Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 13 marca 2017

Po Zmroku Część 1 - Jedyna bezpieczna osada

Nowy dzień. Pora wstawać. Kilka minut zajęło jej zrozumienie gdzie jest i dlaczego musi zwlec tyłek z miękkiego łóżeczka. Trzeba sprawdzić wszystkie ogrodzenia i zmienić przysypiających na wartach strażników. Cieszyła się, że tym razem nie ona musiała trzymać wartę nocą. Odkąd założyli osadę dwa lata wcześniej, te stwory próbowały dostać się tam na wszelkie możliwe sposoby. I, co gorsze, zdawały się rozwijać. Ubrała się w to, co zwykle i wyszła.
- Obudź się, Rey. Zmiana warty. Idź odpocząć.
- Co? Już?
- Chciałeś jeszcze tu sobie postać? - Chyba nie usłyszał. W półśnie ruszył w stronę swojego baraku.
Yuki rozejrzała się dookoła. Wszędzie był spokój, tylko w oddali migotało kilka ruchomych punkcików. Pomyślała, że odstrzeli kilka z nich jeśli tylko ją zdenerwują.


Kilkadziesiąt kilometrów dalej na północ


Na środku polany stał porzucony drewniany dom. Niczym się nie różnił od innych takich domów z zabitymi drewnem oknami i drutem kolczastym na schodach. W środku tak jak w innych miejscach tego typu gdzieniegdzie przedzierały się przez szpary promienie słoneczne. Z poddasza dał się usłyszeć szum radia. Na jedynej w całym budynku starej kanapie siedziała postać wcinająca zasuszone mięso. Do czasu. Ze schodów słychać było ledwo usłyszalne skrzypnięcie…
Kobieta powoli odłożyła paczkę na ledwo zipiący stolik i wstała jednocześnie kierując swoją broń w kierunku schodów.


Trzymanie straży było prawdziwą męczarnią. 40 stopni w cieniu i ten smród. Jeszcze nie jadła śniadania, a już odebrało jej apetyt. Na szczęście za dwa dni będzie mogła wychodzić poza ogrodzenie. O niczym innym nie marzyła. Wszystko było lepsze niż gapienie się na tłum chodzących zwłok. A na razie musiała doczekać w tym upale do południa.


Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła trójka mężczyzn w wieku powyżej 40 lat. Zaniedbani tak jak każdy komu się udało przeżyć zmrok. Na pierwszy rzut oka każdy miał ze sobą co najmniej jeden pistolet, nóż i karabin.
- No proszę… co my tutaj mamy… - odezwał się pierwszy rozglądając się jednocześnie po poddaszu.
- Zastanawialiśmy się dlaczego nie ma w tej okolicy zombie… A tutaj taka kobitka… - powiedział drugi z mężczyzn.
Kobieta nie odezwała się słowem. Nadal jednak trzymała karabin nacelowany w kierunku ‘’gości’’.
- Mało rozmowna? Co?! Zombie zabrało ci język?! - wybuchli śmiechem.


Wreszcie nadeszło wyczekiwane przez nią południe. Przekazała wartę swojej koleżance i wyruszyła na poszukiwanie jakiegoś zajęcia. Niby tyle się dookoła działo, ale w osadzie zawsze było nudno. Najlepiej bawili się ci, którzy mogli ją opuszczać. Postanowiła przejrzeć i wyczyścić broń żeby nie zapomnieć zrobić tego przed wyprawą. Gdyby znalazła się w tarapatach, tylko broń mogłaby uratować jej skórę. Była już w połowie, gdy zaczepił ją Rey.
- Może wyskoczymy na jakiś dobry obiadek? Słyszałem, że dzisiaj w kantynie dają ziemniaki i mięso.
- Czyli jeszcze nie zabili żadnego prosiaka? Ile bym oddała za coś, co nie jest suszone. Możemy iść, ale najpierw muszę dokończyć robotę.


- A tobie jaja? - mężczyźni przestali i z widocznym gniewem w oczach rzucili się na nią.
Pierwszy z nich od razu dostał dwa pociski w klatkę piersiową, drugi jeden w głowę a trzeci w ramię. Zraniony leżał na podłodze i sięgał do pistoletu, który miał przy nodze. Po przypatrzeniu się widać było, że karabin, który ze sobą nosi jest tylko na pokaz. Nim jednak sięgnął po broń kobieta nadepnęła jego rękę i w tym samym czasie przyłożyła mu celownik do mostka.
- Ilu was przyszło? - spytała ostro.
- Moja dłoń!... Co...co ty robisz!
- Zadałam pytanie…
- Nas trzech tylko!
- Nie oszukuj mnie - powiedziała jednocześnie naciskając na dłoń mężczyzny całym ciężarem ciała.
- Dobra! Prze-przestań! Było nas tylko trzech! Przecież mówię prawdę! Dlaczego miałbym kłamać! Miażdżysz mi kości! - zaczął płakać z bólu.


W kantynie siedziało kilka osób i zajadało ze smakiem coś, czego kiedyś nawet by nie przełknęli. Prawdopodobnie większośc zeszła z warty.
- Wiesz, tak sobie pomyślałem… Może lepiej nie wychodź na zewnątrz?
- O czym ty mówisz? Chyba za krótko spałeś…
- Tam jest niebezpiecznie. A ja lubię cię mieć na oku.
- Jakoś to przeżyjesz. Nie mam zamiaru spędzić całego życia na warcie albo w ogródku, uprawiając warzywka.
- Nie o to mi chodzi. Nie chcę tylko żeby coś ci się stało. Jesteś zbyt delikatna.
- Mówisz chyba o sobie… - Cieszyła się, że skończyła posiłek i mogła zakończyć tą dyskusję. Chłopak z dnia na dzień coraz bardziej ją denerwował. Czuła się jakby cały czas przebywała z niańką. W dodatku miała wrażenie, że liczył na coś więcej. Pomyślała, że to niedorzeczne. Ludzie codziennie walczą o przetrwanie i jedzenie, a on…


- Już, już… przestań beczeć… - powiedziała, odchodząc od mężczyzny na krok.
- Nie...nie zabijesz mnie? - zapytał z nadzieją w oczach, która bardziej pasowała 5 letniemu dziecku niż dorosłemu mężczyźnie.
- Nie - uśmiechnęła się sztucznie i zdzieliła chłopa bronią w głowę.
- Chyba odzyska przytomność… - odwróciła się w stronę stolika, zabrała pod rękę radio, resztkę jedzenia, pozostałą amunicję i skierowała się w stronę drzwi. Zanim jednak weszła na wąski korytarz, cofnęła się w stronę mężczyzn, przeszukała ich i pozabierała co cenniejsze rzeczy, które jak wiadomo trupom się do niczego nie przydadzą. Dopiero po tym postanowiła poszukać innego miejsca do schronienia się przed żywymi trupami.
Dalej była czujna, nie wierzyła do końca w zeznania nieprzytomnego. Wychyliła się zza drzwi i rozejrzała się uważnie po okolicy. Nic jednak nie zauważyła. Powoli wyszła na zewnątrz dalej rozglądając się po okolicy. Przeszła 10 kroków gdy na szyi poczuła ukłucie. Odruchowo podniosła rękę do tego miejsca i wyciągnęła mają strzałkę. Po chwili upadła jak kłoda.  

Yuki siedziała w baraku i nie za bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić, kiedy usłyszała krzyki na zewnątrz. Wybiegła i złapała jednego ze starszych rangą strażników.
- Co się dzieje?
- Patrol widział kilku bandytów na północy, dosyć blisko osady. Zbieramy ekipę na wyjście. Niestety część poszła szukać leków i mamy braki w zespole.
- Idę z wami.
- Masz szczęście, że to wyjątkowa sytuacja. Zabieraj broń. Musimy sprawdzić jakie mają plany.
Po dwóch minutach z osady wyjechały dwa samochody terenowe. Były przystosowane do przedzierania się przez gromady zombiaków. Na miejsce dojechali zaledwie po 40 minutach. Wszyscy wyskoczyli z samochodu na polanie obok niedużego drewnianego domku. Gdy grupa mężczyzn ich ujrzała, wszyscy wzięli nogi za pas. Strażnicy ruszyli za nimi.
- Zobacz! Ktoś tu leży!
- Żyje?
- Tak. Zobacz, obok leży strzałka. Pewnie chcieli ją obrabować.
- Nie wygląda na zarażoną, więc zabierzemy ją do miasta. Całą odpowiedzialność biorę na siebie.
Strażnicy wrócili po kilku minutach. Udało im się dorwać tylko 3 mężczyzn, ale i tak był to niezły wynik. Związali ich i zapakowali do samochodów. Na koniec ostrożnie umieścili tajemniczą dziewczynę w jednym z samochodów i ruszyli w drogę powrotną.


Leżała i powoli dochodziła do siebie. Nadal nie miała czucia w palcach dlatego postanowiła udawać dalej zwłoki naprute w trzy dupy. Poruszali się samochodem terenowym. Poza nią były jeszcze 4 osoby w samochodzie. Czuła promienie słońca na twarzy co oznacza, że kierowali się na południe. Jej ‘towarzysze podróży’ nie należeli do najrozmowniejszych… Widocznie przewidzieli, że może nie być do końca tak nieświadoma na jaką się wydaje.
Usłyszała odgłosy większej ilości silników samochodowych...


Yuki została z tajemniczą osobą w szpitalu polowym. Dostała takie polecenie od dowódcy. On sam musiał zdać raport kapitanowi i poinformować go o dodatkowej osobie w składzie, inaczej miałby spore kłopoty. Dziewczyna nadal się nie budziła, ale lekarka po zbadaniu strzałki stwierdziła, że środek nie był niebezpieczny. Obok łóżka leżały rzeczy dziwnego gościa. Nikt nie ruszał, ponieważ takie panowały tam zasady.


Kiedy znów odzyskała przytomność to leżała na łóżku. Czuła pod sobą najmiększy materac od prawie dwóch lat. Otworzyła trochę oczy by zobaczyć w jakim pomieszczeniu się znajduje. Po prawej stronie leżały jej wszystkie rzeczy włącznie z bronią. Nie spodziewała się tego. Niedaleko jej łóżka siedziała jakaś dziewczyna na niewygodnie wyglądającym plastikowym krześle. Nie patrzyła na nią dlatego udało jej się dosięgnąć małego szwajcarskiego scyzoryka, który dostała od ojca i schować go pod siebie.
Otworzyła usta i chrząknęła.


- Dobrze, że się obudziłaś. Za chwilę przyjdzie tutaj chłopak z obiadem dla ciebie. Mam nadzieję, że lubisz ziemniaki i pomidory.
Yuki uśmiechała się tak przyjaźnie, jak tylko mogła. Dziewczyna wyglądała na spiętą i chowała pod sobą scyzoryk, co Yuki dostrzegła kątem oka. Na razie jednak wolała o tym nie wspominać, żeby jej nie zdenerwować.
- Czujesz się już lepiej?


Gapiła się na nią z bardzo inteligentnym wyrazem twarzy niczym u zdechłej ryby. Niby czemu ktoś kto ją porwał miał się przejmować czy dobrze się czuje?
- Świetnie…- a zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
Rozejrzała się swobodnie po pokoju skoro teraz już mogła. Wyglądał jak ten standardowy pokój do leczenia ludzi w czasie apokalipsy jeszcze ze starych filmów i seriali.
- Gdzie ja jestem?


- W szpitalu polowym. W jedynej znanej nam bezpiecznej osadzie w tej części kraju. Jeśli martwisz się o swoje rzeczy, to nie były ruszane przez nikogo.
W tym momencie do pomieszczenia wszedł na oko 12-letni chłopak z ogromnym talerzem wypełnionym pysznym jedzonkiem.
- Życzę smacznego - Gdy się uśmiechał, wyglądał jak mały elf.


Dziewczyna spojrzała na talerz ugotowanych ziemniaków z pomidorami. Już nie pamiętała kiedy ostatnim razem jadła coś innego niż konserwę o niewiadomym pochodzeniu i to co wydawało jej się jadalne z pobliskiego lasu w poprzedniej lokalizacji. Pamiętając swoje zardzewiałe już maniery podziękowała cicho chłopaczkowi i zaczęła jeść. W końcu jeśli chcieliby ją zabić to mogli to już zrobić wcześniej.


- Kiedy już zjesz, możesz trochę się tu rozejrzeć. Lekarka mówiła, że powinnaś rozruszać mięśnie. Ja na razie muszę skoczyć do dowódcy dowiedzieć się co dalej.
Wyleciała ze szpitala, jakby ją gonili. Wiedziała, że dziewczyna raczej spróbuje uciec niż pospacerować, ale tego przecież nikt jej nie mógł zabronić. Była wolnym człowiekiem. W końcu znalazła dowódcę niedaleko bramy.
- I co powiedział kapitan?
- Może zostać, jeśli zechce. Ale wygląda na kogoś, kto nie lubi zostawać w miejscu. W każdym razie moje zadanie wypełnione. A jak ona się czuje?
- Obudziła się i je obiad. Nie wygląda źle.
Oboje skierowali się w stronę szpitala.


Jadła powoli bo chciała zapamiętać ten smak i się nim rozkoszować. Nie wiedziała kiedy następnym razem będzie mieć okazję. Mimo tego wydawało jej się, że jedzenie skończyło się o wiele za szybko.
Czuła się niezręcznie bo od dłuższego czasu nie miała kontaktu z innymi ocalałymi. Nie wiedziała gdzie ma odstawić talerz, ale jej dziwną debatę na ten temat przerwało pojawienie się dwóch osób.


- Witaj. Słyszałem, że już lepiej się czujesz. Jeśli chciałabyś tu zostać, mamy jeszcze kilka wolnych łóżek oraz otrzymałaś na to pozwolenie. Wybaczcie, ale muszę wracać do swoich obowiązków.
Zostały same. Dziewczyna nadal patrzyła na nią ogromnymi oczyma. Nadal trzymała w rękach pusty talerz.
- Naczyniami się nie przejmuj. Co jakiś czas chłopcy biegają po osadzie i zbierają wszystko, co potrzebuje mycia. Wybacz, że pytam… Masz zamiar tu zostać?


Te same czerwone oczy gapiły się w dziewczynę z tępym wyrazem. Co to znaczy ‘’czy mam zamiar?’’
- Czy mam zamiar? - powiedziała.
Odłożyła talerz na róg łóżka i oparła się na rękach dalej wpatrując się w dziewczynę. Przecież nikt nie pozwoliłby poruszać się nieznanej osobie po ich osadzie. Zombie to nie jest jedyny wróg ludzi. Jest wiele osób, które czerpią sadystyczną przyjemność w wybijaniu swoich pobratymców samemu lub otwieraniu bram i patrzeniu jak trupy zżerają cały obóz.


- W każdym razie możesz tu zostać i to przemyśleć. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, znajdziesz mnie w ogrodzie. Gdy stąd wyjdziesz musisz skręcić w prawo, w stronę kantyny. To zaraz obok.
Przez te wszystkie wydarzenia o mało nie zapomniała, że dzisiaj jej kolej pielęgnowania ogrodu i karmienia zwierząt. Przy okazji trzeba sprawdzić, czy któreś nie zachorowało. Pamiętała, co się stało, kiedy jeden ze strażników tego nie dopilnował. Na wchodzących do zagrody rzuciła się tocząca pianę z pyska świnia. Inne leżały pozagryzane dookoła. Trzeba było je spalić inaczej mógłby to być koniec osady. Na szczęście dwie przeżyły, więc ludziom nie groziła śmierć głodowa.


Pozbierała swoje rzeczy i pochowała je w miejscach, z których ktoś je wyciągnął. Tyle było z reguły ‘nie dotykania cudzych rzeczy’. Zwarta i gotowa w 5 minut po uprzednim sprawdzeniu magazynków, wybrała się zgodnie ze wskazówkami do kantyny. Na razie nie podjęła żadnych decyzji, więc zwiedzanie nie były niczym groźnym. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Siedział tam tylko jeden mężczyzna o brązowych oczach i włosach. Wyglądał jakby miał depresję, więc odwróciła się na pięcia i wyszła z pokoju, nie chcąc mieć z takim dramatem nic wspólnego.


Yuki zauważyła tajemniczą dziewczynę wychodzącą z kantyny. Wolała do niej nie podchodzi, jeśli ta sama nie będzie tego chciała. Z resztą w ogrodzie było wystarczająco dużo pracy. Chwasty rozrastały się w ekspresowym tempie. W dodatku co chwilę pojawiały się nowe plagi ślimaków i innego robactwa.


Szlajając się bez celu po budynku dziewczyna odruchowo sięgnęła po pierścionek, który miała ukryty w wewnętrznej kieszeni bluzy. Nagle zatrzymała się nie czując nic. Panicznie zaczęła klepać w miejscach gdzie mógł się znaleźć. Mimo tego i tak nie znalazła nic więcej niż powietrze. Szybko odwróciła się w stronę, z której przyszła i biegiem poleciała w stronę lecznicy. Gdy się tam znalazła przeszukała każdy kąt, zakamarek… przewróciła pokój do góry nogami w poszukiwaniu pierścionka, ale nic nie znalazła. Postanowiła poszukać go, idąc tą samą drogą, którą szła wcześniej.


Już prawie skończyła robotę, kiedy dostrzegła dziewczynę nerwowo biegającą w tą i z powrotem. To nie wróżyło nic dobrego, więc poleciała za nią najszybciej jak umiała.
- Stało się coś?


Szybko odwróciła się w stronę głosu i złapała dziewczynę za koszulę.
- Gdzie on jest?! - spojrzała na dziewczynę oczami pełnymi wściekłości.
Drugą rękę zacisnęła w pięść.


- Może, zanim spróbujesz mnie walnąć, a ja zacznę się bronić, wyjaśnisz mi o czym mówisz?
- Twierdzisz, że nikt nie dotykał moich rzeczy?
- Macaliśmy jedynie twoje kieszenie w poszukiwaniu dokumentów. Ale nie pakowaliśmy łap do środka. Nawet, gdy twoja torba się przewróciła, nie zbieraliśmy twoich rzeczy, bo po prostu nie możemy ich dotykać. Ale… czemu pytasz?
- Zniknął mój pierścionek. Miałam go schowanego w tej kieszeni w bluzie - rozpięła bluzę i pokazała po czym znów ją zapięła - nie otwierałam tej kieszeni od 2 miesięcy i nie mam go w środku.
- Hmmm… Może wypadł kiedy zdejmowaliśmy ją, żeby cię zapakować do łóżka?
- Nie mógł tak po prostu wypaść.
- Szukałaś w szpitalu?
- Szukałam wszędzie i jeszcze trochę, a zaraz sprawdziłabym pod deskami - puściła koszulę drugiej dziewczyny.
- Na zgubione rzeczy jest jeden niezawodny sposób - Yuki uśmiechnęła się po czym gwizdnęła tak głośno, że cała osada słyszała. Za chwile też pojawił się obok nich chłopiec - ten sam, który przyniósł obiad.
- Mam dla ciebie misję specjalną. Nasz gość zgubił cenną rzecz, mianowicie pierścionek. Przeszukała szpital i nigdzie go nie znalazła…
- Się robi! - Chłopak zaczął się wciskać pod barak. Nie było go kilka minut, aż wreszcie wypełzł. Był cały brudny, ale uśmiechał się triumfująco. W dłoni trzymał mały przedmiot.
- Czy to ten pierścionek?


Dziewczyna spojrzała z niedowierzaniem na małego chłopca. Po kilku sekundach wyszła z szoku i wyciągnęła rękę aby odebrać zgubę.
- Tak… to ten - i podziękowała chłopcu oraz drugiej dziewczynie. Ta uśmiechnęła się szczerze i być może to są jednak ludzie normalni, którzy nie stracili swojego człowieczeństwa w strasznej walce. Ta właśnie wojna trwa blisko dwa lata a jej wynik jest jeszcze nie przesądzony.


___________________________________________________________________________
Nowy rozdział, nowego fanfiku (?)
Nie wiem czy to można nazwać fanfikiem skoro to nasz ‘orginalny’ pomysł.
Postanowiłyśmy razem z Yuki napisać coś innego niż nasz ff z Fairy Taila. Tak dla odświeżenia szarych komórek oraz z innego prostego powodu (by sobie trochę odpocząć) Być może część osób, która w ogóle czyta tego bloga (ciemno wszędzie, głucho wszędzie…) zauważyła, że rozdziały straciły trochę na humorze (bece?) a pisanie nowego rozdziału przychodzi nam z trudem(Wierzcie lub nie.. ten 6 stronicowy ff napisałyśmy w niecałe 3 godziny, a ostatnie rozdziały zajmowały nam o wiele więcej a są głównie dialogami)

Mamy nadzieję, że Wam się spodoba :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz