Łączna liczba wyświetleń

piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział IV: Cień vs miecz czyli 5 kroków do zabrudzenia podłogi

Już któryś raz z kolei obudziłam się na twardej podłodze i stwierdziłam, że dość panie, mój kręgosłup nie strzymuje! Czas poszukać jakiegoś mieszkanka, najlepiej z miękkim, ciepłym łóżeczkiem, bo spanie na twardej, kamiennej podłodze nie jest szczytem mych marzeń.
Popatrzyłam na biedną Kaito, leżącą, jak ten żul, na podłodze.
- Ej, czemu właściwie nie wprowadzisz się do mieszkanka Gildii, geniuszu?
- Co? - spytałam inteligentnie, zbierając swoje zwłoki z posadzki.
- Ile ty wczoraj wypiłaś? Mówię, że możesz przecież zamieszkać w jednym z pokoi w hotelu gildii - Popatrzyłam na nią, jakbym miała przed sobą ufoluda - Płacisz mały czynsz i masz blisko do gildii. Mam się tobą całe życie opiekować?
- Nic nie piłam… A parę miesięcy, to ciężko nazwać całym twoim życiem, staruszko - przeciągnęłam się aż wszystkie moje kości strzeliły, jak karabin - Ale poszukanie mieszkanka to mój priorytet, a ty co dzisiaj będziesz robić?
- Chciałam się pouczyć czegoś nowego - Wyczarowałam płomyczek dla podkreślenia dramatyzmu - W końcu czymś cię muszę bronić.
- Kto kogo broni… - mruknęłam - Oki doki! To mamy plan na dzisiaj...przynajmniej tak myślę. Tylko uważaj, żebyś sobie brwi nie spaliła.
- Ty się nie martw. Jestem lepsza niż jakiś pedał z pochodnią - Wstałam i w kierunku do wyjścia zrobiłam gest AJM FAJN NYGA

I w taki sposób zostałam porzucona, jak paczka gwoździ przez spierdalającego w kierunku wyjścia NYGASA. Otrzepałam się z tony kurzu i innych niezidentyfikowanych pierdół bliżej nieokreślonych. Z dramatycznym westchnięciem wybyłam z gildii w kierunku rynku.
Dotarłam w jakieś miejsce, którego nikt nie odwiedzał od dawien dawna, do lasu.
- Czego by się tu nauczyć? Słyszałam o magach, którzy potrafią magią wyczarować sobie ciuszki. To by było coś - Rozejrzałam się dookoła - Tylko ciekawe, jak ja mam się tego nauczyć sama z siebie…
Szłam sobie przez jakiś czas wzdłuż jakiejś rzeczki i nigdzie nie widziałam znaków, że ‘’WYNAJMĘ ROOM OD NAŁ W TAŁN’’ ani ‘’TY ŁONT POKÓJ IN CENTRUM’’. Na razie nic. Tylko jakoś ludzi przybyło.
- Skup się Yuki. To nie może być trudne - Skupiłam się najlepiej, jak umiałam. Ostatnio gdy widziałam jednego człowieka w takim skupienia, była to Kaito na klopie. Nie pytajcie jak. I WANT FORGET

Zatrzymałam się przed jakąś kamieniczką, gdy moje ucho zaczęło piec. Ktoś o mnie mówi/myśli? Giń, kimkolwiek jesteś.
Ale wracając do kamieniczki… na szybie wielkimi literami było napisane ‘’ WOLNE POKOJE DO WYNAJĘCIA’’ CUD MIÓD I ORZESZKI! Teraz tylko wystarczy zapukać.
- Przecież uczyłaś się kiedyś wywoływać motylki. To jest prawie to samo - Gadałam do siebie niczym człowiek na oddziale zamkniętym - Może najpierw spróbuję wyczarować coś prostego…
Skupiłam się, pomyślałam jak bardzo nienawidzę mrówek łażących po mojej nodze. I… Jest! Mam kokardkę na łbie! Normalnie magia niczym Coperfilda.
- Czego? - wydobył się z głębi smoczej jamy głos, który wcześniej był kobiecy, ale chyba stwierdził, że to pierdoli i poszedł na wymianę z ochrypłym starym dziadem. Przed moimi oczami stała góra mięśni z trwałą, która z 20 lat wcześniej mogła być przedstawicielem meteorytu, który unicestwił dinozaury.
- Zauważyłam napis na szybie i chciałam się zapytać…
-To nie ważne! Już nie ważne! Myślisz, że co?! Że jak masz figurę i młodą buźkę to możesz mi tak chodzić i się tym wychwalać?! Że każdy żonaty będzie się na ciebie rzucał?!
Baba tak kontynuowała, ale ja byłam bardziej zajęta wycieraniem śliny z oczu.
- Oho, mam przeczucie że Kaito nieźle się bawi - Zmieniłam bluzkę swoją nową umiejętnością - Ile to zjada magii. Masakra. W tym samym momencie usłyszałam szeleszczące krzaczory. Oho, misiek wyszedł z gawry, czy jak? Postanowiłam sprawdzić o co cho.
Nagle jej ręce wystrzeliły, jak stara baba na końcu sklepu, gdy jej nową kasę otwierają. Złapała mnie za ramiona i zaczęła trzepać, jednocześnie opowiadając mi historię życia, jak to jej mąż i ona po ślubie żyli krótko i nieszczęśliwie. Szczególnie opisała ‘’tą dziwkę spod 7’’ , która pomagała mężowi skręcać meble z Ikei o 1 w nocy. Po jakimś czasie stwierdziłam, że mam dość, bo jak zaraz nie przestanie, to wyrzygam żołądek i płuca.
Skradając się przez krzaczory niczym prawdziwy ninja, o mało nie wpadłam do latryny jakiegoś dużego stwora. Ohyda. Za to za latryną przywitał mnie bardzo miły widoczek. Miał blond włosy i niebieskie oczy. Ale zaraz się zmył. SMUTECZEG
- Pro-o-osz-z-z-ze mnie-e-e puś-ś-ścić, bo bę-ęde-e musia-a-ała użyć-ć si-i-iły! - Pudzian a nie kobieta mnie nie posłuchała, dlatego z całej siły przywaliłam jej w głowę. Zadziałało jak czar.

- Warto byłoby poszukać Kaito i zobaczyć co z jej mieszkankiem - Zmęczyłam się tymi całymi czarami i czołganiem - Czas wracać.
Gdy dotarłam do miasta, jak zwykle zastałam widok, który mógł mnie tylko rozśmieszyć, a jego główną częścią była oczywiście moja koleżanka. Stała naprzeciw jakiejś kulturystki z trwałą. Patrzyły na siebie wzrokiem: “oddawaj ostatnie ciasteczko, bitch”. Trochę z tyłu stał leśny blond człowiek i chyba potrzebował resuscytacji.
Już otwierałam buzię żeby coś powiedzieć, gdy poczułam, jak ciarki mi marsza grają po plecach. I dla wyjaśnienia! Nie chodziło tu o mięśniaka/hardcorowego koksa. Powoli, jak w jakimś tanim horrorze z lat 60, odwróciłam się w stronę blondyna, który nie ruszał się z miejsca. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy w inne miejsca.
- Kaito, wiele się po tobie spodziewałem, ale to… I pomyśleć, że w gildii byłaś najstraszniejsza i wszyscy trzęśli portkami na twój widok - Gościu z uśmiechem Jokera… Skądś to pamiętam… Aaa, no tak. Takie same mordy mieli ci debile, z którymi latałyśmy po mieście. Saga, to u nas rodzinne.
- Hm… Kto by pomyślał, że zawędrujesz tak daleko od domu - mój głos był zimny, jak Syberia i Antarktyda razem wzięte.

Wyczułam grozę wiszącą w powietrzu i nie powiem, lekko mnie to wkurwiło. A mnie nie powinno się wkurwiać…
- Może nas przedstawisz? - Wysyczałam. Nawet jeśli ona mnie czasami denerwuje, to, mimo wszystko, mam dość wszystkich, którzy łażą za nią tylko po to, żeby zrobić jej krzywdę. Jakby nie było, jest dla mnie jak siostra.
- Yuki to jest Yato, Yato to Yuki.
- Nie miło mi cię poznać - Ja też umiałam przybrać wzrok gościa z The Walking Dead. I to niekoniecznie żywego.
- Ta, jakoś mało mnie to obchodzi  - Spojrzał na mnie, jakbym była co najmniej plamą na dywanie - Wiesz, po co tu jestem.
- A już się martwiłam, że będziemy mieć radosne spotkanie po latach - powiedziałam jednocześnie przygotowując się to walki z jednym z najbardziej niebezpiecznych osobników na tej planecie. Wwierciłam swoje czerwone paczałki w ciemnoniebieskie oczy.
- Przecież dobrze wiesz, że nie dasz mi rady. Nawet gdybyście zaatakowały mnie we dwie - Uśmiechał się naprawdę wrednie, ale przynajmniej zauważył, że tu jestem. Wyjął miecz, a ja gdzieś głęboko w kręgosłupie poczułam, że ma racje. W skrócie: mamy przesrane.
- To samo mówiłeś 10 lat temu, a potem wypłakiwałeś się w koszulę Rina - uśmiechnęłam się odsłaniając wszystkie zęby. Kątem oka spojrzałam na Yuki. Na jej twarzy malował się wyraz czegoś w rodzaju ‘’ HJUSTON, MAMY PROBLEM’’.
- Nie zapomnij, że potem sporo trenowałem i pokonałem cię kilka razy - Chyba niezbyt się przejął pociskiem o przeszłości. Looknełam na Kaito i przygotowałam się do ewentualnej masakry.
- To może wyjaśnimy sobie to raz na zawsze?
- Jasne, ale sam na sam - Jedyne co pamiętam po tym, to ból w okolicach żołądka i Kaito ciągniętą gdzieś w stronę uliczek miasta.

Po chwili znaleźliśmy się w jakimś lesie. Już przez głowę przeszło mi parę możliwości w jakich dziedzinach mógł się poprawić o tyle, ile w szybkości. Z rozpędu puścił mnie, a ja, z gracją kota na płocie, wylądowałam na drzewie. Nim jednak mogłam coś powiedzieć Yato był na mnie, a ja musiałam odskoczyć, żeby uniknąć spotkania pierwszego stopnia z piąchą mocy. Drzewo złamało się jak zapałka. Hmmm… czyli o tyle silniejszy.
SHIT
Dobrze, że stałam dosyć daleko. Jeszcze kilka milimetrów i zbierałabym flaki z chodnika. Ale ta krew, to też raczej nie jest nic, co powinno ze mnie wypływać. Dobrze, że kiedyś miałam podstawy bandażowania i leczenia. Uczęszczanie do szkoły “Shaolin” się przydało. Skurwiel mi za to zapłaci… O ile go znajdę, a to nie będzie łatwe.
Oho walące się drzewo, czyli znajdę ich szybciej niż myślałam. JUHU!

- Oj, zabolało? Myślałem, że będziesz większym wyzwaniem.
Ruszył na mnie z mieczem. O mało co by mnie przeciął, ale w ostatniej chwili wygięłam się do tyłu. W tym samym momencie kopnęłam go w klatkę piersiową. Odsunął się trochę do tyłu, ale nie na długo. Tym razem kilka razy próbował mnie nabić jak kiełbaskę na patyk, ale uszłam cało, nie licząc przecięcia w boku. Przy ostatnim dźgnięciu złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę by rzucić za siebie. Nie uderzył w drzewo, bo w powietrzu przekręcił się i wyhamował trzymając się ręką ziemi. Spojrzał na mnie spode łba i poczerwieniał na twarzy. Próbowałam przywołać swoją magię, ale nic z tego. Zauważyłam, że dyszę jak kobyła po wyścigach. Dawno tak nie walczyłam. Nigdy nie musiałam uważać na każdy krok. Mimo tego poczułam się zadowolona.
Bieganie po mieście z raną brzucha nie jest zbyt wygodne. Dobrze, że wiedziałam w którym kierunku mam iść. Jednak to, że widziałam czerwone plamy nie było dobrym znakiem. Mój mistrz powiedziałby pewnie coś w stylu: “ zatamuj ten krwotok idiotko, bo będą ci musieli trumnę zrobić!”. Lubiłam go.
W czasie mojego monologu Yato podniósł się z ziemi i właśnie leciał w moim kierunku ze świecącą ręką. Szybko odsunęłam się, ale nie było to wystarczająco. Podmuch wiatru i małych kamyczków odepchnął mnie na drugi koniec małego bezleśnego terenu. Kilka razy poturlałam się, by na koniec oderwać się jak Bruce Lee żeby uniknąć ostrza. Nie byłam wystarczająco szybka, bo miecz uciął pół mojego kucyka.
W tym samym momencie wypadłam na polanę, jak wściekły rosomak. Oho, nie było dobrze. Kaito była ranna tak, jak ja. Czyli mamy walkę: dwie kaleki vs nieźle wysportowany skurwiel. Kto wygra ten emocjonujący pojedynek?
Ciśnienie podskoczyło mi tak, że dotarło na księżyc. Rana w jednej chwili zniknęła, a trawa wokół mnie zaczęła się palić. No to będzie zabawa.

Spojrzałam chwilę na Yuki i poczułam w tym samym czasie chłód w brzuchu. I powiedzmy sobie, że nie było to nic naturalnego. Szybko zerknęłam na dół i zobaczyłam miecz w brzuchu. No to teraz już jestem kiełbaską na patyku. Gdy szok minął, poczułam ostry ból, ale nie zamierzałam się poddać. Ostatnią resztką sił chciałam chwycić za swoją magię i wyczarowałam sztylet z cienia, który z całej siły wbiłam w Yato. Jak padać, to zabierać ze sobą. Miałam satysfakcję z tego, że przez chwilę na jego twarzy pojawił się szok.
- Kaito! - Pobiegłam do niej, mając w dupie zagrożenie - Patrz na mnie krasnalu! Jak umrzesz to cię zabiję - Zaczęłam płakać.
Wstałam i obróciłam się w kierunku blondyna.
- Zabiję cię, rozumiesz skurwielu? Zabiję! - W tym momencie w mojej dłoni pojawił się miecz.
- Spróbuj… - Brzmiał poważnie, mimo krwawiącej rany. Ale ja nie słuchałam. Ruszyłam do ataku.
Nawet nie zauważyłam, że padłam na ziemię. Próbowałam złapać oddech, ale mi to nie wychodziło. Wiedziałam, że jeśli teraz mi się nie uda, to nigdy. Przyłożyłam rękę do rany i skoncentrowałam się. Powoli w przeciwieństwie do krwi, która płynęła jak wodospad, zatamowałam krwawienie cieniem.
Byłam tak wkurzona, że nawet nie wiedziałam co robię, ale to działało. Gościu już nie był taki pewny siebie. Musiał cały czas robić uniki, żeby czasem nie stracić jakiegoś członka. Kątem oka zauważyłam, że Kaito majstruje coś z cieniem. Odetchnęłam z ulgą. I postanowiłam skrócić jego cierpienia. Udało mi się go wywrócić.

Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam namiastkę tego, co miałam wcześniej. Powoli podniosłam się, ale musiałam się oprzeć o drzewo aby nie wyrżnąć orła. Pomrugałam kilka razy, by usunąć gwiazdki sprzed oczu, mimo że były takie ładne…
Stałam nad nim jak kat z mieczem w dłoni. Nienawidziłam go.
- No dalej! Zrób to! - Wyglądał jak wystraszone zwierzątko, choć w jego oczach był spokój.
Uniosłam miecz…
Nie mogłam.
Położyłam swoją rękę na jej ramieniu i ścisnęłam. Wzięłam jej miecz z ręki i skierowałam pod brodę Yato - Jesteśmy kwita. Nikomu nie powiesz gdzie jesteśmy, a nie spotka cię teraz śmierć.
Odwróciłam się i pomogłam Kaito iść. Gdy trochę się oddaliłyśmy, usłyszałam go.
- Przypomnij mi, jak masz na imię?
Nie miałam ochoty odpowiadać, ale moje usta chyba nie zechciały mnie posłuchać.
- Yuki.
Odeszłyśmy.
- To było głupie… - pokręciłam głową - podawanie swojego imienia, gdy teraz mu na nim zależy.
Uśmiechnęłam się.
- Wiem.

__________________________________________________________________________
Nareszcie dopadła nas wena i powstał rozdział.
Jest akcja, są emocje, więc pozostaje życzyć wam miłego czytania.
Dzięki dla wszystkich, którym się to podoba. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz