Łączna liczba wyświetleń

piątek, 8 kwietnia 2016

Patatajanie na tęczowym jednorożcu czyli ekspres do Yaoilandu cz. 3

Jako że ostatnio nieco poleniuchowałyśmy w kwestii bloga, to zajmiemy się kolejnym rozbiorem naszego ULUBIONEGO fanfika i naszym ULUBIONYM czarodzieju.
RADOŚĆ W KRAJU I ZAGRANICO
Nasz smok już czeka, więc zapraszamy was w tę niezwykłą podróż…
Zabrzmiało gejowsko… No cóż.
Let’s go!



Severus Snape nienawidził tego. Nienawidził tego uczucia niewiedzy, które nim zawładnęło całkowicie. Od zniknięcia pupilka Albusa minęło prawie 4 lata, a chłopak jakby zapadł się pod ziemię. Nikt nic nie wiedział, nikt nawet go nigdzie nie zauważył. Mężczyzna musiał sam przed sobą przyznać, że chłopak zniknął skutecznie. Jedyną pewną rzeczą było to, że bachor żył. Przy jego nazwisku w dokumentach nie było adnotacji o śmierci, więc ani Albus, ani zakon, ani tym bardziej Weasleyowie nie tracili nadziei, że chłopak w końcu wróci.
Jedyna żeńska przedstawicielka młodego pokolenia Weasleyów wypłakiwała sobie oczy dobry miesiąc myśląc, że to przez nią, a potem zaczęła nową litanię pt. „Zostałam porzucona przez wybrańca!" Czy coś w ten deseń…

Inteligen(ę)tne dokumenty. Tak w ogóle to chyba nikt się za bardzo nie przejmuje tym zniknięciem...
Jeżeli zaginął, to trudno, żeby ktoś go widział. Jak to się nie przejmuje? Litanię mówiła jego wybranka przez miesiąc rano, w wieczór, w dzień i w nocy jak babcia w niedzielę z radiem Maryja.

Oh, zostałam porzucona! Bo to nie tak, że ktoś zgwałcił mojego ukochanego! Gdybym tylko o tym wiedziała!
Może Snape coś o tym wie? Skądże…

Gdyby znała, chociaż rąbek prawdy zabiłaby go. Severus był tego pewien, gdyż o temperamencie Ginewry Weasley krążyły prawdziwe legendy nawet wśród śliz gonów. Ale co się dziwić? Jaka matka taka córka. Molly też była znana z tego, że potrafiła budzić strach. Nawet u własnego męża.

Autorka chyba niezbyt przepada za Weasleyami… Bo co? Bo rudzi?
‘’... śliz gonów…’’ A to nie pisze się razem? Zresztą… co ja się na tym znam.
A może oni wolą osobno?
Zamiast ,,Dziki Gon’’ to ,,Śliski Gon’’?

Wiedźmina w to nie mieszaj! On za takie coś wziąłby 50 orenów.
A może wolałby płatność w naturze?

Mężczyzna wrócił myślą do zniknięcia chłopaka. Nie był taki głupi, na jakiego wyglądał. Dowiedzieli się, że w nocy, gdy zniknął odwiedził bank Gringotta i zmienił kilka rzeczy odnośnie swojej skrytki uprzednio wybrawszy sporo złota. Dzieciak założył kilka zabezpieczeń i zaklęć, dzięki którym mógł wybierać pieniądze poprzez dowolny bank na świecie. Szczeniak mógł wybierać pieniądze nie będąc zauważonym, ale gdzieś do ciężkiej cholery przecież musiał być!
Wszyscy, którzy znali Pottera znali jego zamiłowanie i marzenie o własnym domu, rodzinie, karierze aurora itp. Aż mu się czasem niedobrze robiło na samą myśl o takiej sielance.

Czyli Harry wyglądał na głupiego…? Ahaaaa.
To przez te okulary.
Bo okulary sprawiają, że wyglądasz jak debil… Tak z innej beczki, czemu Snape rzyga na myśl o prawdziwym domu? Mieszka w kartonie?
Może rzyga tęczą?

Karton mu rozmięknie…


Severus westchnął. Przez te 4 lata po raz drugi w życiu miał straszne wyrzuty sumienia. Nie miał ich nawet w stosunku do osób, które szpiegował i nad którymi się znęcał. Jedyną osobą, wobec której czuł kiedyś wyrzuty sumienia była Lili… A teraz jej jedynego syn, którego potraktował w taki okrutny sposób.
Mężczyzna sięgnął po płaszcz wiszący przy wyjściu z jego komnat. Musiał wyjątkowo udać się na ulicę Pokątną, jeśli chciał w terminie skończyć pracę, której się podjął. Ważył właśnie wyjątkowo trudny i wymagający skupienia eliksir, jednak potrzebował kilku świeżych składników.

Severusie, jesteś taki ZUY.
‘’A teraz jej jedynego syn…’’ co? Nie kumam.

No bo Harry był jedynakiem. Nie zdążyła mu niestety kupić słownika na urodziny. Martwię się bardziej o to, żeby Snape nie zmajstrował “czegoś” przy tym eliksirze.


Założywszy płaszcz wyszedł, a za bramami zamku aportował się do Londynu i na ulicę Pokątną. Szedł spokojnie w kierunku apteki, gdy nagle poczuł dziwny dreszcz. Rozejrzał się, ale nie zauważył niczego niepokojącego. Tylko na ulicę Śmiertelnego Nokturnu skręcała właśnie jakaś podejrzana zakapturzona postać w czarnym płaszczu. Prychnął. Tam wiecznie chodziły jakieś podejrzane osoby.

Czemu prychnięcie skojarzyło mi się z jakimś słodkim króliczkiem albo innym chomikiem?
A mi aportowanie się gdzieś kojarzy z psem.
Snape, dlaczego ty jeszcze nie masz ochroniarza?

Skierował się w kierunku apteki od razu niemal zapominając o tym, że ktoś wszedł na Nokturn. Niemniej jednak, gdy wychodził z apteki kupiwszy wszystko, czego potrzebował, jego uwadze nie umknęło zbiegowisko i szepczący ludzie. A w całym tym zamieszaniu aurorów, którzy starali się trzymać wszystkich z daleka od wejścia na Nokturn. Severus uniósł zaskoczony brew, gdy zobaczył, jak od strony mrocznej uliczki kuśtyka po swojemu Szalonooki Moody. Sprawa musiała być poważna skoro emerytowany auror zdecydował się uczestniczyć w zdarzeniu, czymkolwiek ono było.

Ten świat jest naprawdę magiczny… Ktoś tam dożył do emerytury.
Chciał mieć wtorkową zniżkę dla emerytów w Carrefourze xd


Severus przepchał się przez tłum do starszego mężczyzny, który zauważywszy go łypnął na niego swoimi oczami. I tym zdrowym i tym magicznym.
- O proszę… - mruknął. – Witaj Snape…
- Alastorze… - przywitał się powściągliwie. – Mogę spytać, co to za dzikie zbiegowisko?
- Pytać możesz… Morderstwo… - prychnął cicho rozglądając się czy nikt ich nie podsłuchuje.
Snape uniósł brwi jeszcze wyżej.
- Zaskoczony co? – Spytał Moody. – Od czasów Sam-Wiesz-Kogo nie było żadnego mordu. A już na pewno nie w takim stylu. Dlatego wykluczamy, że to niewyłapane niedobitki, które umknęły sprawiedliwości. Zwłaszcza, że facet nie był śmierciożercą. Chodź i sam zobacz… -dodał i pokuśtykał na miejsce zbrodni, a Severus poszedł za nim.

Kto pyta, nie błądzi… Hm hm, Gdy zginął Voldemort, to automatycznie wszyscy przestępcy wyparowali?
Przekwalifikowali się na ogrodników.
Czyli pewnie morderstwo sekatorem…
Teksańska masakra piłą mechaniczną, czyli jak drwal ciął drzewa.

Tak dla zainteresowania :D

Weszli w jedna z bocznych uliczek, których na Nokturnie było sporo. Każda prowadziła do jakiegoś podejrzane sklepu czy miejsca. I właśnie w jednej z tych uliczek, niemal naprzeciwko sklepu Borggin'a i Burkes'a został zabity jakiś mężczyzna. Dookoła było pełno aurorów w tym ta zwariowana Tonks o różowych włosach. Machała właśnie różdżką nad zwłokami mrucząc zaklęcia identyfikujące. Moody i Snape podeszli do niej.
- I jak Nimfadoro? – Spytał Moody.

...Zadziałał ten lek na hemoroidy?
A tak serio ktoś zabił gościa naprzeciw sklepu, ale pewnie i tak nikt nie będzie wiedział jak to się stało…
Bo to jest tak, jak z babciami. Wszystko wiedzą (co, gdzie, jak, kiedy i z kim), ale jak coś się stanie, to nikt nie patrzył.


- Nie mów do mnie Nimfadora! – Powiedziała oburzona czarownica i zaraz kontynuowała. – Tymoteusz Denver. 47 lat. Polityk i straszny mąciciel.-Dodała od siebie. - Jeden z tych, dla których polityka Sam-Wiesz-Kogo była korzystna dla interesów. Zginął od precyzyjnego ciosu w serce zadanego srebrnym sztyletem, więc ciężko powiedzieć, kto go zabił i dlaczego. Zobacz Moody. – Powiedziała odsłaniając ranę na piersi. – Nawet nie miał czasu krzyknąć sądząc po jego wyrazie twarzy. Cios spadł szybko i pewnie. Gdyby to był amator szukający zemsty czy coś zabito by go różdżką.
Severus zerknął na martwego mężczyznę. Słyszał o nich. Jeden z tych, którzy byli chętni poprzeć Voldemorta, gdy ten obiecał im władzę i bogactwo. Naiwniak.
- I nikt nic nie widział? – Spytał Moody. – Ty też niczego podejrzane nie widziałeś Snape?

Bo gdyby zabito go różdżką, to mogliby od razu zidentyfikować zabójcę… Black magic.
Jak miał widzieć, jak dopiero co przyszedł?
Tak w ogóle myślę, że amator nie miałby różdżki… Przecież one nie leżą sobie od tak na ziemi.
Może chodziło o inną różdżkę?
Akurat inne różdżki to specjalność Snape’a.

- W sumie może i widziałem… - mruknął po chwili. – Gdy wchodziłem do apteki na Nokturn ktoś wchodził. Nie wiem, kto, bo nie widziałem twarzy, a cała postać miała na sobie płaszcz. Mogła bez problemu ukryć sztylet.
- Taaa… Tylko skąd wiedzieli, że facet tu jest…? – Mruknął Moody.
- Alastorze! – Usłyszeli nagle i podszedł do nich młody auror w towarzystwie samego Borggin'a. – Mówi, że widział kogoś, jak szedł za ofiarą. – Dodał przejęty.
Wszyscy popatrzyli wyczekująco na mężczyznę, który zaczął mówić.

Dobrze, że cała postać miała na sobie płaszcz, a nie tylko pół… Jeszcze by Snape po dupie pozna, że to… Dobra, nie spojleruję.
To coś słaby ten ass-assin skoro jakiś koleś z ulicy go widział.
Ja to mam wrażenie, że wszyscy widzieli to zabójstwo… I nikt dupy nie ruszył, żeby pomóc temu zabójcy. Brak kultury.
Samoluby. Pewnie sami chcieli dźgnąć gnoja różdżką.

Powróćmy do opisu naszego Killera…


- Widziałem go tu już wcześniej. Zawsze ubrany w czarny płaszcz z kapturem i zakryta dolna część twarzy. – Opisywał mężczyzna. – Niezbyt wysoki. Raz widziałem, że ma zielone oczy, bo popatrzył na naszą wystawę, a spod kaptura wystawał mu kosmyk włosów. Chyba ciemnych… - powiedział niepewnie. – A poza tym twarz przecinała mu na skos brzydka blizna, a kiedy podniósł prawą rękę widziałem na dłoni jakiś tatuaż… Jakby jakiś czarny ptak… - mruknął, a wszyscy zobaczyli, że Moody mruknął niespokojnie.
- Dobra dzięki… - burknął po swojemu i Borggin odszedł do sklepu. – Na brodę Merlina… Tylko ich tu brakowało… - mruczał.
- Alastorze, o czym ty mówisz? – Spytała zaskoczona Tonks.
Były auror łypnął na nią. Minęła chwila zanim zaczął mówić.

Pytanie za 100 punktów… Kto jest zabójcą?
  1. Bolek po spotkaniu z niedźwiedziem
  2. Myszka Miki, który nie karmił Pluto przez tydzień
  3. Kapitan Jack Sparrow po gorącej nocy z Penelope Cruz

A tak na poważnie, to jakaś dupa, nie zabójca… Dał innym zauważyć wszystkie swoje znaki szczególne. Dobrze, że wbijając tam, nie wykrzyczał swojego imienia, nazwiska i numeru buta.
Dobrze, że chociaż dolną część twarzy zakrył… Ale serio. Jak miał kaptur na głowie to jak koleś zauważył tyle szczegółów? W ogóle jak zauważył tyle rzeczy? Chyba, że ostro wpatrywałam się w kapturnika-zabójcę od siedmiu boleści. I ten tatuaż… rękawiczki się nosi, bo zakrywajo i nie dajo odcisków palców.
Oni… UFO? Reptilianie? Moherki? Kim do cholery są oni?
Może zaraz się dowiemy…

 Oni to ci z tyłu. Nie ma za co :D

- Ten tatuaż… Takie tatuaże w postaci czarnego feniksa na dłoni mają Czarne Walkirie. - mruknął niechętnie. – Jeśli mieli coś wspólnego z tym… - wskazał głową na zwłoki. – To lepiej się w to nie mieszać…
- Czarne Walkirie? – Spytała Tonks. – Nigdy o nich nie słyszałam.
- Nie wiem, co ty robiłaś na szkoleniach dziewczyno! – Parsknął. – Ale dla twojej wiadomości… Czarne Walkirie to najlepsi zabójcy na świecie. Ich zamek jest gdzieś w górach. Nie wiadomo, w jakim kraju. Strzegą go smoki, a każdego, który nie poda wystarczająco dobrego powodu dla naruszenia ich terytorium, zabijają bez mrugnięcia okiem. – Ciągnął Moody. – Będę o tym musiał powiedzieć Albusowi. Mam nadzieję, że zatuszuje całą sprawę zanim ministerstwo zacznie mieszać. Choćby wystawili wszystkich aurorów Walkirie dałyby sobie z nimi radę w kilka minut… Widziałem je kiedyś w akcji. Raz! I o jeden raz za dużo… -mruczał pod nosem odchodząc żeby złożyć raport.

Czarne walkirie latające na smokach, ale ich tatuaż to… czarny ptak?
Serio, kurwa? Serio?
W ogóle niby tacy tajni, a mówią o nich na każdym szkoleniu.
A może to był czarny wróbel a nie feniks? Wgl ta banda ass-assinów zostawia świadków na prawo i lewo.

No i nie zapominajmy, że chłopak w ciąży to dobry powód naruszenia ich terytorium.
Zielone oczy roztopią serca nawet zabójczych zabójców XD


Snape stał przez chwilę nie wiedząc, co ma myśleć. Czarne włosy i zielone oczy… Ale ta blizna na twarzy? Mgliście przypominał sobie, że „wtedy" chłopakowi wbiło się w twarz szkło, a ponieważ naprawiał okulary nie raz zaklęciami, to nie było łatwo zaleczyć ranę po utwardzonym magicznie szkle. Zatrząsnął się z obrzydzenia mając świadomość, że prawdopodobnie oszpecił chłopaka na całe życie. Teraz jednak musiał wrócić do Hogwartu. Był pewien, że do wieczora dostanie wezwanie do gabinetu Dumbledore'a.

I znowu “te oczy”. Moje oczy już nie mogą na to patrzeć.
Jebać gwałt, szkoda tylko jego ślicznej buźki.
W końcu błona dziewicza nadal nienaruszona…


Postać przemykała ciemnymi uliczkami niezauważona. Dobrze wiedziała, jak się zamaskować, żeby inni nie zwracali na nią uwagi. Tutaj wszyscy nosili peleryny bądź płaszcze z kapturami. To znacznie ułatwiało wytropienie ofiary. A już na ulicy Śmiertelnego Nokturnu nikt nie zwracał na nikogo uwagi. Tutaj pełno było różnych szumowin i niebezpiecznych typków. Jedna więcej nie robiła różnicy.

Bardzo przepraszam. Jak kurwa był niezauważony, skoro zwróciło na niego uwagę co najmniej trzech gości i mieli jego prawie pełny rysopis. W dodatku jeden zna jego nazwisko. No ja pierdolę! Ponownie przepraszam.

Zgadzam się i wybaczam ci użycie takiego języka.
Myślę, że w przypływie silnych emocji dobrze skomentowałam podany wyżej fragment, więc przejdźmy dalej…

Łatwo było podejść cel i wbić sztylet w serce zanim ofiara zdążyła choćby krzyknąć. Potem tylko wytrzeć sztylet i odejść jak gdyby nigdy nic, a następnie aportować się na obrzeża Londynu gdzie czekał smok.
Postać zdjęła z głowy kaptur i długie czarne włosy rozwiał wiatr. Po chwili płaszcz został zdjęty i zastąpiony skórzaną kurtką podbitą ciepłym futrem. Smok prychnął wypuszczając nosem trochę dymu, gdy postać usiadła mu na grzbiecie. Po chwili już byli w powietrzu i wracali do zamku Walkirii.

Patrząc na treść fanfika, powinien raczej jeździć na jednorożcu…

Pominę milczeniem ten striptiz na obrzeżach miasta.
‘’... zdjęła z głowy kaptur i długie włosy rozwiał wiatr.’’ Może to jej urok… może to jej nowa Schauma.
I nikt nie zauważył pierdzielonego smoka na obrzeżach Londynu?! wutwutwut
Może dla nich smok to takie UFO? Niby ktoś widział, ale nikt nie wierzy.
Tak jak pieniądze na emeryturze?


Teraz widać było, że smoka dosiadał młody mężczyzna z blizną, która szpeciła mu twarz. Zielone oczy patrzyły bez emocji, ale umysł rozpamiętywał pierwsze zabójstwo, którym naznaczono go wiele, wiele lat temu.
„Złoty chłopiec", „Chłopiec, który przeżył", „Chłopiec, który pokonał Czarnego Pana". Różnie go kiedyś nazywali. Starał się, jak najmniej o tym myśleć. Chciał zapomnieć o swojej przeszłości. Jednak nie mógł zapomnieć, że przyszło mu zabić postrach czarodziejskiego świata, gdy był jeszcze nastolatkiem. Wszyscy tego od niego oczekiwali. Wszyscy chcieli żeby stał się mordercą. Bo dla niego to był zabójstwo. Nic innego. W czym on był w tamtym momencie lepszy od innych morderców?

Ty stara dupa jesteś… Jak można się nazywać mordercą, gdy zabiło się kogoś w obronie koniecznej? To tak jakby mnie nazwać złodziejem, bo odzyskałam coś, co mi ukradziono…

Jednak widać było tego wielkiego smoka i chłopaka! Alleluja!
Ta “blizna, która szpeciła mu twarz” Mnie prześladuje… Deja vu, czy faktycznie to sformułowanie pojawia się w prawie każdym fragmencie?
Podkreślenie faktu skaleczenia by wzbudzić w czytelniku współczucie oraz… każdy wie, że blizny na postaci sprawiają, że sam bohater jest wykokszonym badassem z lvl 1000.

Harry westchnął. Czasem czuł w sobie jakąś dziwną tęsknotę za przeszłością i żal, że wszystko mogło się potoczyć zupełnie inaczej. Gdyby nie to, co się wtedy stało… Potrząsnął głową. Nie chciał o tym znowu myśleć, ale prawda była taka, że wtedy wszyscy liczyli, że on go zabije, a sami umywali ręce wierząc w jakąś głupią przepowiednię. Śmiechu warte… Miał ochotę zaśmiać się jakoś desperacko, ale pamiętał, co mówił mu zawsze Falcon: „Trzymaj emocje na wodzy, gdy wykonujesz zadanie. W takim momencie nie możesz sobie pozwolić na chwilę słabości czy zawahania."
Zgadzał się z tym. Od czasu, gdy trafił do zamku Czarnych Walkirii całe jego życie się zmieniło. Pół roku po tym, jak do nich trafił poprosił o możliwość zastania na stałe. Pamiętał, że Falcon długo milczał zanim wyraził zgodę. Nie chciał żeby chłopak podjął decyzję pod wpływem emocji. Kto raz został Czarną Walkirią zostanie nią już na zawsze. Harry jednak był pewien, jak nigdy w życiu. Nie mógł wyobrazić sobie bezpieczniejszego miejsca dla swojego dziecka i na dłoni nosił teraz tatuaż czarnego feniksa.

Bądź zabójcą z własnego wyboru, płacz, że kiedyś kazano ci walczyć z faciem który chciał nie tylko twoich pięknych oczu…
FAK LODŻIK HARD
Zamek pełen zabójców a Harry twierdzić, że to najbezpieczniejsze miejsce dla dziecka? A te sztylety były testowane, czy są bezpieczne dla dzieci?
Rzucali nimi w przechodniów i tylko 3 na 100 trafiły, więc jest bezpiecznie.
No tak… zapomniałam... przecież pluszowe misie to największe zagrożenie.

Dziecko… Uśmiechnął się na myśl o swoim małym synku, który pewnie teraz wywracał zamek do góry nogami albo znowu wszedł któremuś smokowi do jaskini i czekał aż młode się wyklują. Robił tak odkąd nauczył się chodzić i zauważać, która samica spodziewa się młodych.
Harry kochał swojego synka, jak nikogo innego. I dziękował wszystkim dobrym duchom, że mały nie jest podobny do swojego drugiego ojca. Jedynie kształt oczu i ośli upór odziedziczył z tamtej strony. A tak to nic. Mały miał ciemno zielone oczka, czarne włoski i wiecznie roześmiane usta. I był zmorą całego zamku, bo zawsze wszędzie było go pełno, a starszym Walkiriom uwielbiał zadawać dziwne pytania, które albo wszystkich zaskakiwały albo doprowadzały do szewskiej pasji. Najwięcej jednak mały męczył oczywiście jego i Falcona, który przerobił to wszystko kilka lat wcześniej mając kilkuletnią córkę. Mała teraz chodziła własnymi drogami i była najstarszym dzieckiem w zamku. W sumie dzieci było sześcioro. Dwie dziewczynki i czterech chłopców i cała szóstka, jak jeden powiedziała, że po skończeniu szkoły chce zostać Walkiriami. Harry był nieco zaniepokojonym pomysłem swojego trzyletniego synka i wiedział, że prędzej czy później będzie musiał mu wyjaśnić, że świat nie jest taki różowy i bycie Walkirią to wyrok za życia.

Wyrok zazwyczaj otrzymuje się za życia, ale co ja tam wiem.
Nie jest w ogóle podobny… tylko ma taki sam kształt oczu, ośli upór…
Dobrze, że obaj mają czarne włosy, może nikt się nie zorientuje…

Synek był ponadto jedyną osobą, która mogła go dotykać bez powodowania u niego tężenia mięśni. Harry ledwo tolerował dotyk drugiej osoby. Jedynie jego synek mógł się do niego przytulać. Ewentualnie Falcon mógł go dotykać w ramach morderczych treningów, jakie musiał przejść żeby zostać Walkirią.
Całość obejmowała głównie walkę różnego rodzaju bronią oraz trening fizyczny. Musiał wyrobić sobie skoczność, szybkość i siłę. Pamiętał, jak przez dwa miesiące ledwo mógł się doczołgać do swojego pokoju, gdzie jego synek spał sobie spokojnie, podczas gdy on katował swoje ciało treningami. Robił to jednak z premedytacją. Pomagało mu to zapomnieć o tym, co się stało. Poza tym nikt go tutaj o nic nie pytał. Nie interesowało ich skąd jest ani jak się naprawdę nazywał. Liczyło się tylko, że skutecznie i bez gadania wykonywał swoje zlecenia.

Can’t touch this…
tudududu…
Już wiem jak pokonać Potterka! Wystarczy go pomacać.
Po rękach zboczeńcy!
TYLKO NIE TO! AAAAA!... POWIEDZ MOJEMU SYNKOWI, ŻE GO KOCHAŁEM…*UMARŁ*

Długo lecieli zanim smok zniżył lot żeby potem wylądować gładko na dziedzińcu zamku.

Proponuję abyśmy my także wylądowali… Już wolę napisać nowy rozdział.
Dokładnie… teraz twoja kolej na wymyślenie niesamowitej przygody o szamanie z hołdy!


Jak tylko mój umysł postanowi wpaść na genialny pomysł, to napiszemy coś o naszych bohaterach. Niestety po tym tekście muszę się udać na badania psychiatryczne. Życzcie mi braku choroby psychicznej. ;)

Jeszcze zanim pojawiła się Walkiria nie przeszłabyś badań psychiatrycznych…
Z naszej strony to tyle i mam nadzieję, że nie usnęliście w połowie lub w waszych umysłach nie pojawiła się mantra ‘’ Ha ha ha jakie to śmieszne, normalnie boki zrywać, sarkazm lvl100’’


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz