Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział V: Boskie wakacje i dramat brazylijski

Po ostatnich wydarzeniach, gildia zaproponowała nam tydzień nad morzem. Jeeej! Uwielbiam wodę. Szkoda tylko, że musimy niańczyć piątkę smarków.
Wesoła, ale trochę popaprana rodzinka jedzie na zagładę wszystkim plażowiczom ośrodka wczasowego ‘’ Tęcza ‘’. My, w postaci super niań, będziemy pilnować pięciorga dzieciaków. RELAKS
Kaito musi odpoczywać, więc dostałyśmy bachorki do pilnowania. BECAUSE FUCK LOGIC
Dobrze, że chociaż nie mają jeszcze takiej mocy zniszczenia, by rozwalić cały kompleks. Podobno ich rodzice raz tak zrobili.
No tak… znając nasze szczęście, to pewnie wielka kupa zabawy i rozpierdolu ściśnięta w małą formę dzieciakopodobną. Założeniem tego ‘urlopu’ miał być mój odpoczynek, ale mam takie dziwne wrażenie, że nie chodziło tu o mój urlop.

No co zrobić. Zabraliśmy ich ze sobą. Była oczywiście Nashi z braciszkiem, fioletowowłosa dziewczynka o imieniu Ur, chłopak z czerwonymi oczami i czarnymi włosami - Reiji i drugi o włosach w kolorze czerwieni zmieszanej z niebieskim - Shai.
Więc, razem z Yuki, szłyśmy z miniaturowym przedszkolem w stronę plaży. Wreszcie mogłam wypróbować nowy kostium kąpielowy.
Nie dość, że muszę się opiekować tą dzieciarnią, to jeszcze Kaito zarządziła wieczorny shopping. Nie dane mi będzie odpocząć. Byłam trochę podminowana. Miałam ochotę przywalić każdemu facetowi, który gapił się na moje cycki.
Odwracając się w stronę Yuki, zobaczyłam, jak patrzy na każdego faceta wzrokiem bazyliszka. Każdy od razu odwracał głowę w drugą stronę, tak szybko, że byłam w szoku, gdy nikt jeszcze sam sobie karku nie skręcił. Idąc, poprawiłam sobie jeszcze strój.

Znalazłyśmy spory kawałek wolnego miejsca. Wystarczyło spojrzeć na dwóch facetów i spieprzali, jakby ich gonił wonsz rzeczny. Dzieciaki od razu pobiegły do wody. Tylko Igneel został na brzegu. Widocznie boi się wody. Zaczęłyśmy się opalać, ale nie dane nam było zaznać spokoju. Zdołałam usłyszeć głośny pisk, by po tym zostać przygniecioną jakimś ciężarem.
- Zabiję cię, Nashi.
- Oj, nie bądź nudna…
Śmiałabym się gdyby nie to, że aktualnie żarłam piasek.
- EJ! - krzyknęłam, aż wszyscy się spojrzeli w naszą stronę - Złaź ze mnie albo zginiesz marnie.
Ur spojrzała na mnie wzrokiem, który wyrażał tylko jedno ‘’OHHH? A JAK NIE TO CO MI ZROBISZ?’’ Spojrzałam na nią z intencją powolnej i bardzo bolesnej śmierci przy użyciu różnych metod tortur. Dzieciak zszedł. Widać, że ma instynkt samozachowawczy.
- Dobra zajmę się nimi - Zwlokłam cielsko z leżaka - Może się zmęczą.
Ale ja jestem naiwna.
Przy użyciu odrobiny magii zrobiłam dzieciakom najwspanialszą wodną zjeżdżalnie, na jakiej miały okazję się bawić. No i mogłam ją kontrolować, jednocześnie zażywając kąpieli słonecznej.
Postanowiłam trochę się z nimi pobawić. W końcu robię tu za niańkę. Postanowiłam pobudować zamki z piasku i fortece. Dołączył się do mnie Shai. Wspólnymi siłami skleiliśmy za pomocą piasku i wody czteropiętrowe zamczysko z wieżami. Byłam całkiem z tego dumna. Mój pierwszy zamek z piasku.
Po kryjomu zauważyłam, że Nashi jakoś ciągnie do Reijiego. Wieczorem ją trochę pomęczę. To będzie zemsta za zgnieciony żołądek. Ur chyba też to zauważyła. Nagle zaczęły się kłócić. No pięknie. Shai miał minę jakby chciał wleźć do właśnie ulepionego przez siebie zamku.
Już miałam wstać, gdy nagle grupka jakiś dzieci wleciała na nasz zamek i go zniszczyła. Spojrzałam w stronę tornada jakichś zielonych, różowych i żółtych włosów, ale to nie były nasze dzieciaki. I całe ich szczęście. Po mojej prawej usłyszałam cichy szloch. O NIE! TYLKO NIE TO.
Zniszczony zamek; dwie kłócące się maszyny zniszczenia; płaczący, pokrzywdzony chłopiec; Kaito z rządzą mordu w oczach. A w środku tego wszystkiego ja i Reiji. Nasze miny wyrażały głębokie nieogarnięcie otaczającej nas rzeczywistości. No ale trzeba było coś zrobić.
- Ciszaaaaa! - Ptaki chyba nie lubią, gdy ktoś im wrzeszczy na cały regulator pod gniazdami - Wy, smarkacze, wracajcie do rodziców, ale już! Wy dwie spokój! Shai, nie wyj. I nos wytrzyj.
Poczułam się, jak kapitan tonącego okrętu. Te sieroty by sobie beze mnie raczej nie poradziły.
Kiedy Yuki się darła, jak dziewica wśród piratów, ja postanowiłam odbudować zamek przy pomocy cienia i jednocześnie zaznaczyć sobie te bachory, co to przeleciały, i zniszczyły mi cudowną budowlę. Pogadamy sobie o tym później. Rozczochrałam włosy Shaia.

Po opanowaniu sytuacji posiedzieliśmy jeszcze trochę na plaży, aż dzieciakom się znudziło. Trzeba było wrócić i je nakarmić. Normalnie poszłybyśmy do jakiejś knajpy, ale z nimi wolę nie ryzykować.
- Gdzie pójdziemy coś wszamać?
- Hmm… Możemy iść tam - wskazałam palcem na jakąś budkę przy plaży - Z tego co widzę sprzedają tam standardowe zestawy dla turystów: zapiekanki, hamburgery, hot-dogi i nie zapominajmy o frytkach.
Jakie dzieciaki są niezdecydowane, gdy mają wybrać sobie jedzenie. W końcu jednak mogłam dokonać zapłaty. Poszliśmy szamać z dala od plaży, bo Shai już o mało co nie stracił swojej zapiekanki. Kaito złapała ją w ostatniej chwili i tym samym uratowała od pożarcia przez mrówki i inne robale piaskowe.
Gdy dowlekliśmy się do ośrodka wczasowego było już ciemno. Trzeba było położyć dzieciaki do łóżek, przy okazji słuchać kolejnej kłótni między Nashi a Ur o miejsce przy oknie. Jak zawodowy sędzia na ringu bokserskim rozdzieliłam dwójkę małolatów. Po godzinie usnęły. Wreszcie!
Rano Nashi źle się czuła. Zmusiłam Kaito żeby zabrała gdzieś dzieciaki. Nashi musiała mieć spokój, a z Ur nie było to możliwe.Gdy już wyrzygała wszystko oprócz żołądka mogłam z nią pogadać.
- Ej, powiedz mi coś o Reijim. Nie znam go, a wydaje się być fajny.
- Jest super. I ma fajne oczy.
Nie męczyła jej dłużej bo zaraz zasnęła.

Zabrałam dzieci na plażę. Nie wiedziałam czym je zająć na dłużej niż 5 minut. Po chwili wpadłam na pomysł. Wyczarowałam małą piłkę z cienia. Dałam ją Reijimowi.
- Dobra dzieciaki! Gramy w zbijaka. Nie ma wychodzenia za tą linię - w tej chwili na piasku pojawiła się ciemna linia - i nie rzucamy w głowę, bo opatrywać to ja was nie będę.
Dzieciaki patrzyły na mnie jak na kosmitę. Po minucie zrestartowały system i z radością zaczęły w siebie nawzajem rzucać.
Po powrocie dzieciaków o mało nie padłam na zawał. Shai ryczał, Igneel chował się za Kaito, Ur się śmiała a Reiji kulał na lewą nogę.
- Coś ty im zrobiła? Zabrałaś je na poligon czy jak?
- Pierwsze Igrzyska Śmierci uważam za zakończone!
Reszta wieczora zeszła mi na zmuszaniu dzieciaków do kąpieli. “Przecież wróciliśmy z plaży, tam jest woda!”. No i, oczywiście, opatrzyłam rannego. Na szczęście było to tylko zwichnięcie. I tak nam zleciał cały tydzień. CAŁY tydzień urlopowy spędziłam jako pielęgniarka.

Oddałyśmy dzieciaki swoim rodzicom. Trochę popatrzyli na nas krzywo, ale nie ma niczego, czego by uśmiech nie załatwił.
W gildii opadłam, jak worek na śmieci, na krzesełko przy barze. Uderzyłam głową o blat.
- Mam dość!
- Ty masz dość? - Zwaliłam się na wygodne siedzonko - To nie ty robiłaś za pielęgniarkę. Ale przynajmniej dzieciaki wróciły zadowolone.
- Nie musiałaś ich ratować przed rekinem. I przed stadem wściekłych jeleni… nie pytaj.
Cały następny tydzień pomagałam Kaito znaleźć mieszkanko. Aż nareszcie! Jest! Własne, prywatne gniazdko Kaito za zniewalającą cenę. Wyjmijcie aparaty i proście o autografy! To jest piękne!
- Wreszcie nie będę musiała korzystać z prysznica w gildii. Cały czas mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje - wzruszyłam ramionami. Aktualnie siedziałam na mojej kanapie.
Kilka dni błąkałam się bez celu po mieście. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Mam tak często, więc olałam temat. Jeszcze kilka razy pogadałam z Nashi. Okazało się, że Reiji jej się podoba, tak samo, jak Ur. I o to się cały czas kłócą. Powiedziałam o tym Kaito.
- Nie przejmuj się! Rozwiążą to między sobą. Najgorsze co może się stać, to jedna obetnie drugiej włosy.
Trochę ćwiczyłyśmy, gdy Kaito była całkiem zdrowa. No i znowu wyciągnęła mnie na shopping.
- Powiedz mi, ile ciuchów potrzebujesz do szczęścia?
- Nie potrzebuje żadnych. Mogę chodzić ubrana w cień, ale kupowanie ciuchów jest o wiele bardziej interesujące. Tyle kolorów! I różnych rodzajów! No cud, miód i orzeszki.
Zostawiłam Kaito sam na sam z jej miłością i poszłam do parku. Siadłam pod drzewem. Na plaży nie zdążyłam się opalić, więc może tu się uda. Ale nie! Musiał nade mną stanąć jakiś cień.
- Cześć.

- I jak? - wychyliłam się zza zasłonki, ale nikogo nie było - Spierdoliła. Czekaj aż będziesz coś chciała - zaczęłam mamrotać do siebie.
Spojrzałam w górę i o mało nie dostałam zawału. Te niebieskie oczy…
- Czego chcesz? - Warknęłam, jak dzikie zwierzę.
- Niczego. Po prostu chciałem się przywitać - I sobie poszedł.
Stwierdziłam, że gościu musi być chory psychicznie. Może uciekł z zakładu… Postanowiłam wrócić do Kaito z nadzieją, że nie zauważyła mojej nieobecności.
Poszłam do gildii, zostawiając ciuchy w sklepie. O mało co nie wpadłam na jakiegoś gościa, który wyskoczył jak Filip z konopi z bocznej alejki. Strzeliłam w jego stronę moim wzrokiem mordercy, ale poszłam dalej. Nie na niego czeka rzeź.
Kaito w sklepie nie zastałam. No super. Czyli jestem martwa. Ruszyłam spokojnym krokiem do gildii. Nie spieszyło mi się umierać.

Gdy weszłam do gildii moim oczom ukazał się widok, którego nigdy w życiu nie chciałam widzieć. Nie wierze! Przy barze siedzi ten patafian, Yato. Co ten gnój tu robi? Podeszłam do niego z gracją wkurwionej tygrysicy i usiadłam obok.
- A ty co tutaj robisz? - powiedziałam, zamawiając wódkę.
- Dzisiaj już tylko tutaj można się uchlać.
- Kolejny pierdzielony alkoholik - mruknęłam do swojego kieliszka.
Wbiłam do gildii chyba w nieodpowiednim momencie. Przy barze siedziała Kaito, a obok niej… No, kurwa, nie. On jest wszędzie? Po chwili przypomniałam sobie, że zamknęli już wszystkie monopolowe. Zajebiście.
Odwróciłam się w stronę Yato - Wiem co knujesz i nie podoba mi się to - wypiłam cały kieliszek - Miej się na baczności.
- Stało się coś? - Kaito nigdy tak szybko nie opróżnia kieliszka - Wendy polej mi coś.
- O paczcie państwo! Znalazła się.
- Czekanie, aż przymierzysz wszystkie upatrzone ciuchy, nie jest szczytem moich marzeń - Chwyciłam szklankę którą podała mi Wendy i odsunęłyśmy się trochę od tego świra. Chyba przestał zwracać na nas uwagę.
- Nikt ci nie kazał ze mną iść. Mogłaś powiedzieć, że nie chcesz - spojrzałam kontem oka na Yato, który albo chce umrzeć, albo zapomnieć. Tak sądzę po tym ile alko w siebie wlał od momentu, w którym weszłam do gildii. I nie to, że się martwię, ale nikt nie chce wynosić jego grubego cielska… no chyba że Yuki, ale ona to ma do tego inne powody.
Kaito patrzyła na mnie, jak na kosmitę w stroju baletnicy.
- Wolę nie wiedzieć, o czym myślisz - Zabrałam się do pałaszowania żarełka, które zamówiłam sobie wcześniej.
- Mam nadzieję, że lubisz jak są ciepłe? - zapytałam.
Chyba nie do końca ogarniałam rzeczywistość.
- O czym ty gadasz?
Spojrzałam na nią, jak na szczura w laboratorium - Ah! To dobrze, bo już się martwiłam…
Postanowiłam nie próbować ogarnąć o co jej chodzi.
- Wiesz, nawet trochę mi go szkoda - Spojrzałam jej przez ramię - Pewnie po tym, jak przegrał nie może się już pojawić w gildii.
- Oj tam. To nie jego pierwsza i nie ostatnia - dźgnęłam go w brzuch łokciem, przez co wylał swoją ognistą wodę na blat.
Spojrzał na nią mętnym wzrokiem. Oho, będzie bełt.
Nie doczekałam się pawia. Gościu zapłacił, wstał i, chwiejąc się, wyszedł.
- Nadal mi go szkoda - Dopiłam resztkę piwa - No, będę się już zbierać do domku.
- Uhu… dobrze wiem gdzie idziesz. Powiedz, że przepraszam. Będzie wiedział za co - powiedziałam po dopiciu swojej butelki. Zapłaciłam Wendy i skierowałam się w kierunku drzwi.
- Nie wiem o co ci biega. Nie pij więcej.
Wyszłam i zapuściłam motor w kierunku hotelu gildii. Marzyłam tylko o cieplutkiej kąpieli i łóżeczku. Musiałam przejść obok parku. A tam, pod drzewem, siedział… No, zgadnijcie kto. Prześladuje mnie czy jak? Nie wyglądał najlepiej. Nie wiem czy chciał zostać żulem, ale nie mogłam go tak zostawić. Podniosłam go (cudem) i ruszyłam z powrotem. Wszyscy oczywiście jeszcze pili. To znaczy wszyscy, którzy nie spali albo nie rzygali.
- Wendy, mogłabyś go gdzieś przenocować? Chyba przegiął z procentami.
- Coś się znajdzie.
Następnego dnia wróciłam do gildii. Potrzebowałam pieniędzy, a najszybszym sposobem było zrobienie jakiegoś zadania. Nie było mi dane dojść do tablicy, bo o mało co nie dostałam w twarz drzwiami. Zza nich wyskoczył jakiś blondyn.
JPRDL, TO JEST JAKAŚ KLĄTWA CZY CO?
O, Kaito o mało nie zaliczyła spotkania pierwszego stopnia z drzwiami. Cóż za miły początek dnia.
- No cześć. Preferujesz piwo czy żołądkową?
- Wolę nóż i sznur.
- Wstając rano, nadepnęłaś na jeża? Pogarszasz mi humor już o tak wczesnej porze.
- Oj biedny humor. Przeżyjesz - podeszłam do tablicy ogłoszeń, ignorując wszystko inne. Zwłaszcza moje bolące palce u rąk.
- No powiedz o co chodzi. Bo zacznę cię męczyć - Przy okazji ja także przeczytała dostępne ogłoszenia.
- A nic. Taki przypadek, że mam ochotę wymordować każdego blondyna w promieniu 50 m. Już jeden dzisiaj myślał, że mnie okradnie. Skończyło się na tym, że jego jaja wbiły się do środka i wyszły gardłem.
Uśmiechnęłam się, gdy sobie to wyobraziłam. Ale to ją chyba jeszcze bardziej rozwścieczyło.
- No już spokojnie. Co ci blondyni zrobili?
- Co zrobili? Żyli i zabierali mi powietrze.
- Po prostu powiedz o co ci chodzi i przestań jęczeć, jak stara baba w autobusie. Nie wyspałam się dzisiaj, więc nie mam ochoty zgadywać dlaczego masz parszywy humor.
- No przecież ci powiedziałam… - wywróciłam oczami - próbował mnie okraść jakiś leszcz, to pożegnał się z byciem tatusiem.
- Wiem, że nie o to ci chodzi, ale nie mów jak nie chcesz. Jakoś to przeżyję - W tym momencie usłyszała miszczunia.
- A więc witamy w naszej gildii! - Trzeba spacyfikować Kaito zanim kogoś zamorduje.

Odwróciłam się w stronę miszcza. Poczułam jak mi krew płynie w żyłach z prędkością statku kosmicznego. NO NIE!
- ŻE CO KURWA?! JAKIM CUDEM TY TU JESTEŚ?! - wydarłam się tak, że wszystkie ptaki odleciały do Afryki na wstecznym.
Wszyscy zrobili niezłego karpika. Wiedziałam, że tak będzie.
- Kaito, uspokój się dziewczyno!
- Nie mów mi, że mam się uspokoić. Może i było mi go szkoda, ale to nie znaczy, że ma się pojawiać u nas i wszystko psuć. Zawsze tak było. Musiał się pojawiać tam, gdzie ja i wszystko mi zabierać. Jak teraz! Moją wolność i spokój! - powiedziałam chłodno i cicho.
- Kaito… - nie zdołałam dokończyć.
- Rozumiem - I wyszedł. Tak po prostu.
- Chyba trochę przegięłaś - Poszłam usiąść i napić się procentów.
No ja pierdolę! Czy tu jest ktoś normalny?!
- Nie masz pojęcia jak to jest - powiedziałam, wychodząc z gildii.
Gdy już ochłonęłam, pobiegłam w stronę zachodzącego słońca… znaczy, za blondynem.
- Zaczekaj! - Dyszałam jak lokomotywa - Nie słuchaj jej! Zazwyczaj zachowuje się normalnie.
- Wiem, jak się zachowuje. Lepiej będzie, jeśli nie będę się jej pokazywał na oczy.
- Skoro chcesz uciekać, to tak zrób - No to teraz trzeba kupić Kaito jakieś ciuchy, żeby się nie wkurzała.
Następnego dnia okazało się, że Yato jednak zostaje. A Kaito unikała go najlepiej jak umiała.

________________________________________________________________________
Następny przystanek - rozdział świąteczny
Przepraszamy z góry za dramatyczne pitu pitu. Tak wyszło :D
Miłego czytania ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz