Łączna liczba wyświetleń

piątek, 2 czerwca 2017

Po Zmroku Część 2 - Bo do tanga trzeba dwojga a do zabawy?

Następnego dnia obudziła się w łóżku, co samo w sobie było rzeczą niezwykłą. W czasie tych dwóch lat mogła policzyć na palcach jednej ręki ile to razy miała tego typu okazję. Powoli wstała z łóżka, rozciągnęła się i pozabierała swoje graty, i postanowiła wyjść z pokoju.

To dzisiaj. Nastał ten dzień. Nareszcie będzie mogła opuścić chociaż na chwilę bezpieczne miejsce i rozejrzeć się po okolicy. Oczywiście najważniejsze było wypełnienie zadania. Nie wiedziała czemu, ale, podczas gdy inni szukali schronienia, ona chciała zaznać niebezpieczeństwa. Wiedziała, że to się zmieni, gdy jej marzenie się spełni, ale to było silniejsze od niej. Dlatego tak nienawidziła wtrąceń Reya o niebezpieczeństwie. I coraz mniej lubiła jego samego.

Przez parę minut błądziła po nieznajomym korytarzu, co jakiś czas rozglądając się. Chciała dotrzeć sama do stołówki bez pytania kogokolwiek o pomoc. Nadal nie ufała tym ludziom. Jeszcze na początku, gdy nadawany był komunikat w radiu o najbezpieczniejszej przystani dla ocalonych, każdy chciał się tu znaleźć. Później jednak było już wiadomo, że nie każdemu się to uda ze względu na okoliczności.

Wpadła na dziwną dziewczynę przed kantyną. Wiedziała już, że nazywa się Kaito. Razem weszły na stołówkę. Na śniadanie był chleb wypiekany przez mieszkańców, warzywa z ogródka i trochę suszonego mięsa. Wiedziała, że będą musieli zjeść je całe zanim zabiją kolejnego prosiaka. Przy śniadaniu zaczepił ją Rey.
- Nie ufam jej. I ty też nie powinnaś.
Cieszyła się, że Kaito znajdowała się wtedy daleko i niczego nie usłyszała.
- Przestań pieprzyć i za mną łazić.
Wkurzona wróciła do stolika, gdzie dziewczyna kończyła swój posiłek.

Kątem oka obserwowała jedyną osobę z widzenia jaką znała. Widziała, że zaczepił ją jakiś chłopak, który wydawał jej się dziwnie znajomy, ale nie wiedziała skąd. Nie było w nim nic nadzwyczajnego, więc pewnie należał do tych, których mija się zazwyczaj na ulicy a po dwóch minutach nawet nie pamiętasz, nic więcej niż tego jakiej płci był dany osobnik.
Starał się spojrzeć w jej stronę niezauważenie, ale wychodziło mu to marnie. Gdy zobaczyła, że mężczyzna mówi coś Yuki, spojrzała w swój talerz. Nie potrzeba intelektu geniusza, żeby zgadnąć o czym postanowił poinformować dziewczynę.

Yuki wiedziała, że dziewczyna domyśliła się tematu ich rozmowy. Chciałaś jakoś przeprosić dziewczynę, ale czuła, że ta za tym nie przepada. Wpadła więc na inny pomysł. Rzuciła krótkie “przepraszam” i wybiegła z kantyny. Zatrzymała się dopiero przed barakiem dowództwa. Zrobiła najsłodszą minkę jaką potrafiła i weszła do środka.

Kiedy wkurzona czarnowłosa po chwili wybiegła z kantyny jakby ją stado głodnych zombie goniło, Kaito zaczęła poważnie się zastanawiać, czy z tymi ludźmi jest wszystko w porządku, czy może ześwirowali jeszcze bardziej niż jest to możliwe. Postanowiła, że w tym samym czasie ‘pochłonie’ swoją porcję jak najszybciej, by wyjść z tego pomieszczenia i zostawić za sobą ciekawskie spojrzenia innych.

Z budynku wyszła z niemałym zadowoleniem. Nie było jej jednak dane odpocząć. Zaraz po wyjściu zauważyła Kaito znikającą za rogiem. Za ten bieg powinna dostać medal. Gdy ją dogoniła zdołała jedynie wysapać “wychodzimy”. Przez następne pół minuty dyszała jak parowóz.

Spojrzała na nią jak na niezwykły przypadek zmutowanego wielbłąda, który reklamowany był 3 lata temu i robił wielką furorę wśród naukowców.
- Niby gdzie?

Wreszcie mogła wydobyć z siebie coś dłuższego niż jedno zdanie.
- Na zewnątrz. Załatwiłam ci pozwolenie. Niedaleko jest miasto. Musimy zdobyć leki, jedzenie i inne przydatne rzeczy.

Dziewczyna zamrugała parę razy jakby nie mogła uwierzyć w to co widzi i słyszy. Przypatrywała się przez chwilę Yuki aż w końcu…
- A skąd masz pewność, że nie pracowałam razem z tamtymi ludźmi i nie zamierzam otworzyć bram jak będzie na to pora? Że będę cię osłaniać zamiast uciec? Może jestem psychopatką i zamierzam cię zamordować, bo nie podoba mi się jak na mnie patrzysz w tym momencie, a ty chcesz ze mną wyjść na zewnątrz?

- I tak miałam wziąć kogoś do pomocy. Wolę żebyś to była ty niż Rey. A co do twojego pytania… Nie zapominaj, że ja też potrafię się bronić. Więc jak, masz ochotę iść ze mną?
Dziewczyna nadal patrzyła na nią ogromnymi oczami.

Decyzja nie była zbyt trudna, bo o wiele więcej było do zyskania niż do stracenia. Wyjście z tego cudownego obozu do realnego świata nie było niczym strasznym dla kogoś, kto przeżył w tej dziczy ponad rok. Dziewczyna postanowiła tylko potaknąć głową, bo i tak powiedziała więcej niż w ciągu ostatnich kilku miesięcy razem wziętych.

Dziewczyny skierowały swoje kroki do zbrojowni. Yuki pozwoliła Kaito poprzeglądać sprzęt i uzupełnić to czego jej brakowało. Odliczyła też odpowiednią liczbę nabojów wyznaczoną na akcje tego typu. Były już gotowe do wyjścia, kiedy znowu pojawił się Rey.
- Dlaczego idziesz z nią? Myślałem, że zabierzesz mnie. Od tak dawna jesteśmy przyjaciółmi, a ty wolisz jakąś przybłędę?
- Możesz przestać zachowywać się jak pajac? Właśnie dlatego nie wybrałam ciebie. Zachowujesz się jak dziecko, a raczej jak mały, rozpuszczony bachor!
Nie słuchała dalszych krzyków chłopaka. Ruszyła niczym taran w stronę bramy, żeby tylko jak najszybciej opuścić osadę.

Dziewczyna zmierzyła chłopaka wzrokiem. Sama odwróciła się na pięcie i starała się dogonić Yuki zanim ta stwierdzi, że woli jechać sama. Dogoniła ją tuż przy bramie. Obydwie wskoczyły szybko do terenówki i wyjechały, zostawiając za sobą obóz. Przez pewien czas panowała niezręczna cisza. Dwie dziewczyny nie bardzo wiedziały o czym mogą ze sobą rozmawiać. Wreszcie po kilku chwilach padły pierwsze słowa a raczej pytanie.
- Kim do cholery jest ten facet?

- To mój… zdawałoby się, że przyjaciel, ale…. nie jestem pewna. Z czasem zaczął się zachowywać coraz gorzej, więc teraz go unikam.
Dojechały do pierwszych budynków. Yuki zatrzymała samochód.
- Do miasta musimy wejść na piechotę. Większośc z nich jest pozamykana w budynkach, ale ryk silnika może zwabić jakieś spoza miasta.
Ruszyły długą, główną ulicą. Miasto wyglądało naprawdę ponuro. Na niektórych budynkach nadal można było dostrzec zaschnięte plamy krwi. Już z daleka dojrzały sklep spożywczy.

- To wiele wyjaśnia - dziewczyna spojrzała na nią z wyrazem twarzy, który mógł sugerować wszystko od ‘co?’ do ‘o czym ty teraz do mnie mówisz?’. Sekundy mijały a obie zbliżały się do sklepu. Yuki nie usłyszała odpowiedzi dopóki nie znajdowały się już przed wyjątkowo nie zniszczonymi drzwiami sklepu.
- Dlaczego ten facet ciągnie się jak smród po gaciach - czarnowłosa postanowiła nie komentować.

Po cichu weszły do środka. Postanowiły się najpierw rozejrzeć po całym sklepie. Kiedy ustaliły, że są w nim same, zaczęły zagarniać do toreb wszelkie produkty , które mogły się przydać. Yuki pamiętała o wskazówkach dotyczących ilości produktów jakie mają zabrać. Dowództwo bało się, że jeśli wezmą wszystko, to skończy się bardzo szybko.
Kiedy skończyły ostrożnie wyjrzały na zewnątrz. Po upewnieniu się, że jest pusto skierowały swoje kroki do apteki.

- Nie to żebym narzekała, ale to cud, że jeszcze żaden z zakapturzonych popaprańców nie znalazł tego miejsca… - rozejrzała się wokoło podziwiając jednocześnie półki pełne produktów. W obecnych czasach jest to widok porównywalny ze spotkaniem Ogromnego Zombiaka, który jak sama nazwa wskazuje jest… ogromny.

- Żeby tu dojść trzeba albo wyminąć naszą osadę, co jest niemożliwe ze względu na wartowników, albo dotrzeć tu przez bagna i lasy pełne tego ścierwa. Nikt tu nigdy nie dotarł, więc traktujemy to jako nasz prywatny magazyn.
Zaczęła przeglądać półki w poszukiwaniu najbardziej potrzebnych leków. Były to między innymi środki odkażające i leki przeciwbólowe oraz przeciwzapalne. Kiedy skończyła, postanowiły wrócić do samochodu. Były już niedaleko, kiedy ze wszystkich stron otoczyły ich cuchnące stwory.

Sięgnęła po swój sprawdzony AK i zaczęła strzelać do chodzących trupów. Pierwsza ich linia padła jak marionetki, którym odcięto sznurki. Innym jednak to nie przeszkadzało by przesunąć się w stronę ludzi. Kolejna linia padła po czym skończyły się naboje i trzeba było sobie radzić w inny sposób. Jeden z zombiaków podszedł na tyle blisko by zostać zdzielonym rękojeścią pistoletu. Inny dostał kawałkiem deski w oko jednocześnie robiąc szaszłyk z resztek mózgu. Krew i inne płyny bliżej nieokreślone tryskały na wszystkie strony. Na szczęście te zombiaki były na tyle nie rozwinięte, że przy dużej liczbie martwych trupów swoich kamratów, zaczęły zajadać się nimi. Przestały je interesować broniące się ofiary, które były nie warte tyle zachodu.

Niestety, po chwili stwierdziły, że wolą świeże mięsko. Zaatakowały znowu, a było ich tak dużo, że obie miały spore kłopoty. Wtedy stało się coś, co zamurowało je w miejscu. Jednemu z zombiaków wybuchła głowa. Stwory były chyba tak samo zaskoczone, bo na chwilę się zatrzymały. Wtedy głowa następnego eksplodowała. Potem jeszcze kilku tak, że już po chwili miały oczyszczone przejście.
- Ktoś wali do nich ze snajperki!
Nie czekały aż trupy się pozbierają. Ruszyły w stronę samochodu ile sił w nogach.

- Nie ma to jak dobre ćwiczenia na początek dnia - powiedziała jednocześnie wskakując do samochodu. Rzuciła torbę z lekami i innymi przydatnymi rzeczami na tylne siedzenia terenówki i z westchnieniem oparła głową o zagłówek siedziska.

Jeszcze nigdy tak szybko nie odpaliła silnika. Dopiero po chwili jakby maleńka myśl pojawiła się w jej głowie.
- Zostawiliśmy go! - Ryknęła gwałtownie hamując. Jej towarzyszka o mało nie wleciała w przednią szybę.

- Ej! Chcesz mnie zabić?! Są o wiele prostsze sposoby! - musiała chwycić się uchwytu w drzwiach, bo jej towarzyszka postanowiła na pełnym gazie zakręcić o 180 stopni i wrócić po snajpera - Nie wiem czy cię kiedykolwiek jeszcze puszczą skoro za każdym razem przywozisz ze sobą z powrotem jakieś przybłędy - dziewczyna zaśmiała się drwiąco.

Kiedy wróciły na miejsce, ich uwagę przykuła kupa zombie stojąca w jednym miejscu.
- Dziwne. Nigdy się tak nie zachowują - Sięgnęła po awaryjny pistolet, o którym wcześniej zapomniała. Strzeliła do tego który był najbliżej. Zaważyła, że było ich zdecydowanie mniej niż wcześniej. Ale na miejscu, w którym jeszcze przed chwilą były zombie zobaczyła tylko kawałek mięsa.
- Dziwne. Gdzie on mógł siedzieć?

Rozejrzała się wokół. Swoim wzrokiem szukała niskiego budynku, ale jednocześnie wyższego niż 1 piętro. Przez chwilę zdawało jej się, że coś mignęło jej w oczach. Coś takiego jak…
- Chyba wiem gdzie jest… - skinęła lekko głową w stronę budynku jednocześnie starając się zakomunikować, żeby nie wzbudziła żadnych podejrzeń u ich ‘wybawiciela’.

Udając, że zmierzają w zupełnie inną stronę, okrążyły kilka budynków i podeszły do niego od tyłu. Ale, kiedy wlazły na dach, jedyne co znalazły, to kilka puszek po napojach, które odbijały światło.
- No proszę, chyba nie chce pomocy. W ogóle nie powinnyśmy tu wracać. Przepraszam. Wracajmy.
Poleciała w stronę samochodu, przeklinając w duszy swoją lekkomyślność. Gdyby tych stworów było więcej, mogłyby w ogóle nie wrócić.

Kaito postanowiła zostać chwilę na dachu. Podniosła jedną puszkę z ziemi, zobaczyła nazwę firmy i po upewnieniu się, że wszystkie są takie same wyrzuciła jedną z dachu na chodnik. Powoli zeszła z budynku do alejki i udała się w stronę samochodu. Yuki już na nią czekała. Weszła do środka i przez chwilę siedziały w ciszy, bez ruszania z miejsca.

Powoli zapaliła silnik i ruszyły w stronę osady. Kiedy wróciły, Yuki skierowała się od razu do swojego baraku i, mimo wczesnej pory, spała aż do następnego dnia. Gdy rankiem wygramoliła się na zewnątrz, wpadła na dowódcę.
- Musicie jechać do miasta jeszcze raz. Shali zachorowała, a nie mamy żadnych antybiotyków.
- Widziałam kilka w aptece, ale… lepiej niech jedzie ktoś inny.
- Nie mamy nikogo oprócz ciebie. Rozmawiałem już z Kaito. Nie przejmuj się wczorajszą sytuacją.
- Mogłam nas zabić.
- Każdemu zdarzają się głupie błędy. Zjedz śniadanie i ruszajcie.

Siedziała w kantynie i jadła cokolwiek było tego dnia na śniadanie. Nikt się do niej nie dosiadał, więc w tym aspekcie miała spokój. Powoli wcinała jajecznicę, gdy nagle dwie ręce z premedytacją walnęły w jej blat i rozlały jej wodę. Dziewczyna spojrzała w górę i zobaczyła jakiegoś mężczyznę.

Niepewnie wpełzła do kantyny i zaczęła szukać wzrokiem Kaito. Dostrzegła ją siedzącą nad talerzem z szeroko otwartymi oczami,a nad nią pochylającego się Reya. Już czuła, że zaraz ją zdenerwuje, ale postanowiła na razie trzymać nerwy na wodzy.

- Co ty sobie myślisz? Że możesz tak sobie wparować do najlepszego obozu na całej skażonej planecie i mieć wszystkich w garści? Nawet dowództwo?
Dziewczyna zamrugała parę razy i zjadła jeszcze jedną łyżkę jajek.
- Aktualnie to myślę, że będziesz musiał posprzątać. No i przynieść mi wodę, którą wylałeś…

- Co tu się dzieje? Do reszty ci odbiło?
- O Yuki. Nie zauważyłem c… - Zanim zdążył dokończyć przywaliła mu w twarz.
- Słyszałam, że mamy znowu jechać, więc lepiej ruszajmy - Zostawiła go ze zdziwioną miną, chwyciła po drodzę kilka owoców i wyszła z kantyny.

Zachowanie kamiennej twarzy było o wiele trudniejsze niż innym mogło się wydawać. Kaito szybko wyszła z kantyny i udała się w stronę aut. Dobrze, że nie rozstaje się ze swoim sprzętem, bo musiałaby jeszcze zmarnować czas na zebranie go ze swojego pokoju i uzupełnienie amunicji.

Tym razem ich podróż obyła się bez niespodzianek. Szybko weszły do apteki, ale nie dane im było zrobić “zakupów”. Poczuły okropny smród. Weszły między półki i zobaczyły lezącego martwego zombiaka. Obok niego leżał nieprzytomny chłopak. Yuki schyliła się obok niego i podniosła coś z ziemi.
- Zobacz. Karabin snajperski.

- I RedPull… No to masz swojego wybawiciela - dziewczyna podeszła bliżej i delikatnie szturchnęła go stopą. Nie ruszał się. Nie spuszczając go z muszki, złapała go za fraki i przekręciła na plecy - Nie ma żadnych ran, które mogłyby wskazywać, że jest zarażony…

Yuki obejrzała go bardzo dokładnie. Często spędzała czas w szpitalu, więc trochę się nauczyła. Zauważyła, że ma na piersi długą, krwawiącą ranę.
- To tylko zadrapanie, ale dosyć poważnie krwawi. Dobrze, że od tego się nie choruje. Powinnyśmy go zabrać?

- To ty jesteś kierownikiem wyprawy - odeszła i rozejrzała się po sklepie. Nie widziała nigdzie zombie, co mogło się zmienić w każdej chwili. Postanowiła zabrać potrzebne antybiotyki, które były celem tej wyprawy.

Spakowała wszystkie prawdopodobne rzeczy chłopaka do torby. Chwyciła kilka leków, które mogły się w tej chwili przydać i umieściła je w tym samym miejscu.
- Pomożesz mi? Musimy go donieść do auta.

Chwyciła chłopaka za nogi i powoli, z szeroko otwartymi oczami niosły go do samochodu. Miały szczęście, że zombie postanowiły zrobić sobie wolne od aktywnego zabijania ludzi.
- Dobrze, że ćwiczyłam przed tą całą apokalipsą bo byłybyśmy w głębokiej dupie.

Doniosły ciało do samochodu, z trudem wsadziły do środka i odetchnęły. Po chwili ruszyły w drogę powrotną.

Droga powrotna była na tyle spokojna na ile można się spodziewać, gdy po świecie biegają kupy ludzkiego mięsa. Pacjent leżący na tylnej kanapie nie ruszał się. Yuki co jakiś czas zaglądała przez ramię na snajpera by się upewnić, że ten jeszcze oddycha. Kaito wypatrywała czy aby na pewno nic nie ma zamiaru wskoczyć do środka i wziąć gryza.

Zaglądała przez ramię przez całą drogę powrotną. Nie wiedziała, czy chłopak po obudzeniu nie wpadnie na jakiś głupi pomysł. Na wszelki wypadek jego broń włożyła do bagażnika. Kiedy dojechały do osady, od razu ogarnęła grupę osób, które zaniosły nieprzytomnego do szpitala.
- Ufff. Dobrze, że mamy tu facetów. Nie wyobrażam sobie nieść go na koniec obozu.

Kaito postanowiła zanieść torbę z antybiotykami do dowództwa. W końcu to oni chcieli je mieć w obozie. Po krótkiej rozmowie poszła do pokoju i położyła się na łóżku. Nie było nic innego do roboty aż do wieczora, gdy będzie dawana kolacja. Postanowiła zrobić sobie drzemkę bo w nocy nie spała za długo. Niestety mieszkając tak długo samemu trzeba było nauczyć się czujności nawet we śnie a każdy najmniejszy dźwięk potrafił postawić w stan najwyższej gotowości.

W tym momencie cieszyła się, że poprzedniego dnia spała tak długo. Nie wiedziała ile czasu będzie musiała spędzić w szpitalu. Lekarka była chora, a nie można było zostawić go samego. Przecież nie była pewna, czy jest przyjaźnie nastawiony. Żałowała, że Kaito wyparowała. Nudziła się i chętnie by z kimś pogadała. Tylko na chwilę wpadł do niej dowódca, żeby zapytać o stan chorego.

15 minut snu zmieniło się w 2 godziny. Od dłuższego czasu nie spała więcej niż godzinę przy dobrych wiatrach. Wstała z łóżka, nie zabierała broni bo z nią spała dla poczucia większego bezpieczeństwa i wyszła w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Po zjedzeniu paru regularnych posiłków jej poczucie głodu wzrosło.

Zbudził ją chłopak roznoszący jedzenie. Spała! Na szczęście chłopak nadal był nieprzytomny. Zauważyła, że założony przez nią opatrunek jest czysty. Trochę się uspokoiła. W trakcie jedzenia zauważyła ruch kątem oka. Chłopak wpatrywał się w nią swoimi niebieskimi oczami.

- Gdzie ja jestem?

_____________________________________________________________
I... to koniec części drugiej! Powróciłyśmy do żywych po tych prawie 3 miesiącach nieaktywności, ale wiecie jak to jest :D Rzucili dzieciakom trochę wolnego w kwietniu to potem cisnęli w materiałem (BO NIE ZDĄŻYMY) i tak kartkówka za kartkówką, lektura za lekturą...
Ogłoszenia parafialne!
A TUTAJ DAJĘ LINKA DO KANAŁU YUKI *REKLAMAREKLAMAREKLAMA* KLIKNIJ MNIĘ! Jeśli masz trochę wolnego to wiesz co masz robić! :D NO I... Już niedługo czeka Was kolejna...część...waszej...ulubionej...walkirii więc trzymajcie się mocno kiecki mamy i do następnego! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz