Łączna liczba wyświetleń

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział VII: THE WALKING DEAD...

Niestety nie dane nam było zaznać odpoczynku po ostatniej misji. Dwa dni później znowu musieliśmy opuścić przytulne mieszkanka.
Kolejna misja, kolejna podróż do kij-wie-gdzie i czekanie na pociąg, który jeździ jak PKP. Świetnie. Nawet towarzystwo nie za ciekawe.
A wszystko zaczęło się od zwykłego listu.

Akurat siedzieliśmy sobie w najlepsze (ja pomiędzy dwoma mentalnymi dzieciakami - dzień jak co dzień), gdy podeszła do nas Wendy.
- To dla ciebie.
- Dla mnie?
- Może rachunki za prąd?
- Komornik.
- No otwierasz czy nie?
- Już, już, spokojnie.
- To jakaś misja? Specjalnie dla ciebie? HO HO
- Pewnie jakaś panna zauroczona twoim ciałkiem orki i jakże uroczą osobowością godną seryjnego zabójcy pluszowych misiów - podparłam swoją głowę na pięści.
Chyba chłopakowi się nudziło bo zaraz zerwał się z miejsca i wybiegł z gildii jakby go goniło stado Kaito.
- To co? Chyba idziemy z nim, nie? Wiem, że chcesz mu trochę dopiec - Mrugnęłam.
- Uch? - spojrzałam na nią znudzona - Czy ja wiem? Wtedy bym musiała spędzić z nim swój wolny czas.
- Przecież i tak jęczałaś, że ci się nudzi. Ale jak tam chcesz - Podeszłam do baru po nową szklankę (soku, żeby nie było).
- Hmm… W sumie… Trzeba odpłacić pięknym za nadobne - powiedziałam, uśmiechając się wrednie. Zaczęłam pić za pomocą słomki mój napój.
- To się pospiesz, bo zaraz nam pociąg spierdoli! - Ryknęłam z drugiego końca gildii.
- Skąd wiesz, że pociąg?...
I w taki o to sposób znaleźliśmy się w tej samej sytuacji co kilka dni temu. Tylko… Kto inny zrobił karpika.

Poleciałyśmy na stację z prędkością Amerykanina w McDonaldzie. Ledwo zdążyłyśmy wskoczyć do pociągu. Za to mina Yato - bezcenna.
- Wybieracie się gdzieś?
- Jasne. Na Karaiby przez Chiny… - padłam na fotel z taka gracją, że oczy wypływajo.
- Jedziemy z tobą, koleżko - Siadłam sobie skromnie na wolnym miejscu.
- Chyba sobie… A, no tak. To ma być zemsta za tą waszą misję.
- Nagroda spryciarza roku wędruje do…
- Czemu tak myślisz? Pomyślałam, że będziesz czuł się bardzo samotny. Nie mogę pozwolić nowemu członkowi gildii na bycie samotnym. Jak by to świadczyło o mnie? - powiedziałam głosem skrzywdzonego dziecka w sklepie z zabawkami.
- Nie powinnyście ze mną jechać - Mówił całkiem serio. Zabrzmiało to jak jakaś groźba.
Musiałam na niego spojrzeć żeby upewnić się, że go nie podmienili na peronie.
- O czym ty gadasz? - Zdziwienie lvl hard.
- Nie ważne.
- Ale tajemniczy… Wiesz, że nie musisz nic ukrywać? Widziałam cię nago nie jeden raz w basenie… Nic gorszego nie może się przytrafić, prawda? - powiedziałam tak słodko, że lukier to przy tym sól.
- Mieliśmy wtedy po 7 lat - Do końca podróży nic więcej nie powiedział.

Po godzinie wysiedliśmy gdzieś w Wygwizdowie Małym.
- Na czym w ogóle polega ta misja?
- Jeszcze nie wiem.
- Jak to nie wiesz?
Yuki spojrzała na niego z niedowierzaniem w oczach. Ja z kolei gapiłam się na jakieś drzewo by nie powiedzieć nic sarkastycznego. Oj, było ciężko.
- Czy tu ktokolwiek mieszka? Zaczynam mieć złe przeczucia.
No i wykrakałam. Nagle wiatr przybrał taką siłę, że dookoła nas zaczynały latać różne dziwne przedmioty.
- Uważajcie!
Na milimetry mogę oceniać odległość, która dzieliła moje oko i wytrych. Czemu to zawsze we mnie latają ostre lub ciężkie przedmioty? Ktoś tam na górze mnie nie lubi.
I znowu dane nam było ujrzeć jakichś pedałów z ogromnymi uśmiechami. Chyba zacznę to sobie zapisywać w kalendarzu.
- Witamy w tej jakże przepięknej wiosce! - Akurat.
- Kto to, kurwa, jest?
- Mam wielu przyjaciół.
- Taa… Chyba licząc tych co chcieli cię zabić. Chociaż ja bym tego przyjaźnią nie nazwała... - spojrzałam badawczo na umięśnionego chłopaka ze wzrostem 170+. Nie podobał mi się sposób w jaki na nas patrzył.
- Myśleliśmy, że zrozumiesz przekaz. Miałeś być sam.
- Uwierz mi, z tymi dwoma nie chcesz zadzierać. Bardziej upierdliwych ludzi nie znam.
- Dzięki… chyba.
- Jak tam sobie chcesz.
- Nie musiało to być tak ważne skoro tak szybko odpuściłeś - uśmiechnęłam się wrednie - Teraz prowadź. Zrobimy co mamy zrobić i spadamy stąd.
Typek spojrzał na mnie jakoś dziwnie. Ten drugi bliźniak z innej matki też.
- Znamy się?
- Ona serio myśli, że są tu dla jakiejś misji? - Roześmiali się jak stado pawianów.
Gdy nareszcie skończyli, jeden z nich zaczął coś mamrotać pod nosem. Z ziemi dookoła nas zaczęły wyłazić szkielety.

- Dlaczego to zawsze muszą być szkielety, a nie na przykład pluszowe misie?!
- Możesz się nad tym zastanowić innym razem.
- Ale jesteś zabawny… ubaw po pachy - powiedziałam to z ilością emocji równą zero. Zaczął do nas iść jakiś szkielet, szef-wszystkich-szefów, wnioskując po jakimś wisiorku bliżej nieokreślonym. Stanęliśmy gotowi do walki.
- Na waszym miejscu nie patrzyłbym im zbytnio w oczy… oczodoły.
- Dlaczego? - Bach, główka poleciała.
- Bo wam wyssie dusze i żywe stąd nie wyjdziecie.
- Zajebiście.
- Oczywiście. Czego można było by się spodziewać? - wymamrotałam sarkastycznie - Sądząc po tym dziwnym dymie to dotknąć ich też nie możemy. A ty co o tym sądzisz patafianie?
- Jak ich ostatnio widziałem to te szkielety były wielkości kota. Jeszcze jakieś pytania?
- Ja bym tam jednak wolała wiedzieć co się stanie, jak mnie dotknie.
- Mogę wam to wyjaśnić - Uśmiech kanibala - W skrócie, nakłada na ciebie klątwę. Nie możesz się ruszać, a potem… umierasz - Jeszcze większy uśmiech.
- Huh? Tylko tyle? Żadnych fajerwerków? Krwi i mózgu na ziemi? Żadnych eksplozji? - pokręciłam głową - Ale daremne.
Chyba mu się nie spodobała moja skromna opinia. Poczerwieniał jak burak ze złości. Jeszcze trochę a dym by mu z uszu wylatywał.
- Nie chcę nic mówić, ale ich jest coraz więcej!
- Najlepiej trzymać się od nich z daleka.
- Łatwo powiedzieć.
- No shit, Sherlock! Jestem pod wrażeniem twojej dedukcji - te całe kostki idą w naszym kierunku. Trzeba się nimi zająć jak najszybciej.
Nie dość że mieliśmy prawdziwy The Walking Dead, to jeszcze ten gościu zaczął coś kombinować z wiatrem. Powstrzymałabym go, gdyby nie te przeklęte stwory o posturach modelek.
- Jakoś ich powstrzymam, a wy stąd wiejcie!
- Jak? Nie mów mi, że masz tam pod skórą ukrytego Hulka - powoli zaczęłam zbierać magię, żeby się obronić. Te kościotrupy szły z prędkością ślimaka na autostradzie, ale swoje ruchy jak muchy w smole nadrabiały ilością - Nie ma szans, że schowam kitę i ucieknę.
- Kaito uwa…
I w tym momencie moje cholerne szczęście spierdoliło do Sosnowca, przy okazji odwiedzając Czarnobyl. Poczułam coś kościstego na ręce. Zostałam pokonana przez umarlaka. Nie wierzę.
Właśnie przebijałam umarlaka mieczem z cienia, gdy usłyszałam Yuki. Odwróciłam się jednocześnie wykańczając kostki wokół mnie. Byłam w szoku. Yuki została dotknięta przez kościotrupa. Nawet nie zarejestrowałam, że zabiłam szkieleta dopóki nie złapałam opadającej na ziemie przyjaciółki.
Zobaczyłam tylko biegnącą w moją stronę Kaito, a potem... nic.
- Co jest?!
- Faaaak! Yuki! Słyszysz mnie?! - potrząsnęłam nią jak szmacianą lalką. W między czasie zabijałam za pomocą magii szkielety, które podeszły za blisko - Ocknij się albo będę musiała cię spoliczkować jak na jakimś tanim filmie sensacyjnym!
- Przecież ostrzegałem.
- Cholera! Zabierz ją stąd!
- A myślisz, że co robię?! Opalam się?
- Dobra, koniec! Czego chcecie?
- Po prostu trochę uprzykrzyć ci życie. Stałeś się niezłym mięczakiem. Pokaż nam tą dawną bestię.
- Chciałbyś.
- Pffft. ‘’ Dawną bestię’’? Skąd ty bierzesz te teksty? - powiedziałam jednocześnie zakładając lewę ramię Yuki na moje ramiona.
- Mówiłem dosłownie.
- Wiejemy zanim coś jeszcze mu wpadnie do łba!

Z mocą Supermana pobiegłam w stronę jakiegoś starego domu trzymając i taszcząc ze sobą jeszcze ciepłe ciało Yuki - Ale ty gruba. Powinnaś schudnąć trochę, bo mój krzyż wysiada.
- Trzeba coś wymyślić zanim nas znajdą. Co z nią?
- Skąd mam wiedzieć? Nie jestem lekarzem! - położyłam ją delikatnie na dywanie - Umiera jakbyś nie zauważył.
- Cholera! Wszystko przeze mnie! Chociaż w sumie przez was też! Po coście się tu pchały?!
- I co? Sam byś tu przyszedł i skończył jako szaszłyk prędzej czy później!
- Musimy jakoś spacyfikować kościotrupowego gościa. Ten drugi jest słabszy.
- To, że słabszy, to nie znaczy, że mniej niebezpieczny. Kontroluje powietrze… Może nas udusić jeśli sobie tego zażyczy - spojrzałam na Yuki, która leżała nienaturalnie spokojnie - Najpierw musimy ją jakoś z tego wyciągnąć.
- Tylko już nią nie trzęś, bo to nie pomaga… Idę go dorwać. Jak z nim skończę, to mi powie jak jej pomóc.
- Oszalałeś? - złapałam go za rękaw - Nie możesz iść tam sam. Jakbyś nie zauważył, to za tymi drzwiami znajduje się armia dymiących szkieletów, których nie można dotknąć inaczej niż za pomocą magii. Zanim postanowisz zgrywać bohatera, to pomóż mi ją przenieść w bezpieczniejsze miejsce.
- Słyszysz to? Chyba nie zdążymy.
- Pierwszy raz w życiu chciałabym, żeby to Jehowi pukali do drzwi…
- Kurwa!
I w tym samym momencie drzwi wyleciały z głośnym JEBUT.

_______________________________________________________________
AAAA umieram! ^^
Tym razem postanowiłyśmy zbudować napięcie i podzielić rozdział na części (nikt tego nie lubi o3o).
Miłego czytania.
I trzymajcie kciuki żebym wyzdrowiała! <3

wtorek, 12 stycznia 2016

Ogłoszenia parafialne




Siemanko! Mam kilka ogłoszeń w związku z blogiem. Zapraszam do lektury. ^^




I. Pewnie niektórzy zauważyli, że zniknęła sekcja "Obrazeczki...". Postanowiłam ją usunąć. Od tej pory jakiekolwiek obrazki będą udostępniane w "paczkach" i otagowane jako "obrazeczki". Część dodanych wcześniej zdjęć pojawiły się w sekcji "Wikia", a reszta pojawi się, gdy tylko uda mi się ogarnąć magiczny pokaz slajdów na bloga (na razie żaden nie działa :D).




II. Podczas przerwy świątecznej udało nam się nagrać zapowiadany gameplay z gry "Yandere Simulator". Postaram się go jak najszybciej zmontować, abyście mogli wykłuć sobie oczy i przebić bębenki, słuchając naszego piep... gadania. ;)
Filmik pojawi się na youtube, gdy tylko się z nim uporam.

III. To bardziej prośba niż ogłoszenie, ale co tam. Proszę z całego serduszka, jeśli ktoś czyta nasze wspaniałe historie (XD), mógłby zostawić ślad w postaci komentarza. Można po prostu powiedzieć, że fajne (albo nie ^^), zaproponować coś, napisać komentarz, żebyśmy wiedziały, że nasza praca nie idzie na marne. 



Pozdrawiam gorąco, bo podobno mrozy idą. Trzymajcie się ciepło! <3 ~Yuki

________________________________________


 Tak... Nasz cudowny filmik z Yandere Simulator będzie można obejrzeć! WOOOW. Miejcie na uwadze, że to co obejrzycie (lub nie) było nagranie z poświęceniem naszej krwi (podniesienie ciśnienia), łez (ze śmiechu) i kilkunastominutowej akcji pt.: ''Ogarnij dropsa trza nagrywać'' w skrócie... Więcej śmiania niż nagrywania >.>
 Komentarze są mile widziane jak promocje w Lidlu (Nawet jeśli będzie on typu: O luju! Ale beznadzieja ićcie wydłubać se bębenki ołówkiem a oczy posmarujcie acetonem -> załatwicie przy okazji palce)

 Sprawami wyglądowymi nawet nie ma takiego słowa lol zajmuje się Yuki. Ja nie mam to tego cierpliwości. Tylko raz wpadłam na pomysł zwany pokazem slajdów. Nie skończyło się to za dobrze dla kartek leżących obok mnie (zginęły marnie)

Teraz w sprawie nawigacji na blogu. Wszystkie posty mają odpowiednie etykietki. Wszystko można znaleźć dzięki nim :O (Wiem, że odkryłam Amerykę)

 Może ten blog rozwinie się i nie tylko będzie znajdował się tutaj ff z Fairy Taila *rusza sugestywnie brwiami* Jeszcze się zobaczy.


To tyle z mojej strony! Pozdrawiam z drugiej strony internetów ~ Kaito :D


niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział VI: Mały smarkacz i zawał stulecia.

Minęło kilka tygodni od dnia, w którym Yato dołączył do naszej gildii.
Przez cały ten czas nie brałyśmy żadnych misji, bo nic ciekawego nie było. Łaziłyśmy tylko po mieście, od czasu do czasu odwiedzając gildię.
Moja chęć na SZOPING nie wróciła, nie ważne jak bardzo się starałam. Łaziłyśmy po mieście, zazwyczaj bez celu. Czasami w ciszy jakiej nawet na mszy nie spotkasz. Nie było żadnych ciekawych misji, a nasze zapasy pieniężne topniały jak lody Antarktydy.
- Trzeba znaleźć sobie jakieś zajęcie, albo padniemy z głodu - Szukałam na tablicy czegoś ciekawego.
Skanowałam tablicę ze wzrokiem szczeniaczka ‘’ PLIZ CZŁEK DAJ MI TĘ KIEŁBASKĘ’’, ale bez skutku. Już miałam się poddać gdy moim pięknym oczom ukazał się TO.
ZADANIE
Dla nas.
Nie wierzę.
Zerwałam je z tablicy szybciej niż błyskawica. Zaczęłam je czytać jednocześnie podchodząc do najbliższego miejsca siedzącego.
- Nie jest idealne, ale… Już dłużej wytrzymać nie mogę. Jeśli spędzę jeszcze jeden dzień nie robiąc nic, to chyba komuś oczy wydłubie za pomocą kwiatka.
Yuki spojrzała na mnie jak na zbiega ze szpitala psychiatrycznego.
- Już spokojnie.
Zadanie polegało na niańczeniu jakiegoś bachorka bogatych ludzi. Dzieciak jest chyba istnym diabłem skoro nikt nie zechciał zadania przyjąć, mimo BARDZO hojnej zapłaty.
Doświadczenie mamy. Gorzej być nie może.
- Lepsze to niż nic. Idziemy, bo może jeszcze kogoś znajdą - Haha, na pewno.

Poszłyśmy na stację. Czekała nas kilkugodzinna podróż do posiadłości Hevley. Z tego co wiem ta cała rodzinka od pokoleń zajmowała się produkcją wysoko procentowych napojów. Wiedzieli za co się zabrać. Członkowie Fairy Tail wypijali pewnie połowę z tego co udało im się napędzić.
Wpadłyśmy do pociągu i ruszyłyśmy w stronę naszego przedziału (zarezerwowałyśmy, ah ta wygoda). Niestety ktoś już tam siedział.
- Co się tak gapicie, jakbyście ducha zobaczyły?
Poczułam jak mi ciśnienie skoczyło. Co on tutaj robi? Praktykuje bycie stalkerem czy jak?
- Ten przedział jest zarezerwowany. Wiedziałbyś, jakbyś umiał czytać.
- I myślicie, że same sobie poradzicie z tym dzieckiem? - To było bezczelne.
- A czemu nie? Dałyśmy radę pilnować szóstki, to z jednym sobie poradzimy.
- Mam wątpliwości.
- Co? Niby ty masz jakiś instynkt macierzyński do tego? Ty nawet muchy nie potrafiłeś przy życiu utrzymać, a co dopiero dziecko - opadłam na siedzenie jednocześnie trącając Yato nogą.
- Pociąg ruszył, więc wysiąść już raczej nie da rady. Chyba że mu pomożemy - Wredny uśmiech numer 3 - Kasą się nie podzielimy, nie myśl sobie.
- Nie zależy mi. Nie chcę tylko żebyście zrobiły coś głupiego.
Niańka, cholera jasna.
- Dobry samarytanin się znalazł od siedmiu boleści. W dupie - posłałam mu spojrzenie wściekłego kota - A to jest nasz przedział, więc spierniczaj stać na zewnątrz.
- Wyrzucisz mnie stąd? Nie myślałem, że jesteś aż tak okrutna - Utonęłam w ironii i sarkazmie.
- To widocznie nie znałeś mnie za dobrze - uśmiechnęłam się sarkastycznie - A teraz sio! - otworzyłam za pomocą magii drzwi i wskazałam na nie palcem.
Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy się na siebie bez mrugania.
W tym momencie podbiła do nas jakaś starucha.
- Jaka ta młodzież niewychowana! Starszy człowiek stoi, a oni sobie siedzą!
- Wolicie ją czy mnie?
- Kaito, jak ona tu siądzie, to ja wysiadam.
- To szantaż! Powinnaś być po mojej stronie - wyszeptałam. Kątem oka obserwowałam zadowolonego z siebie Yato.
- Dobra! Wygrałeś z tym miejscem, ale to jeszcze nie koniec - zamknęłam drzwi.
Baba dobijała się jeszcze chwile, ale w końcu dała za wygraną.
- Dziękuję. I nie obrażaj się już. Przecież on cię olewa, nie mów mi, że przeszkadza ci samo to, że tu jest.
- Oddycha za głośno - wymruczałam. Zaczęłam gapić się w okno.

Dojechaliśmy na miejsce w ciszy i napiętej atmosferze. Po dotarciu do posiadłości o mało nie padłam na zawał. Była ogromna i niczego sobie. Taki mini-pałac.
- Ci to się potrafili urządzić.
- Wszystko na pokaz… - między nami stała Yuki, która skutecznie przeszkadzała mi w zabijaniu patafiana na tysiąc sposobów za pomocą moich paczałek.
Nie wiem czy stanie między nimi to najlepszy pomysł. Jeśli zginę, postawcie mi pomnik. Ogromny.
- Dobrym pomysłem byłoby wejść do środka…
Ale ledwie przekroczyliśmy próg domu, jego właściciele wcisnęli nam w ręce jakieś listy zadań i już ich nie było.
- DA FAK? - zaczęłam czytać pierwsze zadania z listy. Nie wiem czy sprzątanie zamarynowanych palców z piekarnika należy do zadań opieki nad dziećmi. Wątpię, że jest to bezpieczne dla dorosłych, a co dopiero dla dzieci.
Na liście było dużo zadań odnośnie smarkacza. Zanieść na spacer (na plechach?), wytrzeć nosek, zrobić amciu. Zapowiada się piękny dzień.
Trzeba znaleźć smarkacza. To chyba najtrudniejsze bo ten pałac ma trzy piętra. To będzie jak szukanie igły w stogu siana.
- Musimy się rozdzielić. Każdy pójdzie na inne piętro. Spotykamy się tu gdy znajdziemy gnojka - głos kapitana w akcji~.
Ruszyłam na ostatnie piętro. Jaka czystość, aż oczy bolą. Mój pajęczy zmysł dał znać. Ruszyłam na przód. Chyba na coś nadepnęłam, bo na moją głowę zaczęły się sypać kawałki sporych kamieni. Nie wiem ile gówniarz ma lat, ale chyba jest Pudzianem.

Byłam na parterze. Duża przestrzeń jak na razie. Mało miejsc do schowania. Szłam powoli nasłuchując jakichkolwiek oznak życia. Jak przystało na tak wielki dom bogatej rodziny, nie ujrzałam ani pyłka kurzu. Zaczyna mnie to przerażać. Miałam już skręcić w lewo, gdy usłyszałam dźwięk spadających naczyń. Szybko pobiegłam w ich kierunku. Leżały na ziemi. W ostatniej chwili się schyliłam, bo inaczej dostałabym żelazkiem w głowę. Jednak nie wyszłam bez szwanku. Z jakiegoś kierunku nadleciała lina i mnie wywaliła.
Nie zginęłam. Jest dobrze.
Usłyszałam nieludzki ryk z niższego piętra.
A potem krzyk.
- Mam gówniarza!
Zemsta będzie słodka.
Och! Pogadamy sobie na temat zasad pracy i BHP.
Poleciałam na parter, gdzie dzieciak już został otoczony przez żądne krwi osoby. Jednak wyglądało na to, że się nie bał. Wręcz przeciwnie, patrzył na nas, jakbyśmy to my byli związani. Zaczęłam zbierać listę tortur, tak na wszelki wypadek.
- Słuchaj no… Wiesz co mogło się stać gdy ktoś dostał tym żelazkiem w głowę? - zapytałam z wymuszoną słodkością.
Dzieciak spojrzał na mnie znudzony.
- Mówiłem, że nie dacie sobie z nim rady.
- Możemy przełożyć tą rozmowę na inną okazję? - Byłam LEKKO poirytowana - Słuchaj mały, chcesz czy nie musimy się tobą zaopiekować. Możemy się nawzajem torturować, nawet to lubię, ale możemy też w spokoju spędzić ten jeden dzień. Co wybierasz?
Myślałam, że już nie da się bardziej wyglądać na znudzonego. Ale mu się to udało! Wyglądał tak jakbyśmy byli jakimiś natrętnymi muchami, co mu życie utrudniają. Jaki to on biedny, że mości pan musi się z nami użerać.
- Skończyłaś już? - powiedział głosem pełnym wyrzutu.
- Nie pyskuj mały, bo twoich rodziców tu nie ma, więc nie musimy stosować głupich zasad wypisanych na tych karteczkach - Udało mu się wyprowadzić z równowagi nas wszystkich. Gdyby nie był tak upierdliwy, to szacunek.
- Pff? Myślisz, że się was boję? Możecie mi naskoczyć! PLEBS! - wykrzyczał dzieciak z zadowoleniem namalowanym na twarzy.
- Ałć! To bolało! Jak ja przeżyję tę obelgę! - teatralnie złapałam się za ciuchy w miejscu serca - Ale wiesz co? Teraz musisz ze zwykłym PLEBSEM spędzić CAAAAŁY dzień.

Trochę mu zrzedła mina. Ale i tak cały dzień męczył nas, jak tylko się dało. W pewnym momencie stwierdziłam, że dość tego. Siadłam na podłogę w pozycji jogina i olewałam jego wszelkie krzyki i żądania.
- Nigdzie się więcej nie ruszam. Nie zaciągniecie mnie.
- Jeszcze raz pociągniesz mnie za włosy, a to twoje palce będą w piekarniku - powiedziałam cicho, gdy któryś raz z kolei ten gnojek pociągnął mnie za kucyk. Nie należy to do przyjemnych zachowań, gdy niesiesz coś co śmierdzi i w dodatku jest płynne.
- Yuki, może byś nam pomogła?
- Nie ma mowy. Nie ruszam się stąd. Będę tu siedzieć aż ten gnojek umrze z głodu.
Nie wytrzymałam. Złapałam małego za rękaw i przystawiłam mu na wysokości nosa pojemnik z cieczą bliżej nieokreśloną.
- Jeszcze chwila a ten glut znajdzie się na tobie.
Dzieciak spojrzał na mnie zdegustowaną miną godną krytyka kulinarnego w KFC.
- Dobra! Ale niszczysz mój eksperyment, który ma na celu udowodnienie… - nie dokończył bo przystawiłam mu rękę do ust. O dziwo to zadziałało. Zamknął się na chwilę i patrzył na mnie pytająco.
- Rusz tyłek albo ci pomogę.
- Próbuj. Życzę powodzenia.
- Kaito zrób z nią coś…
- Bozia rączki dała, to ich użyj. Ja mam tu inne zajęcie niż obijanie się - powiedziałam, jednocześnie wylewając ciecz do jakiegoś pojemnika. Na szczęście z pokrywką.
Złapałam za fraki chłopaczka i poszliśmy na górę. Przez cały ten czas nawet się nie ruszył.
- Nie wierzę. Woli się bawić ze smarkaczem… Wstaniesz czy nie?
- Zamknął się? TAK! Widzę, że Kaito poszła go torturować.
Na górze stałam po środku wielkiego pokoju pełnego… wszystkiego.
- Skoro musisz sprzątać… Ale mam jeden warunek - nie podobał mi się ton jego głosu.
Patrzyłam na niego podejrzliwie - Jaki? I nie myśl, że sama będę sprzątać ten bałagan.
- Musisz przeprowadzić ze mną eksperyment - powiedział z radością dziecka na widok czekolady.
- Myślę, że da się to zrobić, ale musisz mi powiedzieć czego będzie dotyczył - jedyna jego reakcja to tajemniczy uśmieszek.

Powlokłam się na górę, zwabiona podejrzaną ciszą. Yato lazł zaraz za mną.
- Kaito, mam nadzieję, że dzieciak jeszcze żyje.
Spojrzałam na nią zza moich gogli. Razem z Erikiem siedzieliśmy na podłodze gdzie ogrzewaliśmy próbkę z włosami.
- Palicie tu jakiegoś szczura?
- O ludzie, jaki smród - Z ust mi to wyjął.
- Sprawdzamy różnicę jaką jest popiół zwierząt i ludzi ze względu na budowę włosów różnych osobników - powiedział szybko i wrócił do obserwacji.
- No - dodałam.
Patrzyłam na nich bez mrugania. Mieli oboje taką samą minę.
- A wy co? Bliźniaki jednojajowe?
- Brak kurzu chyba źle wpływa na twój mózg…
- O! To też możemy sprawdzić! - powiedział entuzjastycznie.
- Chyba na twój. Mój działa jak nigdy wcześniej! Ten młody to mały geniusz z za dużą ciekawością.
Obróciłam się do Erika - Możemy sprawdzić działanie - kiwnęłam w stronę puszki na stole - na człowieka w wieku 16+ - wyszczerzyłam się jak Joker.
- Chyba zaraz zawału dostanę… Idę usiąść na słońcu, a jak nie zdążę dojść, to najwyżej się wypieprzę na miękką trawę.
Wyszłam, o mało nie potrącając kolejnego eksperymentu.
Trafiłam do wariatkowa.
- Chcesz być naszym pierwszym ochotnikiem Yato? - spojrzałam na chłopaka.
Momentalnie w oczach Erika pojawiły się gwiazdki pełne ekscytacji. Trudno uwierzyć, że ten dzieciak ma więcej niż 2 wyrazy twarzy - ekscytację i skupienie.
- Chcesz żebym robił za TWOJEGO króliczka doświadczalnego? - powiedział z wielkim uśmiechem.
- A widzisz tu kogoś innego? Albo ja albo on - wskazałam palcem na Erika.
- Bardzo chętnie dałbym ci się PRZEBADAĆ, ale ktoś musi znaleźć Yuki i ewentualnie ją reanimować.
- Do usta-usta to pierwszy, a do pomagania ludzkości w tym JAKŻE WAŻNYM zagadnieniu to nie ma komu.
- Usta-usta? Sugerujesz coś?
- Ja? Skądże - powiedziałam z takim sarkazmem, że wylewał się bardziej niż Nil.
- Właśnie widzę. Mów o co ci chodzi i nie sarkazmuj.
- A więc… Polega on na tym, że musisz wypić ten płyn - wskazałam na pudełko - i przebiec 20 minut. Zanim jednak to zrobisz trzeba przeprowadzić serię badań…
- Pobieranie krwi, ciśnienie, oddech, jak wyglądają twoje źrenice i takie inne. Bez bolesne w porównaniu do poprzednich - wyszczerzył się jak Joker do sera.
- Obawiam się, że jesteście oboje chorzy psychicznie - i wyszedł.
- Zostaliśmy sami skrzacie. A wiesz co to oznacza? - spojrzałam na niego wymownie.
- Nieeeeee - zajęczał jak kot na płocie.
Siedziałam sobie spokojnie na trawniczku, wgapiając się w drzewka, gdy mój spokój został zaburzony.
- Ona oszalała.
Nagroda spostrzegawczości wędruje do…
- Niech się bawi. Poniekąd jest jeszcze dzieckiem. Przynajmniej psychicznie.
- Oho, czy to nie jego rodzice?
- Nareszcie! Świat wróci do normalności!

Z charakterystyczną dla nich ignorancją rzucili mi czek na nagrodę i zniknęli w domu. Po chwili wyleciała z niego Kaito.
- Hahahaha! To działa!
- Zamknij się! Zanim cię tu zostawię - Ostatnie zdanie wyjęczałam.
- Trzeba by wrócić.
Z okna wystawał mop blond włosów - Jesteś na dobrej drodze Erik! - krzyknęłam i pomachałam mu. Dzieciak odmachał mi i zamknął okno. W ten oto sposób pożegnaliśmy się z posiadłością państwa Hevley’ów.
Po powrocie Wendy zapytała mnie jak było. Musiałam się powstrzymać żeby nie zemdleć.
- Ekstra! Lepiej być nie mogło!
- Nie narzekaj, mogło być gorzej.

Mogło być. Spędziliśmy ten dzień popijając ognistą wodę na złagodzenie nerwów. Yuki stwierdziła, że już nigdy nie weźmie zadania związanego z opieką nad dzieckiem. Yato zaś dał upust swojej sarkastycznej stronie jak nigdy dotąd. Ja z kolei nigdy nie czułam się tak świetnie jak w tym momencie. Nie wiem czy było to spowodowane napływem gotówki, zjedzeniem pysznego obiadu lub zwyczajnie dzięki dziwnej miksturce Erika. Nie istotne. Misję uważam za zakończoną.

_______________________________________________________________
Rozdział napisany trochę dawno, ale jakoś zapomniałam go wrzucić.
Przepraszam bardzo!
W następnym spodziewam się odrobiny akcji i może jakiejś niespodzianki. ;)
Miłego czytania. ^^