Łączna liczba wyświetleń

piątek, 16 października 2015

Rozdział I: Początek rozpierdzielu czyli Fairy Tail nadchodzimy!

- Rusz dupę! Nie wpadłyśmy tu na shopping! - Zaczęłam się już denerwować z lekka sterczeniem przed tą samą wystawą 15 minut.
- Już idę, idę. - Zapatrzyłam się na krwistoczerwone wstążeczki do włosów.
-Kolejny ranek spędzony na zapieprzaniu po mieście. I po jaką cholerę ci tyle żarcia? Wyruszamy dopiero jutro rano.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam umrzeć z głodu do tego czasu.
Ta to ma farta. Żre jak mamut a cienka jak patyk. Tylko cycki jakieś takie nieadekwatne do postury. Z przemyśleń wyrwało mnie głośne JEBUDU i pisk. Zauważyłam coś, co wróżbita Maciej po kolorze włosów uznałby za gówniarza płci żeńskiej, ale nigdy nie wiadomo.
- Uważaj jak chodzisz, grubasie. Jeszcze pozabijasz innych przy użyciu niczego innego jak tylko fal tłuszczu - Dlaczego nie mogę kupić tych wstążek? W końcu to moje pieniądze i mogę z nimi robić, co chcę. A one tak ładnie kontrastowały z moim paskiem.
Te, pyskata. Byś się lepiej zainteresowała tym czymś, co we mnie wleciało - A wyglądało to jak połączenie waty cukrowej ze wściekłym chomikiem. Wielkością też niewiele się różniło. W każdym razie mogłyśmy już z pewnością stwierdzić, że to osobnik płci piękniejszej.
- Nie jestem czymś! - Pisk prawie ściął mnie z nóg i wwiercił w moje bębenki z siłą młota pneumatycznego - I przepuście mnie bo się spieszę!
Poczułam jak moje ręce zaciskają się w pięść. Jeszcze jedno słowo, a ta mała będzie musiała zbierać swoje ząbki z chodnika za pomocą szufelki.
- Patrzcie jakie to to wychowane. Dokąd tak pędzisz potworku? - Widząc bielejące ręce Kaito wolałam zmienić temat i uchronić małą od śmierci w męczarniach.
- Zaraz się spóźnię na pojedynek! - Mały, pyskaty mag, jeszcze tego brakowało.
- Pojedynek? - Spytałam z zaciekawieniem - A szkraby poniżej metra 20 w kapeluszu są dopuszczane do pojedynków?
Nie jestem szkrabem!!! - Jej wyraz pyszczka mówił co innego - A tak w ogóle to nie jest mój pojedynek! - Zaczynało się robić ciekawie.
- Nie twój? Więc czyj?
- Naszego mistrza Laxusa. Będzie walczył z jednym z Dziesięciu Świętych Magów - Jurą.
Czym do kurwy nędzy są jacyś Święci Magowie w liczbie dziesięciu? Jakaś nowa drużyna footballowa? - A czym są ci Święci Magowie? - Musiałam zapytać szczyla o informację. HAŃBA I PONIŻENIE.
- Gdzieś ty żyła całe życie? Pod kamieniem?!
- W fabryce srajtaśmy. Czemu pytasz?
- Nie, nic. To nawet widać. Już wiem czemu zachowujesz się w ten sposób. Całe życie mówiłaś do rolek w różnych kolorach. To musi niszczyć psychikę. - Uśmiechnęłam się szyderczo.
- Jeśli już skończyłaś swój wywód, to, nie przypominając ci gdzie ty spędziłaś pół życia, błagam cię o wielki mistrzu o oświecenie twego gównianego padawana - Sarkazm wylewający się z tej wypowiedzi o mało nie utopił różowego diabełka sterczącego przed nami i wlepiającego gały, jakby zobaczył smoka w stroju baletnicy.
- Dobrze, że mój gówniany padawan wie gdzie ma się wytrzeć w razie ‘’w’’ - Odpowiedziałam z taką słodyczą, że jestem pewna, że całe światowe zapasy czekolady mogą mi naskoczyć. Dla lepszego efektu zamrugałam parę razy moimi długimi rzęsami, a na swoją mordkę przykleiłam najbardziej słodką minę, jaką tylko świat miał nieszczęście poznać.
- Nieważne. Nie chcę już wiedzieć. - Odwróciłam się do małego potworka - Mogę iść z tobą? - Uśmiech numer 3 na mordce był chyba bardzo przekonywujący.
Jasne - Spojrzałam na Kaito - Ty pewnie wolisz pooglądać wstążki? - Miałam tyle mordu w oczach, że gdyby wzrok mógł zabijać, całe miasto padłoby trupem.
- Dobrej rzezi to ja nie odmówię - powiedziałam jednocześnie wzruszając ramionami w uniwersalnym geście AJ DONT GIW A FAK.

Grzdyl o wdzięcznym imieniu Nashi zaprowadził nas na ogromny plac, na którym stało dwóch cieci, wyglądających jak Gołota. Jeden z nich miał blond włosy i dosyć ładną twarz. Przez jego oko przechodziło blizna. Łysina drugiego świeciła się jak psu jajca. Gdyby nie broda, jego czaszeczka wyglądałaby jak dorodny kartofel.
Stali naprzeciwko siebie, piorunując się nawzajem wzrokiem. Ludzie stojący najbliżej wyglądali jakby zjedli grochówkę, fasolę i bigos, zapijając maślanką, a na deser mieli wódeczkę z ogóraskiem. W wielkim skrócie: jakby zaraz mieli nasrać w gacie, a Stoperanu nigdzie ni ma w okolicy.
- Na kogo stawiasz Kaito? - Byłam ciekawa czy ktoś tam zbierał zakłady.
Spojrzałam na nich krytycznym okiem - Remis.
Co ty gadasz?! Nasz mistrz na pewno wygra! - Duma małego dziecka została urażona. Uciekajcie ludzie, z dzieci wyłażą wtedy największe potwory - A ja na nikogo nie stawiam. Nawet ich nie znam.
- To na jaki wał się mnie pytasz? - spytałam z niedowierzaniem w oczach.
- Cicho! Ciecie zaczynają się ruszać! - W tym samym momencie faceci natarli na siebie z szybkością pedofila w drodze do przedszkola. Z ręki blondyna wystrzeliły błyskawice, jednak napotkały przeszkodę w postaci dwóch głazów. Poruszali się tak szybko, że gówno było widać. Zaczęłam się zastanawiać po co robią to na oczach tylu ludzi skoro jedyne co widać to błyski i kamienie. Jeden poleciał w moją stronę, ale szybko tego pożałował. Tak samo jak ludzie, stojący dookoła mnie i robiący miny w stylu NOPE. Dostali gradem kamyczków i odsunęli się na maksymalną odległość. Wreszcie trochę tlenu - pomyślałam.
- Nie musiałaś się popisywać. Teraz wszyscy się na nas gapią jak na cukierki wśród wygłodniałych dzieci ze skłonnością do agresji pod wpływem wahań w cyklu.
Nashi była zupełnie innego zdania - Woooooow! Jak to zrobiłaś?!
- Pierdnęłam i samo wyszło - mała chyba nie załapała żartu, sądząc po wielkości jej gałek ocznych - Czy oni nareszcie skończą?
Nagle stanęli jak wryci i dyszeli jak pedofil po rundce na placu zabaw. Poobijani jak z taniego horroru z Boliłudu spojrzeli w naszą stronę. Blond mięśniak zauważył małego cukieraska. Jego oczy powiększyły się do rozmiarów bardzo imponujących, bo nawet z tej odległości można było zauważyć kolor jego oczu.

Nieee… - Jęk umęczonej duszy utwierdził mnie w przekonaniu, że mała ma coś z garem. Jednak gdy zobaczyłam łzy w jej oczach zrobiło mi się jej trochę szkoda. A Kaito jak wróżbita Maciej przewidziała wynik. Czasami mam wrażenie, że ona jest z przyszłości albo nie jest człowiekiem. Walka zakończyła się oczywiście remisem. Mała podbiegła do elektryka, a my oczywiście podreptałyśmy za nią.
Idąc za różowym tornadem radości, które straciło na swej intensywności, poczułam się jak jakiś tani ochroniarz w kiepskim filmie gangsterskim. Albo trochę jak rzep. Jak rzep na ogonie psa, co to leci do swojego pana z radością wymalowaną na pysku i językiem zwisającym zboku. Skrzywiłam się mimowolnie - Właściwie to dlaczego ja za nią idę? - wyszeptałam.
- A bo ja wiem. Nie myśl tyle, bo ci mózg uszami wypłynie - Tornado zaczęło z siebie wyrzucać słowa z prędkością karabinu strzelającego cukierkami. Nie zrozumiałam wiele z tej rozmowy, tylko coś o gildii.
- Łoł… zwolnij trochę, bo nie wszyscy mamy umiejętność dawania spacji w odpowiednim miejscu - podniosłam ręce w uniwersalnym geście SLOŁ DAŁN NYGA.
- Porozmawiamy o tym w gildii - Gościu chyba zapowietrzył się tak samo jak my. Człowiek zalany taki potokiem słów mógłby tylko usiąść i płakać.
O dziwo, blondynek zrozumiał jakąś część z tego co wypłynęło z ust miniaturowej landrynki. Szacunek na dzielni i plus 50 do szpanu.
Ruszyliśmy za nim jak wesołe pingwinki. Do gildii było niedaleko, więc dotarliśmy stosunkowo szybko.

Wleźliśmy do zamku jakiegoś hrabiego Draculi. Nie spodziewałam się tego co zastaliśmy w środku. Wyobraźcie sobie zlot meneli chlejących wszystko, co jest pod ręką, łącznie z Domestosem i mydłem w płynie. Nasi kochani towarzysze spierdolili gdzieś w trybie NAŁ, miałyśmy więc dużo czasu żeby popatrzeć na ten obraz nędzy i rozpaczy. ZAŁAMKA LVL 1000.
Jeszcze niech z kranu leje się spirytus i IMIDŻ dopełniony. Zostałyśmy same na środku wielkiego baru dla ubogich. Zaczęłam się zastanawiać czy wszystkie legalne gildie wyglądają jak poczekalnie między jednym kielichem a butelką ze złotym nektarem życia.
Co było zrobić? Przysiadłyśmy w kąciku i starałyśmy się unikać latających flaszek i chuj wie czego jeszcze. Gdy zobaczyłam obleśne spojrzenia jakichś perwersów po drugiej stronie sali, stwierdziłam, że mam dość i że wypierdalamy stąd zanim usłyszę coś w stylu: “fajne masz balony”.
Jakieś stare człowiekopodobne istoty po prawej stronie chyba zorganizowały sobie konkurs na Kto-Zaślini-Jak-Największy-Kawałek-Blatu-W-Jak-Najszybszym-Tempie.
Nasz szybki odwrót został niestety przerwany przez małe blond-coś o które wyjebałam kozła. Chyba zbyt wiele wypadków jednego dnia. Przywaliłam w podłogę tak mocno, że już wyobrażałam sobie, jak zbieram własne zęby. Huk odwrócił uwagę wszystkich od chlania i zwrócił ją na moją skromną osobę. W tamtej chwili mogłam pomyśleć tylko jedno. KURWA
Starałam się zdusić w sobie śmiech, ale nie wytrzymałam. Zawyłam jak syrena w czasie nalotu powietrznego, której przy okazji ktoś wyrywał trybiki przy pomocy łyżki - HAHAHAHAHAHA! Nie wytrzymam!
Wstając z podłogi czułam potrzebę zamordowania dwóch osób. Jedna właśnie rechotała jak Piotrek Żyła po marihuanen, a druga nadal siedziała na podłodze i mało kumała co się dzieje. To musiał być albo upity w trzy dupy facet albo dziecko. I zgadłam! Gdy podniosłam swoje obolałe tkanki tłuszczowe z podłogi oczom mym ukazał się dzieciak z blond czupryną wgapiający się we mnie i uśmiechający jak diabeł.
Śmiejąc się jak opętana, zaczęłam się turlać po podłodze przy okazji wycierając ją lepiej od tutejszej ekipy sprzątającej. W chwili, w której się opanowałam ( a było to trudne zadanie ) spojrzałam na Yuki, która mogłaby zabić tylko swoim wzrokiem bazyliszka, któremu zajebano ostatniego batonika przed dietą cud.
Nagle ponownie pojawiło się nasze cukierkowe diabelstwo i z miną pyskatego gówniarza spojrzało na nas jak na psa z choinką w du… w miejscu gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Za chwilę się jednak opanowała, podniosła bąbla z podłogi i przedstawiła nam jako swojego brata. Czy ta parka została stworzona po to by sprawiać mi ból? Nie zdziwiłabym się gdyby tak było.
Kto lub co wpadł na taki pomysł by do różowej żelki dorobić żółtego misia HARIBO? To gorsze niż klonowanie, bo w ten sposób masz dwa indywidualne stworzenia, zdolne do przejęcia władzy nad światem przy użyciu armii cuksów z palcem w odbycie latającego kota.

Blond miszczu, czy jak go tam nazywa ta mała, podszedł do nas, czając się jakbym była samym Hrabią Draculą i miała zaraz wyrwać mu wszystkie kłaki. Za chwilę dołączyła do niego dziewczyna z niebieskimi włosami, wyglądająca jakby właśnie uciekła z kąpieli w Smerfach. Zapytali nas skąd jesteśmy, ale już nauczyłyśmy się zręcznie unikać odpowiadania na te pytania. Zapytali nas, czy nie chciałybyśmy dołączyć do ich zacnego grona pijaków i perwersów.
Nie ma co, ale laska miała zderzaki, których niejedna modelka playboy’a by się nie powstydziła.
Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Schlebiało mi to, ale...
Poczułam się jak ostatni karp w Lidlu przed Wigilią. Wszyscy rzucili się na nas, atakując pytaniami jak z kałacha w czasie wojny. Tylko amunicja się nie kończyła. A pytania były wszelkiej maści od rozmiaru buta po kolor bielizny pani Stolcowej z domu publicznego sprzed 20 lat.
Co mogłyśmy zrobić? W starciu z tak liczną bandą pijanych ludków nawet my nie miałyśmy szans. Musiałyśmy się zgodzić. Zapytano nas gdzie chciałybyśmy posiadać znaki gildii.
- No nie wiem. To musi być strategiczne miejsce. Jak myślisz Kaito?
- Najbardziej strategiczne to na czterech literach. Dzięki temu będą wiedzieć gdzie strzelać by zabolało - puściłam oczko - Ale tak na poważnie to możesz sobie go zrobić, gdzie chcesz, bo mi to rybka - Wzruszyłam ramionami.
- Myślę, że dłoń będzie w sam raz. Chociaż na dupie też może być. Będą wiedzieli gdzie mogą mnie pocałować - Mój szyderczy uśmiech wystraszyłby nawet najodważniejszego maga.
- Aż mi ciary defiladę zrobiły - Klepnęłam ją w plecy z większą siłą niż to było konieczne - Ja chyba się zdecyduję na udo, bo to fajne i w razie czego można zakryć w razie problemów.
- No to machajta te znaczki… - Wyglądały nawet fajnie, +1000 do SWAGU. Akurat kiedy skończyli znakować nas jak bydło, z dworu dobiegło głośne JEB, ŁUBUDU i chuj wie co jeszcze. Wszyscy wybiegli obczaić czy to jebły roczne zapasy bimbru, a może ktoś urządza sobie sylwestra i rzuca petardami gdzie popadnie…

Wybiegliśmy wszyscy, a przez wszystkich mam na myśli tych, co mogli na dwóch nogach, na czworakach i tych co to się wyczołgali przy użyciu kończyn przednich. Przed gildią leżała sobie najspokojniej w świecie, jak na wakacjach na Karaibach, wielka kula ziemi. Jej towarzyszka zagubiła się na jednej z wież zamczyska Drakuli. Z kurzu niczym strażnicy teksasu wyłoniły się trzy figury. Na ich widok większość twarzy zgromadzonych wyrażała jedną myśl - WOT DE FAK?!.
Na pierwszy rzut oka prezentowali się dosyć mizernie. Jeden gruby z twarzą nie skalaną tokiem myślowym, drugi chudy (aż za bardzo) z brwiami, na których widok myślisz WAT, a trzeci… Na szczęście trzeci wyglądał w miarę znośnie - brązowe włosy, zielone oczy, nic niezwykłego poza uśmiechem Jokera skrzyżowanego z Meg Ryan po operacji plastycznej. Jednak, mimo dziwnego wyglądu, można było poczuć moc jaka z nich biła.
Nareszcie was znaleźliśmy - Powiedział jeden z cienkich Bolków z ego wielkości Kingdom Tower.

Nie wiem czego chcą, ale boję się, że mamy kłopoty. Ogromne kłopoty...

_______________________________________________________________________


                                                        To był nasz pierwszy wpis i jednocześnie początek historii.
                                                      Ma pewnie kilka niedociągnięć, ale bardzo się starałyśmy
                                                                 Następny wpis najszybciej jak się da



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz