Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Patatajanie na tęczowym jednorożcu czyli ekspres do Yaoilandu cz. 4

Powracamy znów do Czarnej Walkirii.
Pociąg rusza ze stacji. Prosimy się trzymać… oczywiście nie kolegów i koleżanek obok.
A jak już nie macie wyjścia to za rączki. :D

Latanie na smoku nijak miało się do latania na miotle. Niemniej jednak jego umiejętności ułatwiły mu naukę. Smokiem sterowało się podobnie jak miotłą, ale potrzebny był większy nacisk. Poza tym smok był żywą istotą. Kiedy po raz pierwszy Falcon kazał mu dosiąść smoka myślał, że mu serce wyskoczy ze strachu. Doskonale pamiętał Turniej Trójmagiczny i tą smoczycę, która omal nie upiekła go na początku. A teraz mógł spokojnie podejść do każdego smoka, a nawet do ich gniazd na pewną odległość. Nauka latania zajęła mu dobre kilka tygodni, a zgranie się ze smokiem prawie rok. Teraz byli jednak w dobrej komitywie i chętnie ze sobą współpracowali.
I believe I can fly… Wiem że się spodziewaliście. :D
F-f-f-fried chicken NOW!
Hmmm… Skoro latanie na smoku wygląda prawie tak, jak latanie na miotle to może powinni raczej użyć tych drugich zamiast “naciskać” na biedne smoki.
Ale latanie na smoku to 1000 do SWAGU.

Po wylądowaniu Harry zeskoczył ze smoka, który odszedł do swojej jaskini w pobliżu.
- Tatuś! – Usłyszał nagle i zobaczył, że w jego kierunku biegnie mały czarnowłosy chłopiec. Uśmiechnął się łapiąc go i biorąc na ręce.
To miło, że Walkirie wpuszczają do zamku cygańskie dzieci… WAIT
O nie! Wszystko tylko nie to!
Nadciąga…
Już jest.
Wkurzającosłodkiedoprzesady dziecko!
Pewnie będzie służył do nadania temu fanfikowi słodko-rzygo-chomiczą atmosferę.
Nie kracz!

- Tancred! Zmoro moja ty mała. Znowu siedziałeś w pieczarach? – Spytał patrząc na synka, który pokiwał główką i zaczął szczebiotać coś o smoczych jajach.
Po czym zmienił się w różową jaskółkę i poleciał do yaoicowej krainy szczęśliwości, gdzie znalazł sobie swojego seme.
A tu zdziwienie, bo to on będzie seme. W czasie aktów uwolni się jego ciemna strona podobna do Snape’a, która będzie robić wbijanie.
Obawiam się, że to rumuńskie dziecko jednak odziedziczy ciapowatość i bycie pizdą życiową od drugiego tatusia.


Boże… Myślał, że nie przeżyje porodu. Nigdy więcej! To było stwierdzenie, którego nie zamierzał nigdy złamać. Gdyby miał drugi raz przez to przechodzić to prędzej by rzucił na siebie Avadę czy coś w tym stylu. Tego bólu nie zapomni do końca życia, ale nie żałował. Miał ślicznego, kochanego synka, którego nie zamieniłby na nic innego.
Rozumiem, że wcześniej planował urodzić drugie?
Może chciał mieć rodzinę z duży domem i psa? Witać swojego męża w drzwiach pocałunkiem i świeżymy ciasteczkami wypieczonymi z pomocą Tancreda. A może chciał spełnić swe marzenia i nazwać drugie dziecko Rododendron? Tylko poród za trudny… pewnie gorzej jest mając dziecko z dupy… Smuteczeg.




A właśnie… wracając do porodu, ciekawi mnie czy Harry rodził dupą czy raczej, jak to się robi z kamieniami nerkowymi, no… mam nadzieję że wiecie jak się rodzi kamienie nerkowe (a wpiszcie sobie w google, trochę edukacji się przyda) :D


Przez kilka miesięcy uczył się, jak ma się nim zajmować. Załamał się nie raz, gdy był zmęczony, ale potem znowu uparcie starał się nie popełniać błędów. Czasem prosił Falcon'a o radę. Albo żeby mógł zostawić z nim małego na kilka godzin. Wtedy szedł do miasteczka w dolinie po drugiej stronie góry kupić potrzebne mu rzeczy. Odczuł na własnej skórze ile dziecko tak naprawdę kosztuje.
A poczekaj aż pójdzie do szkoły i zajdzie w ciąże po gwałcie… OH
Przecież szkoła jest DARMOWA.
Heh… już widzę bandę ass-assynów/super niań zajmujących się dzieckiem.
Mają swoje sposoby… Związują niegrzeczne bachory i rzucają pod ścianę na cały dzień. To takie bezstresowe wychowanie bez krzyków i bicia.
Rozumiem też, że to taki trening dla przyszłego pokolenia Wal-kirii?
- Masz mały gnojku 20 sekund na wydostanie się z uwięzi a jak nie to na karnego jeżyka pójdziesz!!


Karny jeżyk? I know what you mean. :D

A potem przeszedł treningi i pierwsze zlecenie…
Jego pierwszy cel. Wysoko postawiony polityk, który tak naprawdę zarządzał przemytem nielegalnych substancji. Niby taki wzorowy obywatel, a tu proszę. Dwa dni zajęła mu obserwacja i poznanie jego zwyczajów. Musiał znaleźć moment, gdy mężczyzna zostanie całkiem sam. Okazja nadarzyła się, gdy został w gabinecie pod pretekstem przygotowania dokumentów. Harry już wcześniej zaczaił się na niego. Nie wahał się ani chwili. Tak jak kiedyś nie mógł się wahać przy pokonaniu Voldemorta, tak teraz nie mógł pozwolić sobie by jego ręka zadrżała, gdy wbijał sztylet w plecy mężczyzny. Po wszystkim wycofał się cicho i wrócił do zamku,
Wait a moment. Dwa dni? a co jeśli trzeciego dnia gościu zmieniał plan zajęć i szedł tańczyć rumbę ze staruszkami w stroju pizzy?
Harry to Czarna Walkiria! Oni nie potrzebują jakiegoś wielkiego rozpoznania terenu, poznania zwyczajów swojego celu itp. To zawodowcy a nie jacyś amatorzy, co siedzą całymi tygodniami i obserwują swoją ofiarę.

Dobrze, że wycofał się cicho, a nie grając gangnam style na akordeonie.

Czy coś czuł wtedy? Sam nie wiedział. Skupił się na pracy. Dla niego była to zwykła praca. W końcu gdyby został aurorem byłoby zapewne bardzo podobnie. Nie raz musiałby kogoś zranić czy nawet zabić. Dlatego nie myślał o tym. Swój czas dzielił pomiędzy synka, pracę i treningi.
Wszedł do sali, gdzie siedział Falcon czytając jakieś dokumenty i spokojnym głosem zameldował mu, że wykonał zadanie bez problemów.
“Swój czas dzielił pomiędzy syrenka…”. Moje oczy rozpoczęły strajk.

Coo?! XD Własną Walkirię piszesz?
Praca, praca i jeszcze raz praca!
Ta praca była tak długa, że rozlazła się na kilka zdań.

Zgodnie ze swoimi przewidywaniami Severus został wezwany do gabinetu dyrektora jeszcze tego samego wieczora. Kiedy wszedł na miejscu był już prawie cały Zakon i oczywiście Weasleyowie oraz Granger, która w końcu wyszła za mąż, za Rona. Snape skrzywił się na myśl o uczeniu kolejnych rudzielców. Niemniej jednak był zaskoczony, gdy zastał w gabinecie gorąca dyskusję pomiędzy Lupinem, Moody'm a dyrektorem.
Mam wrażenie, że autorka robi ze Snape’a jakiegoś potwora nienawidzącego rudych, żeby stworzyć wizerunek wrednego seme… Mylę się?
Omg. Ogarnij swą rudą fobię Snape! To nie ich wina a poza tym nie są tacy źli. :<




- Albusie! To wręcz nieprawdopodobne! To nie mógł być Harry! – Oponował wilkołak z całą żarliwością, na jaką było go stać.
- Przykro mi, Remusie, ale opis wyglądu pasuje mniej więcej do niego. Dopóki jednak nie nawiążemy kontaktu z dowódcą Czarnych Walkirii niczego nie możemy być pewnie. –Powiedział Albus siadając za biurkiem.
- Przypuszczam, że wiesz, gdzie znajduje się ich siedziba? – Mruknął Moody łypiąc na wszystkich swoim magicznym okiem.
Oczywiście. Przecież każdy dyrektor szkoły czarodziejstwa wie, gdzie znajduje się TAJEMNICZA i UKRYTA siedziba bandy SKRYTOBÓJCÓW. Głupie pytania zadajesz.
Jak on niby był podobny?! Widzieliście Harrego i E(s)meralda ?! Co oni niby mają wspólnego (zakładając, że nie wiemy w 100%, że to jedna i ta sama osoba) oprócz koloru włosów i oczu, budowy ciała? Harry miał bliznę, ale chyba nie taką na pół twarzy… no i nie miał jakiegoś warkocza przeznaczenia, i z pewnością nie latał po świecie z toporem na plecach jego wielkości!


Rycina poglądowa [czyt. okładka komiksu przez Sitriel]
Ale miał “zielone niczym jezioro oczy”.
Bo on jedyny na tym świecie ma zielone oczy. ;--;
Tylko on ma “TE zielone oczy”. ;)

Dyrektor westchnął.
- Znam lokalizację, ale nigdy tam nie byłem. – Przyznał wyjmując jakąś starą mapę, na której było zaznaczone kilka miejsc. Jedna z kropek była podpisana jako „Black Wing Castle". Była to siedziba czarnych Walkirii w niedostępnych górach.
Serio? A z innej szuflady wyjmie Atlantydę?
I cały misterny plan ukrycia też w pizdu.
 Taki, kurwa, tajny, że każdy w szkole ma mapkę gdzie mają siedzibę i jeszcze jak ją nazywają. FAK LODŻIK HARD
A w tej bajce były… yyy… smoki…?


- Na, co więc czekamy? – Spytał, Ronald Weasley zrywając się z fotela. – Musimy mieć pewność! A jeśli to był Harry zabrać go do domu.
- Natychmiast siadaj Ron i przestań się gorączkować! – Fuknęła na niego matka. –Niby jak chcesz się tam dostać? Nasz magia nie działa tam tak jak powinna.
- Niestety… - przyznała Hermiona. – W tych górach jest jakiś minerał, który pochłania magię. Wybrali sobie naprawdę świetne miejsce na lokalizację. Ale w pobliżu jest chyba jakieś miasteczko. Może tam udałoby się nam czegoś dowiedzieć? - Zasugerowała. Naprawdę nie straciła zdolności trzeźwego myślenia. W porównaniu do jej męża, który chyba nic się nie zmienił i nadal był tak narwany, jak w czasach szkolnych.
- Hermiona ma myśl. – Zgodził się Remus. – Tamtejsi mieszkańcy powinni coś wiedzieć. A przynajmniej zauważyć.
Hermiona ma myśl. Ja mam słoik dżemu. A ty masz wpierdol. (Pozdrawiam fanów Niekrytego). :D
Nie dostaniemy się tam, bo jest minerał… Jak my to teraz zrobimy?! No nie wiem. A jak to zrobił Harry? Użył swoich nóg do jasnej ciasnej.

Albus myślał dłuższa chwilę.
- No dobrze… Ale nie możemy tam iść wszyscy. Poza mną pójdziesz ty Remusie, Molly i Artur, Ron, Hermiona… Niech będą jeszcze Fred i George… - dodał, a bliźniacy wyszczerzyli się zadowoleni, podczas, gdy ich matka próbowała oponować. – I oczywiście ty Severusie. – Dodał dyrektor patrząc na swojego mistrza eliksirów, który nie wiedział czy ma go przekląć czy mu dziękować.
Po czym poszli wszyscy.
Dziwisz im się? Każdy chciał obczaić gorące niczym plaża w samo południe ciałko Har...Emeralda.
Chwilami to jest tak absurdalne, że nie wiem co napisać. ;c


Po tym, co zrobił chłopakowi bardzo wątpił żeby tamten powitał go z otwartymi ramiona. Jeśli Potter został Czarną Walkirią to równie dobrze już mógł sobie wybierać trumnę i zaklepać miejsce na wieczny spoczynek. Z mieszanymi uczucia wrócił do swoich komnat i wypił porządną szklankę Ognistej. Po raz pierwszy w życiu pieczenie w gardle sprawiło mu przyjemność.
Ty już lepiej nie pij. Patrz co wyszło z ostatniego chlania.
Spoko Sevo! Jeśli dalej żyjesz to raczej Harry'emu nie w głowie wbijanie w ciebie czegokolwiek.
Oj, mam pewne wątpliwości.


Bał się jak cholera. Jak prawie nigdy w życiu się nie bał, tak teraz nie wiedział, czego ma się spodziewać. I właśnie to przerażało go najbardziej. Położył się spać z niepewnością, jaka nim ogarnęła.
W górach wstawał nowy dzień. Większość Walkirii była już na nogach od jakiegoś czasu. Tylko ci, którzy mieli nocny patrol mogli pospać nieco dłużej.
Harry z błogim wyrazem twarzy leżał szczelnie owinięty kołdrą z tutejszej wełny. Nie wiedział, jak to możliwe, ale wełna z tutejszych owiec miała jakieś kojące właściwości. Nie tylko było mu ciepło, ale też ostatnio przesypiał spokojnie wszystkie noce i coraz rzadziej męczyły go koszmary.
Kołdra z chloroformem?

Kołdra z TUTEJSZYCH owiec.
Trzeba podkreślić takie ważne kwestie.
No właśnie.

Uśmiechnął się zadowolony, że jeszcze nie musi wstawać. A przynajmniej tak myślał do czasu, gdy poczuł na policzku małą rączkę i usłyszał piskliwy głosik, który chciał żeby się obudził. Uchylił jedną powiekę i zobaczył, jak jego dziecko szczerzy się do niego zadowolone.
- Tancred… - jęknął. – Prosiłem cię o coś… Jak mam nocny patrol to chcę potem trochę pospać. -mruknął zamykając znowu oko i układając się wygodnie. – Jak jesteś głodny to idź z Cecylią do kuchni. - dodał sennie.
Jednak tym razem mała rączka dziecka pacnęła go w policzek kilka razy.
- Na gacie Merlina. Co ty chcesz ode mnie dziecko? – Spytał otwierając oczy i siadając.
Ten głos posiada duszę… A tak serio ta patologiczna przemoc w rodzinie powinna zostać zgłoszona do magicznego instytutu ochrony praw… rodzica.
Ach! Uaktywniły się geny Snape’a. Tatuś będzie dumny jak cię zobaczy Tancredku.
Who is Cecylia?
Jakieś mięso armatnie, nie istotne dla rozwoju tró loffa w tym fanfiku.

 (Przerywnik tak samo związany z treścią fanfika jak sama Cecylia z tró loffem Emeralda i Snape'a)

- Obiecałeś mi coś. – Powiedział stanowczo chłopczyk. Harry spojrzał na niego sennie. Co on mu obiecał? Zerknął na kalendarz, który powiesił na ścianie. Durne przyzwyczajenie, ale przydatne, gdy coś się planowało. Pod dzisiejszą datą zapisane było czerwonym pisakiem: Wypad do miasteczka. Harry jęknął. Był tak zmęczony po patrolu, że kompletnie o tym zapomniał.
- Dziecko… Pójdziemy. Ale sklepy ci nie uciekną. Daj tacie trochę pospać. -powiedział zerkając na synka, który pokręcił głową.
- Idziemy już! – Powiedział stanowczo trzylatek i skrzyżował ręce na piersi. Harry'emu przemknęło przez myśl, że mały jednak odziedziczył kilka cech Snape'a. Jak sobie coś wbił do głowy to nie było na niego siły.
Chcąc nie chcąc zwlekł się z łóżka i poszedł do łazienki by się umyć i ubrać.
Harry spał goły przy dziecku? Zgłaszam to do prokuratury.
Jak to jest możliwe, że odziedziczył cechy Snape’a?! Może, dlatego że jest jego dzieckiem?

Coś czuję, że ten mały w przyszłości będzie terroryzował skrzaty domowe.

- Pójdziemy po śniadaniu, ty mały potworze. – Powiedział sennie, a mały zaczął mu skakać po łóżku z radości, że dopiął swego. – Co ja mówiłem o skakaniu? – Upomniał synka, który był zbyt radosny, żeby się przejmować napomnieniami ojca. Harry westchnął tylko. Czasami zastanawiał się czy to dziecko nie ma czegoś, co mugole zwykli nazywać zespołem ADHD. Tancred miał tyle energii w sobie, że nawet kilka Walkirii do pilnowania go to było mało. Przy nim trzeba było mieć oczy dookoła głowy.
Pewnie biegał po ścianach i suficie.
Oczy dookoła głowy, na plecach i w dupie.
Pewnie nie ma ADHD tylko sobie coś uszkodził wychodząc z odbytu.
Jakby sobie coś uszkodził, to byłby na tyle niepełnosprawny, że nie musieliby go pilnować…

Harry wyszedł z łazienki ubrany w skórzane spodnie podbite od spodu cienkim, ale ciepłym futrem, czarną koszulę i skórkowy kaftan. Długie włosy splótł w luźny warkocz. Usiadł na łóżku i sięgnął po wysokie skórzane buty, których zawiązanie chwilę mu zajmie. Jego myśli jakoś odruchowo skierowały się w stronę spraw, które czasem załatwiono w łóżku. Do tej pory nie przemógł się żeby zacząć z kimś sypiać. Próbował, ale nic z tego nie wyszło. Kiedy ktoś próbował go objąć i przytulić dostawał ataku paniki. Wszystkie mięśnie nagle stawały się sztywne, a on sam miał problemy z oddychaniem. Dał sobie, więc spokój powoli godząc się z tym, że zawsze będzie już sam. Odgonił od siebie te smutne myśli kręcąc głową. Miał, dla kogo żyć. Miał swoje małe słoneczko, które wnosiło do jego życia codziennie światło i radość.
Przynajmniej nareszcie jest ubrany tak, że będzie mu ciepło.
,,...spodnie podbite od spodu cienkim, ale ciepłym futrem’’ żeby mu ciepło w tyłek było i aby jego zbiornik magiczny nie zamarzł. XD
Khe khem… To chyba dobrze, że jego ciało “sztywniało” przy dotyku. If you noł what I mean.
Ale miał problemy z oddychaniem. ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Wstał z łóżka sięgając po ubranko dziecka. Z rozbawieniem zauważył, że Tancred próbował nieporadnie sam się ubrać. O ile koszulkę udało mu się założyć, tak spodnie ubrał do połowy. Kiedy obaj byli już gotowi Harry włożył sakiewkę ze złotem do kieszeni, zabrał ich kurtki i poszli na śniadanie. Uprzedził Falcona, że wychodzi z synkiem do miasteczka. Dziecko go zmusiło więc, co miał zrobić. Mężczyzna podśmiechiwał się z niego widząc, jak sennie je śniadanie, a mały patrzy tylko na niego wyczekująco.
Serio? Dziecko umiało założyć spodnie na nogi, ale nie umiało ich podciągnąć? TRZYLATEK?! Dokąd ta młodzież zmierza…


Ale z tego co pamiętam to największe problemy sprawiają koszulki…
W ogóle… jak będziesz tak dziecko rozpieszczał Harry to potem wejdzie ci pod kołdrę z TAMTEJSZYCH owiec i obada cię bez twojej zgody…. OH WAIT.

W końcu młody mężczyzna podniósł się ze swojego miejsca. Założył Tancredowi kurteczkę, szalik, czapkę i rękawiczki, a sam ubrał płaszcz. Nałożył rękawiczki, założył kaptur na głowę i obaj wyszli z zamku na znaną tylko Walkirią ścieżkę prowadzącą do miasteczka. To było na wpół mugolskie miasteczko, gdzie zasadniczo osiedlili się dziwni ludzie. Wyrzutki społeczne, jak określali sami siebie. Ktoś uciekał przed prawem, kogoś chcieli zabić mimo niewinności, para, która musiała uciekać żeby wziąć ślub, kobieta z dziećmi, którą maltretował mąż, pustelnik szukający spokoju, grupa zniszczonych życiem robotników i wiele innych ciekawych jednostek. To sprawiało, że miasteczko żyło swoich życiem. Było tu nawet kilku czarodziejów z różnych krajów, ale najciekawsze było to, że wszyscy żyli ze sobą w zgodzie. Tutaj nie liczyła się przeszłość, gdy ludzie walczyli o przetrwanie. Nie raziło ich siedlisko Walkirii i smocze gniazda. Wszyscy żyli w zgodzie ze sobą.
Podkreślam, że wszyscy żyli ze sobą w zgodzie…
Pff kto by się tam przejmował zabójcami i smokami… pff

Harry szedł powoli ścieżką prowadzącą przez grotę. Wychodziła niedaleko miasteczka, ale tylko Walkirie z niej korzystały. Była niewidoczna od strony zabudowań. Tancred szedł przed nim ostrożnie stawiając swoje krótkie nóżki. Nie chciał upaść i się potłuc. Ale był taki podekscytowany za każdym razem, gdy szli do miasteczka. Harry rozważał czy za dwa, trzy lata nie posłać syna do tutejszej niewielkiej szkoły żeby nauczył się pisać, czytać, liczyć. Na razie wolał nie myśleć, co będzie potem. Być może wyśle chłopca do jakiejś szkoły magii. Ale na taką decyzję miał jeszcze czas.
Serio w takim małym miasteczku jest szkoła? I pewnie klasa złożona z trójki dzieci.
No przecież powyżej autorka wspomina o kobiecie z dziećmi, którą maltretował mąż. Przyjmijmy, że jest to dwójka + może jeszcze kiedyś dziecko tej pary co uciekła niczym Romeo i Dżuljet. Kurde… to tłum już jest.


Myślę, że nadszedł czas abyśmy zakończyły. To dziecko mnie tak wzruszyło, że nie widzę ekranu.
Heh. To się ciesz, że miał tylko jedno. Mógł być jeszcze Rododendron.
Na dziś to tyle z naszej strony! :) Brawo za wytrzymanie z nami (i nie tylko) tej podróży! Do następnego ekspresu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz