Łączna liczba wyświetleń

piątek, 6 listopada 2015

Rozdział III: Ciężka praca ogrodnika

Obudziłam się… We własnym łóżku (wow). Na jebutnym kacu. Ale przynajmniej nie na podłodze. Ubrałam się w to co zwykle i poszłam do gildii z zamiarem sfajczenia całego zapasu alkoholu w tym przybytku dla magów, których chyba nie chcieli nigdzie indziej.
Piękny poranek.
Obudziłam się, gdy swoją twarzą przywitałam podłogę. Cała byłam zwinięta w kokon z jakiegoś starego koca. Powoli wyczołgałam się z bawełnianego więzienia. Podniosłam się na nogi, a mym oczom ukazał się widok wesołych buziek członków gildii. Wszyscy się śmiali i pili. Nawet nie ma dwunastej a jak wiadomo dżentelmen nie pije przed południem. Tylu tu ich że brakło mi palców na głowie ( których nie mam oczywiście ).
Gdy przyszłam zastałam… No zgadnijcie co?! Oni chyba nie chcą mieć kaca, że tak ciągle piją. A wśród tych wszystkich siedziała sobie Kaito. Wyglądała nawet uroczo, chociaż jej mina wyrażała bardziej “weź mnie z tego wariatkowa”.
LECĘ NA RATUNEK!
-Witaj, Kaito - Uśmiechnęłam się na tyle, na ile pozwalał mi męczący ból łepetyny - Co tam?
Spojrzałam na jakiegoś wesołego muminka, który myślał, że to dobry pomysł rozmawiać do mnie o 10 rano - A… to ty - mruknęłam - Nic. Właśnie uciekłam Panie Bawełnie w wersji 2.0, a u ciebie?
- Kac… I kasa się powoli kończy… - Mój wzrok szczeniaczka proszącego o dwie stówy ujawnił się niczym żul przy otwieranej flaszce - Masz coś jeszcze? - Spytałam z nadzieją w głosie.
Poklepałam się po kieszeniach, których nie mam, by pokazać CZEKAJ KURWA SPRAWDZĘ. Nie znalazłam nic (zdziwko) - Jestem pusta jak beczka… Trzeba się do roboty jakiejś zabrać bo za niedługo komornik, kruk i grób…
- Jebane podatki, których nie płacę… - Było źle - Bym pożyczyła, ale i tak nie oddam. A tu raczej pomaganie staruszkom w noszeniu zakupów nie zapewnia zysku. Wymyśliłabym coś gdybym nie wypiła pół składu alko.
- Alkoholicy… - pokręciłam głową - Trzeba zacząć pracę! - złapałam Yuki za rękaw i pociągnęłam za sobą w stronę, o dziwo, nieokupowanej tablicy ogłoszeń. Ta banda leniwców pospolitych nawet nie fatyguje się aby podejść i popatrzeć na nowe zgłoszenia. Niektóre były stare jak świat, a inne nowe
SZOK
ktoś tu bierze jednak zadania…
- To które bierzemy? Pamiętaj, że jestem dzisiaj niezbyt dysponowana - Rozglądnęłam się, wyłapując coś co dałoby trochę kasy bez zbędnych trudności - Czarowanie przeplatane rzyganiem nie jest zbyt przyjemne - Wyłowiłam kilka ogłoszeń, które zdjęłam i razem z tymi wybranymi przez Kaito ruszyłyśmy do najmniej zarzyganego stołu z zamiarem przejrzenia ich.

Zrzuciłam z ławki czyjeś zwłoki. Staropolskie przysłowie mówi: ‘’po śmierci dupą nie wierci’’ i zdam się na nie. Rozłożyłyśmy w rządku ogłoszenia - I co? Które wybieramy abyś przypadkiem nie zarzygała miasta?
- No nie wiem… Zanieś, przynieś, pozamiataj byłyby w sam raz. Popacz czy nie ma tam jakiegoś zbierania zielska albo łapania zwierząt… - Pochwyciłam pierwsze z brzegu ogłoszeniu. Zrobiłam to zbyt gwałtownie i o mało nie zabrudziłam jedynego czystego stołu - Pierdolę, nie piję więcej tego gówna. Na czym oni to pędzili?
- Pewnie spirytus 90 - paro procentowy, bo słabszego to ja panie do gęby nie wleje - wzięłam ze stołu pierwsze lepsze ogłoszenie - Wybicie lodowych...- spojrzałam na Yuki - To nie. Prędzej by uciekły na widok zielonej twarzy ufoludka - zaśmiałam się i sięgnęłam po kolejne.
- Śmiej się, śmiej. Zobaczymy czy ty będziesz taka mądra jak ci będą polewać co 5 sekund - Spojrzałam na nią ironicznie - Widziałam cię wczoraj jak podpijałaś i nie mów, że nie. A tamci się cieszyli jak diabeł gwoździem, gdy mogli ci dolewać - Wyrwałam jedno z ogłoszeń i, powstrzymując powracający koszmar minionej nocy, ryknęłam jak mieszkaniec przybytku zwanego psychiatrykiem - Jest!
I’M FAKIN MASTER
- A ty co? Szpieg z krainy dreszczowców zmiksowany z Trynkiewiczem w sklepie z małym kubusiem? Chyba moje bębenki wyjechały na Hawaje przez Chiny - powiedziałam to łapiąc się za uszy. Wszyscy przestali pić na sekundę i odwrócili się w naszą stronę. Stracili zaraz zainteresowanie bo przecież alko nie może czekać (procenty uciekają) - Nie drzyj się tak. Co ty w totka wygrałaś?
- Mam misję krasnalu! Nie powinno być ciężko. No i rzyganie mi przeszło, łeb jakiś taki niebolący. Kac mi przeszedł, rozumiesz?! - Zaczęłam nią szarpać, jak szmacianą lalką, ale zaraz przestałam. Wstrząśnienie mózgu to poważna sprawa. Z resztą chcę jeszcze pożyć,a po czymś taki mam małe szanse - Lecimy! - Wykrzyknęłam zanim zdążyła dorwać mnie pazurami.
- Coś mi się w mózgu przestawiło - zaczęłam narzekać jak stara baba w pksie, że ją tu szczyka a tam łamie i jak to ja chciałbym usiąść - EJ! Zaczekaj na mnięęęę! - wyleciałam z ławki jak torpeda.

Zwolniłam trochę, żeby mogła mnie odgonić. Gdy zrównałyśmy się, skierowałyśmy swe kroki w stronę bramy miasta.
- Ciekawe na co komuś tyle chaszczy. Zupki raczej z tego nie zrobi.
- No wiesz… Może chce jak wyrocznia w Delfach przewidzieć przyszłość - uśmiechnęłam się szyderczo - a do tego ziółka są potrzebne. Nikt normalnie nie wymyślałby przeznaczenia z powietrzna bez trawy.
HERA KOKA HASZ LSD JU NOŁ
Przy bramie jeszcze raz spojrzałam na ogłoszenie.
- Jakaś wiocha. Pewnie czarownica tam mieszka i będzie jakieś voodoo robić - Zarechotałam.
- Są lepsze sposoby na zadawanie bólu niż przebijanie jakiejś szmacianej lalki - powiedziałam poważnie - Można zawsze spowodować go osobiście przy użyciu minimalnego wkładu własnego, wystarczą dobre chęci i energia. Jeśli chcesz komuś coś wytłumaczyć to pamiętaj, że masz mnie a ja potrafię dosadnie i ze 100% skutecznością przemówić do rozumu z minimalnym uszczerbkiem na zdrowiu dla mojego rozmówcy. Polecam się na przyszłość - zakończyłam swój wywód ukłonem.
- Ruszmy zadki, bo mam trochę roboty, jak wrócimy - Przyspieszyłam - Chcę trochę potrenować jakąś nową magię. Ta mnie już nudzi.
- To ty się grzebiesz…
- Za to ty na swoich krótkich nóżkach zapieprzasz jak torpeda - W oddali zobaczyłam jakże rozpoznawalne małe domki. Wszędzie wyglądają tak samo - Jesteśmy.
- Całe szczęście… - podreptałam do pierwszego domku, który wyglądał trochę jak chata wuja złoma, ale jak to mówią ‘’ nie oceniaj książki po okładce’’ i nie tracąc uśmiechu na twarzy, zapukałam.
- Czeego tam? - Lekko wkur… poirytowany i przychrypnięty głos starego dziada nie był dobrym znakiem.
- Dzień dobry - firmowy uśmiech numer pięć - My w sprawie misji.
- To nie tutaj! - Nawet nam nie otworzył drzwi.
SMUTECZEG
CHAMSTWO.W.PAŃSTWIE
Miałam ochotę wyrwać te wątpliwej jakości drzwi (pewnie z Ikei) i wytargać dziada za włosy NAŁ, ale się powstrzymałam. Głęboki wdech i wydech, policz do 10 i do tyłu, zaśpiewaj alfabet i zrób dwa pajacyki. Jestem jak, kurwa, kwiat lotosu na wietrze, spokojna jak ocean spokojny i wyluzowana jak po kilku złotych strzałach.
Dziś będziesz żyć…
- Wiesz, ja bym od razu podeszła do tego domku z imponującym ogródkiem. Mam przeczucie, że trafimy w dziesiątkę - Ruszyłam jak lodołamacz w stronę przepięknych ziółek i innych roślinek.
GET HAJ

Gdy się obróciłam, Yuki już poszła zwiedzać jakieś dziwne roślinki. Westchnęłam. Podreptałam jak wesoły teletubiś, któremu zajebano torebkę, w stronę jakiegoś domku. Mam nadzieję, że tu ktoś żyje i ma lepszy humor niż ‘’zajebali mi składaka’’.
- Zapukałam do drzwiorów jak jehowy.
- Kto tam? - Spokojny, babciny głosik.
FAK JES
- My w sprawie misji z ziółeczkami.
- Ah, zapraszam - Zrobiłyśmy wjazd na chatę jak saperzy.

Opadłam z gracją worka na śmieci na wątpliwie wyglądającą kanapę - Ach! Co za ulga! Wreszcie ktoś, kto nie ma natrętus kurwicus w tej okolicy.
- Taaaaak… Więc, można jakieś szczegóły co do tej sałatki?
Babcia wręczyła nam listę długości srajtaśmy. Dobrze, że przy okazji magii ziemi uczyłam się o roślinkach, bo chyba byśmy nigdy tych nazw nie rozszyfrowały.
- Wszystkie te rośliny rosną w tutejszych górach. Niestety jestem już zbyt słaba żeby zbierać je osobiście - Zwinęłam rolkę srajtaśmy i zaczęłam kierować się do drzwi.
- Reumatyzm… wiem jak to utrudnia życie. Kiedyś znałam dziadka, fajny facet, gdyby żył to bym pani go poleciła, ale strzelał jak folia bąbelkowa, nie mógł się schylać i w ogóle. Zawsze dawał mi cukierki - zaczęłam pieprzyć jak najęta a babka spojrzała na mnie z jakimś dziwnym wyrazem twarzy, którego nie mogłam rozszyfrować. Pewnie pomyślała żem psychiczna.
- Kaito, zachowaj te opowieści do herbatki. A na razie nie kłap dziobem i rusz tyłeczek, bo nam roślinki zwiędną - Spojrzałam na kobitkę - Niedługo będziemy z powrotem - Uśmiechnęłam się.
Pomachałam jej, po czym obie wyszłyśmy.

- JEEEEJ! Wycieczka w Bieszczady za free - rozejrzałam się - co mamy zebrać?
Zaczęłyśmy buszować po krzakach. Musiałam sobie przypominać i opisywać każdą roślinkę. Mimo to Kaito z dwa razy przywędrowała do mnie z jakimś trującym gównem.
- Co ty, zamach na babcię urządzasz? - Wyrwałam jej chaszcza z ręki i spaliłam - To jest wilcze ziele, dziecko drogie. Tego nie jemy i myjemy po tym rączki.
- Przepraszam, że mnie zielarstwa nie nauczyli. Nigdy wiedza czy to coś - wskazał palcem na jakiegoś chaszcza bliżej niezidentyfikowanego - mnie zabije nie była mi potrzebna. W końcu nie zamierzałam nigdy robić wywaru szczęścia i radości oraz kololowych halucynacji - odpowiedziałam poirytowana.
- Ja tylko nie chcę żebyś wieczorem, wpieprzając jakieś apetyczne żarełko, padła mi jak otruta krowa - Przeczytałam nazwę kolejnego zielska - O kurrrrrrrrwa!...
- Od tego mam ciebie żebyś pierwsza spróbowała... - spojrzałam na Yuki - a ty co? Krasnoludka zobaczyłaś?
- Mamy zdobyć smoczą lilię. Ciekawe, gdzie ona tutaj, do jasnej smerfetki, widziała tego kwiatka - Przeczytałam jeszcze z trzy razy, żeby się przekonać, że nie jestem analfabetą i czytam ze zrozumieniem - Widzę, że grzybki działały nieźle - Podrapałam się po czuprynie.
- A co to jest ta smocza lilia? Lata to? Wygląda jak smok? Zjadały ją smoki? Poinformuj klasę.
- A więc, moje kochane dzieciaczki. Smocza lilia to wyjątkowo rzadki i najpiękniejszy z kwiatów. Jest bardzo droga i bardzo pożądana. Kaito nie jedz smarków. Jej nazwa wzięła się od krwisto-czerwonej barwy, przypominającej smocze łuski.
- I na chuj jej to? Zamierza to sprzedać i kupić willę w Kalifornii? Dać wnuczkom prezent na święta zamiast jakiegoś dziadostwa z RTV AGD?! - spojrzałam na nią sceptycznie - I nie jem smarków a pro po - patrzyłam na nią spode łba.
- Ale tak uroczo pociągasz noskiem, kiedy jesteś wściekła - Spojrzałam na nią miną słodkiego króliczka - A wracając do tematu, nie wiem czy tu w ogóle gdziekolwiek rośnie ta roślina. Jednak można jej poszukać w jaskiniach niedaleko szczytu - Zadarłam łeb i o mało co nie dostałam ptasim gównem w oczodół - Nosz…
- Strzał za dziesięć punktów! - krzyknęłam jak wariatka w stronę ptaka, który odlatywał ode mnie co raz dalej, mając mnie w dupie - Powiedziałabym że mogłybyśmy się rozdzielić, ale nawet po tym wykładzie nie jestem pewna czy znajdę to gówno i gdzie szukać. Jesteś skazana na łażenie ze mną.
- Po tym co powiedziałaś nie jestem pewna, czy nie dam ci do spróbowania czegoś zabójczego - Wycelowałam w ptaka i rzuciłam w niego kamieniem. Trafiłam, ale skurczysyn poleciał dalej - Ruszmy się, zanim te kurewsko drogie kwiatki postanowią wstać i pójść w inne miejsce.

Łaziłyśmy więc po tej górze zaglądając we wszystkie możliwe zakamarki, ale bez skutku. Jak tego smoczego czegoś nie było tak i nie ma. Przeszukałyśmy każdy centymetr, każdy zakamarek, każdą dziurę i inne miejsca, ale nigdzie nie było nic oprócz jakiś badyli, chaszczy i chwastów. Wszystkie inne zielska miałyśmy już w torbie, którą przy wyjściu zabrałam z komodoczegoś.
- Jeszcze trochę tego łażenia i jej sama wyhoduję to gówno - Wlazłam do jaskini, ale mrok w niej panujący sprawiał, że ciemność było widać - Chodząca latarnia do pani usług - Rzekłam uroczyście po czym z moich rączek wyleciało cudne płomyczki.
-Prowadź! - szłam za nią obserwując tańczące cienie, przy okazji robiąc króliczki i psy na ścianie jaskini.
Dojrzałość lvl 1000
- A ty co? Teatrzyk ci się marzy? - Miałam coś jeszcze powiedzieć, ale mym pięknym oczętom ukazał się cały bukiet smoczych lilii. Cały, kurwa, ogromnych rozmiarów, kurwa, bukiet - Wooooow, babie starczyłoby tego na 100 lat, o ile już tylu nie przeżyła.
- Sądząc po twojej reakcji to to zielsko nie powinno być większe od nas? - spytałam z niedowierzaniem. Jak to coś tu urosło? Może nigdy nie znałam się na roślinkach, ale o ile dobrze wiem to potrzebne im jest światło a powiedzmy sobie szczerze, że w jaskini jest go w chuj i trochę…
SARKAZM W PEŁNEJ KRASIE
- Nie wiedziałam, że kurestwo może być takie wielkie - Oczy wielkości talerzy to mój znak szczęgólny - No, Kaituś. Chwytaj badyla i spieprzamy.
- Tu to drwal potrzebny, a nie… - zastanawiałam się jak zabrać to zielsko - Mam pomysł! Tylko musisz mi odpowiedzieć na pytanie… Czy to ma znaczenie jak to odetnę?
- Zależy, co babcia chce z tym zrobić… - Spojrzałam na nią lekko zaniepokojona - Czemu pytasz?
- Bo wiesz… czas użyć abrakadabra! I tak już wiedzą gdzie jestem - wzruszyłam ramionami - zetnę to coś, ale nie wiem czy może być byle jak.
- Hmmm… Lepiej tego nie ciąć. Wykopiemy razem z korzeniami i problem z głowy - I znowu trzeba czarować ziemią. Co ja, kurde, jestem? Geolog? - Trzeba będzie to zrobić ostrożnie.
- To ty rób swoje… ja w końcu nie babram się w ziemi - oparłam się o ścianę machając ręką w geście PLIZZ DU
- Ochujałaś? Pomożesz mi leniu - Zaczęłyśmy się babrać i po jakimś czasie kwiatek wreszcie wylazł. Szczęśliwe jak dzieci wróciłyśmy do babci.
Nigdy więcej nie targam ze sobą jakiegoś badyla mojego wzrostu. PANIE! JA nie wół! JAM CZŁOWIEK! Nie zapisywałam się do zbierania mutantów, ale do małych, zielonych ciulstewek, które przeprowadzają fotosyntezę a nie zjadają ludzi i krowy w całości jakby to było ciastko.

Dotachałyśmy, roślinki zostawiłyśmy. W podzięce dostałyśmy forsę i trochę ziółek, ale wolę ich nie parzyć bez analizy chemicznej. Nigdy nie wiadomo czy nie zbierał ich ktoś z wiedzą pokroju Kaito. Mogłyśmy wreszcie wrócić do domu.
- Cały dzień w dupie. Już nigdy nie będę się bawić w zielarza…
- Nigdy nie mów nigdy - Poklepałam ją po pleckach.

____________________________________________________________________
Znalazłyśmy czas, jeeej!
Taki rozdział na spokojnie
Ale potem jedziemy z grubej rury :D
Miłego czytania ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz