowy, gdy ją na niej postawię…
- I ty oskarżasz mnie o bycie dziecinną? Patrzyłeś kiedyś w lustro? … Cofam pytanie. Widać, że nie - zabrałam mu puszkę z ręki.
- Będziecie grać w zbijaka? Znalazłam dekoracje - Pokazałam im z dumą wielkie pudło, które ze sobą przytachałam - Tylko fajnie by było jeszcze wiedzieć o czym ma być ta sztuka…
Położyłam rękę na ramieniu chrapiącej kobiety. Podskoczyła na pół metra, jednocześnie uderzając mnie w brzuch.
- Tak? Jest już ‘’Pytanie na Śniadanie’’?
Postanowiłam wykorzystać moje umiejętności rozmowy ze starszymi ludźmi.
- Proszę, niech pani sobie usiądzie, odsapnie my wszystko załatwimy. W końcu “Czerwony Kapturek” musi wyjść świetnie…
- Ale to nie jest “Czerwony Kapturek” tylko “Ninja w baletkach”!
- I tak to się załatwia.
- Sprytnie.
- I jak Pani to widzi mniej więcej?
- Ale co?
Tak silnego facepalma to ja nigdy jeszcze nie zrobiłam.
- Trzeba improwizować… Ja rozwieszam chmurki! - Wydarłam twarz, po czym poleciałam po ogromniastą drabinę.
- To się źle skończy…
- Nie martw się… to ona upadnie na twarz nie ty - poklepałam go po ramieniu i poszłam po dekoracje.
- Czasem mam wrażenie że wy się nie lubicie… Pójdę pobawić się światłem.

Wlazłam na drabinę i zaczęłam beztrosko rozwieszać chmurki, podczas gdy Kaito zajmowała się bardziej przyziemnymi dekoracjami. W pewnym momencie usłyszałam, że zawzięcie o czymś dyskutuje z Yato… Jak zwykle.
- Skąd mam niby wziąć kable?!
- Z dupy jak nie wiesz skąd - obróciłam się w jego stronę - Tam leżą pudła z lampkami i kablami! Poszukaj!
- Dobra, ale cudotwórcą nie jestem.
Tak sobie rozwieszam, rozwieszam, aż w pewnym momencie poczułam, że mi się drabina chwieje…
- Co się dzie… - Oczywiście, babcia wlazła na scenę i wywróciła moje schody do nieba.
- Mam cię - Złapał mnie w ostatniej chwili.
- Dzięki ,ale już mnie możesz odstawić…
- I dalej twierdzą, że nic do siebie nie czują - wymamrotałam do siebie.
- Ale chmurki ładnie powiesiłam, nie?
- Ktoś mógłby pilnować babci…
- Na mnie nie patrz, o mało mnie nie zabiła.
- Ostatnio to ja zabawiałam Erika. Zostajesz nam tylko ty Yato… I tak jesteś jej ulubioną dziewczyną.
- Znając was, to za chwile któraś zrobi sobie krzywdę...
- Nieważne, znowu gdzieś zniknęła, a ja nie mam zamiaru jej szukać.
- Yato będzie jej szukał. Spytaj się gdzie jest szara farba.
- Obawiam się, że ona wie o tej farbie tyle, co ty… Tak w ogóle dekoracje się skończyły.
Rozejrzałam się po scenie i faktycznie, nie było już żadnej rzeczy do powieszenia.
- Trzeba będzie coś wymyślić - westchnęłam ciężko.
- Ja to nawet nie mam pojęcia, jak mają wyglądać dekoracje do… Tego czegoś.
- Ej, przecież dekoracje można kupić.
- Bądź naszym sponsorem! Ale musisz pamiętać, że pracujemy tu żeby zarobić, a jeśli kupimy każdą dekorację, to nic nie zarobimy. I jeszcze na trzy trzeba podzielić.
- Mam trochę oszczędności, chciałem zachować na czarną godzinę, ale przy was to się chyba nie da…
- Też zabrałam trochę forsy, więc się dorzucę.
- Może po prostu spytamy się babci czy jej to pasuje, a jak nie, to poprosimy o kasę?
- Hmm… A przyjrzałaś się, jak ten budynek wygląda na zewnątrz? Forsy to raczej tutaj nie znajdziesz.
- A widziałeś ile pieniędzy mamy dostać? No! Jest tego trochę to na dekorację może pani starsza nam dać. Nie mówię, że na wszystkie, ale na część? W ogóle to najpierw jej się zapytajmy zanim zaczniemy coś kupować.
- To idź i się pytaj, ja mam dość.
- Sama się rusz. Ja już się z nią porozumiewałam i nie skończyło się to niczym przydatnym.
- Skończcie się kłócić. Na pewno nic tam już nie ma?
- Nic, wzięliśmy wszystko, nawet te nie związane z tematem sztuki.
- No to idziemy jej szukać. Niech ci będzie, kasy i tak od niej nie dostaniesz.
Przeszukaliśmy całe pierwsze piętro budynku, a po babci ani widu ani słychu. Dopiero na drugim piętrze mieliśmy więcej szczęścia. Babcia siedziała za wielką sofą i grała w chińczyka z jakimś innym dziadkiem.
- Dzień dobry, potrzebujemy pieniędzy na dekoracje.
- Pieniądze? Ja nie mam żadnych pieniędzy. Pewnie okraść mnie chcecie! Jaka ta młodzież niewychowana!
- My tylko…
- Idźcie i nie przeszkadzajcie nam!
Babcia chyba się wkurzyła, że przeszkadzamy jej w rande wu z przystojnym emerytem.
- Obejrzy Pani dekoracje?
Spojrzała na mnie jak na kosmitę
- Jakie dekoracje?
- Związane ze sztuką, którą chcecie wystawiać.
- Jaką sztuką?
- Lepiej chodźmy po tą kasę zanim stracę cierpliwość i spróbuję ją przemocą wyleczyć z Alzheimera…
- Ale my nie mamy pieniędzy przy sobie.
- Co proszę? - nie wierzyłam własnym uszom.
- Chodź, na zewnątrz policzysz do dziesięciu…
- W sumie to chyba możemy wracać skoro nam nie zapłacą.
- Ale ja Wam zapłacę. Tylko wszystkie pieniądze mamy w banku. Ale zapłata to tylko po przedstawieniu.
- Ale my już zrobiliśmy co mieliśmy zrobić!
- Musicie jeszcze poczekać. Dekoracje muszą wytrzymać nasze przedstawienie.
- A co zamierzacie tam robić? Skakać po ścianach?
- To mają być ninja w spódniczkach… Dopowiedz sobie resztę.
- Przynajmniej nie musimy w tym grać…
- Ładnie by ci było w spódniczce.
- Ruszacie do roboty czy nie?
- Ale my wszystko zrobiliśmy! - podniosłam swoje ręce do góry z miną YOU WILL DIE PAINFULLY
- Zaraz będziemy wystawiać. Tylko zaproście ludzi z ulicy. Ja i Wiesław mamy jeszcze jednego pionka, którego trzeba włożyć z resztą - spojrzała na niego z miną podrywaczki nr 4.
Proszę… czemu nie można usunąć raz usłyszanej rzeczy?!
- Chwila, a aktorzy?
- Lepiej nie pytaj… Wolałbym jej nie widzieć w spódniczce.
I w taki sposób włóczyliśmy się jeszcze po mieście.
- Zapraszamy na przedstawienie pt. … Nieważne! Gwarantuję wam, że tego nigdy nie zapomnicie! - powiedziałam z uśmieszkiem zła wcielonego na twarzy.
- To przedstawienie jedyne w swoim rodzaju! Można się porzygać z wrażenia.
- Nie wiem czy przyszedłbym na to przedstawienie po takiej reklamie…
- Zamknij się i zapraszaj - Rzuciłam jakiemuś facetowi w twarz ulotką.

Staliśmy tam z pół dnia, wrzeszcząc jak banda małpiszonów w gaju bananów. Ludzie zaczęli brać ulotki pewnie tylko dlatego byśmy się już wreszcie zamknęli i dali im spokój. Teraz tylko trzeba wrócić do babci i zdać raport.
- Ulotki rozdane. Wystawcie już tą sztukę i nam zapłaćcie… - Padłam na krzesło.
- Tak tak! Zdzisław! Będziesz naszym suflerem!
Babcia miała jakąś dziwną kieckę na sobie, która odsłaniała wszystko z tyłu. Moje oczy! Gdzie jest RESET? GDZIE JEST USUŃ?!
- Chyba dzisiejszego dnia wolałbym patrzeć na inne tyłeczki…
- Ciekawe kto by ci pokazał.
- Zazdrosna?
- Ćśśś, chyba niedługo kończą.
Wszystko szło pięknie i gładko jak po stole, aż ktoś zapomniał tekstu. Sufler chyba zasnął albo umarł. Ani to, ani to nie byłoby dziwne. Babcia wymiatała na scenie w swojej sukience. Główny aktor o imieniu Wiesiek częściej patrzył na pośladki staruszki niż grał. Na końcu ktoś zahaczył o linkę trzymającą chmurkę. Pierdzielnęła ładnie o glebę, jak Kunegunda miała już pocałować swojego zaczarowanego żółwia Rododendrona.
- Ał! Musiało boleć.
I wreszcie jest! Koniec! Tłum klaskał chyba tylko po to żeby nie bisowali, połowa widowni uciekła gdy tylko zobaczyła pomarszczoną żółwicę i jej część zadnią. Babcia ukłoniła się, jeszcze raz pokazując nam odwłok (przynajmniej majty miała) i zeszła ze sceny. Natychmiast pobiegliśmy za kulisy po kasę… Znaczy my pobiegłyśmy, a Yato poszedł w niezidentyfikowanym kierunku (zapewne rzyg… pooglądać zjedzone przez siebie śniadanie).
- Musicie ze mną iść do banku jeśli chcecie pieniądze. Starsze panie potrzebują ochrony przed bandziorami - na szczęście zaczęła ubierać się w coś normalnego. Jedyne czego się nie spodziewałyśmy to, że babcia zrzuci z siebie ubrania na naszych oczach.
Wyleciałam stamtąd, gdy tylko zaczęła odpinać coś, co zakładała na klatkę piersiową (stanik to to nie był). Wybiegając, spotkałam Yato.
- A pani dokąd się spieszy?
- Cycki też lubisz podziwiać? Jeśli tak, to zapraszam za kulisy - Chyba zrozumiał o co chodzi, a ja musiałam wyglądać jak umierająca, bo złapał mnie za ramie i polazł ze mną, aż przed budynek. Po chwili dołączyła do nas Kaito z żółwicą.
- Prowadź nas do banku - dalej miałam dreszcze po ataku z zaskoczenia golizną, której nie chciałam widzieć.
- Odetchnęłam, możemy iść.
Wbiliśmy do banku, jakby to był napad. Ludzie patrzyli na nas jak na kompletnych idiotów.
- Proszę się przesunąć, Babcia idzie! - przecisnęliśmy się między ludzi, robiąc jednocześnie miejsce dla babcinki, która mogła się poczuć jak jakiś gangsta.
Jeden facet zaczął mieć swoje zdanie, ale jedno zabójcze spojrzenie spowodowało, że stracił swoją odwagę.
Staliśmy tak chwilę, podczas gdy babcia tłumaczyła facetowi co i jak.
- To co, skoczymy potem na zakupy? Potrzebuję reset pamięci.
- Raczej pójdę do domu i wezmę gooorącą kąpiel. Zasłużyłam sobie.
- Ludzie, długo jeszcze?
- Proszę tu podpisać… - wreszcie! Nie wierze! Już myślałam, że na emeryturę pójdę.
Niestety nic nigdy nie może być proste.
Wbili do banku jacyś złodzieje-wannable. Serio? Jedyny raz w banku i akurat dzisiaj musieli go obrabiać. FAK MAJ LAJF
Padłam sobie na krzesełko i spojrzałam na Yato jak na niewolnika.
- Weź coś z tym zrób…
- Za darmo nie robię.
Przekomarzaliśmy się dobre 10 minut, co trochę chyba zdziwiło napastników.
- Co się tak gapicie? Jak ja wstanę, to się zrobi niewesoło.
Nie udało nam się nic zrobić, bo banda złodziejaszków zamknęła wszystkich zakładników w metalowym pomieszczeniu.
- Wydostańmy się stąd i idźmy do domu.
Jednak żadne z nas nie mogło korzystać z magii. ŚWIETNIE.
- A ty geniuszu nie masz przypadkiem miecza? O tam, na pleckach…- Spojrzał na mnie, jakbym mu lizaka dawała.
- Zaraz stąd wyleziemy…
Okazało się, że walenie mieczem nic nie robiło, tylko trochę wygięło drzwi i ściany. Okien nie było, bo przecież po co w pokoju okna c’nie?
Po kilku minutach Yato zaczął dyszeć jak lokomotywa. I nie byliśmy bliżej od wydostania się stamtąd.
- Weź w to przywal mocniej!
- Może ty spróbujesz?
- Nie wydostaniemy się stąd! - zaczął krzyczeć jakiś facet, a po chwili zaczął bujać się przy drzwiach.
- Ja mogę spróbować - odezwał się z rogu pokoju chłopak o czerwonych włosach. Nie zauważyłam go wcześniej.
- Jak zamierzasz to niby zrobić? - spytałam sceptycznie.
Chłopak wyciągnął z kieszeni małą spinkę do papieru.
- Drzwi mają zamek. Otworzę je za pomocą tego.
- Kaito, ty masz spinki we włosach, a na to nie wpadłaś - Ale ona chyba nie słuchała,bo wytrzeszczała gały na chłopaka grzebiącego przy zamku.
- Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezużyteczny - Yato chyba się lekko zirytował, bo walnął w ścianę tak, że przebił się na drugą stronę.
- Wcześniej tak nie mogłeś zrobić?
- Nosiłeś to ze sobą cały czas? - spytałam, gdy jednocześnie drzwi zostały otworzone za pomocą spinacza.
- Nigdy nie wiadomo do czego może ci się to przydać. Poza tym jesteśmy w banku… tu leży ich pełno.
Ludziska wybiegli na zewnątrz. Jednak nie skopaliśmy niczyich tyłków, ponieważ złodzieje już wybyli.
- Ej! A gdzie jest babcia?!
- Mam lepsze pytanie… Gdzie jest kasa?
- Tu leży! Razem z listem? ‘’ Dziękuję za pomoc - Babcia ‘’ Coo?
- O żesz ty. Ten tyłek był sprytniejszy niż się wydawał - Otrząsnęłam się na wspomnienie występu.
- Wyniuchałem pociąg, więc zwijamy kasę i spadamy - Zapomniałam, że w połowie jest psem.
- Wreszcie! Czas na gorącą kąpiel i odpoczynek!
Chciałam podziękować czerwonowłosemu otwieraczowi zamków, ale nigdzie jego czupryny nie widziałam. Trudno. Więcej kasy dla nas.
- No to aport!
- Czasami mam ochotę cię zabić…
- I tak mnie lubisz - Ruszyliśmy na stację w świetnych nastrojach.
Gdy wróciliśmy do gildii, każdy z nas wziął swoją część pieniędzy. Po przeliczeniu okazało się, że dostaliśmy o wiele więcej niż było na początku napisane w ogłoszeniu. Spędziliśmy razem tyle czasu, że praktycznie zaraz każdy z nas poszedł do domu. Trzeba trochę czasu dla siebie na odpoczynek i relaks z dala od gołych pośladków, rowów mariańskich i żółwi. To była jedna z tych misji, którą wolałabym zapomnieć. Już nigdy więcej nic nie wybieram.

____________________________________________________________________
Za to, że nam się nie chciało, rozdział bardzo długi.
Wszystko, co jest tu niezrozumiałe, jest niezrozumiałe również dla nas...
Więc don't worry :D
Miłego czytania ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz