Łączna liczba wyświetleń

środa, 22 sierpnia 2018

Zmiany, zmiany i zmian ciąg dalszy

 Ponieważ nadchodzi nowy rok szkolny, a nasze dwie młode osóbki zaczną wesoły żywot studenta, zdecydowałyśmy, że nadszedł ten czas. Czas na mocne zmiany w nas oraz na naszym blogu. Fanfik o Fairy Tail zostaje zawieszony do odwołania (raczej na zawsze, ponieważ jesteśmy już dojrzalsze (tak to sobie tłumacz XD) i zamierzamy zacząć się rozwijać w innym kierunku). Po zmroku również zostaje wstrzymany, ale mamy nadzieję do niego wrócić jeśli czas pozwoli. A na ten moment stworzyłyśmy całkiem nową historię, wymyśloną przez nas od podstaw (na pewno będzie kilka zapożyczonych motywów, ale ciężko tego uniknąć). Mamy nadzieję, że wyjdzie nam z tego bardziej poważna i wciągająca opowieść.

Panie i panowie, pozwólcie, że przedstawimy wam naszą opowieść o krainie nieskończenie wielu światów. Multerra czyli kraina, która na początku była jednym ogromnym światem zamieszkanym przez różne rasy. Po blisko 2000 lat spokoju spokoju pojawił się badacz chcący wykorzystać energię do napędzania nowych technologii. Jego chęć dojścia do celu przerodziła się w szaleństwo. W wyniku błędu stworzona przez niego maszyna wybuchła, uwalniając zmutowane cząsteczki energii, co w kilka lat doprowadziło do rozpadu jednego ogromnego świata na mnóstwo malutkich elementów. Ocalali utworzyli bariery dookoła odłamków, dzięki czemu każdy stał się osobną krainą. Krainy dryfowały w przestrzeni daleko od siebie, przez co nie było między nimi możliwości kontaktu. Dopiero rozwój zaawansowanej technologii kilkaset lat później umożliwił kontakt poprzez teleportację. Wtedy też powstała agencja zajmująca się utrzymaniem pokoju pomiędzy światami (Agency of Political Security and Peace) APSP.

Opowieść rozpoczniemy, gdy tylko czas pozwoli. Mamy nadzieję, że będzie lepsza niż nasze dotychczasowe wypociny.

Usuniemy również nasze kąciki, ponieważ i tak nie chce nam się tam nic pisać. Pewnie zrobimy po prostu osobny sektor na casualowe historie, o ile takie będą.

To chyba tyle z naszej strony. Widzimy się w świecie Multerry. ;)

czwartek, 14 września 2017

Po Zmroku Część 3 - Gdy eksperyment pójdzie źle...

Nie potrafiła się poruszyć ani odezwać. Nie wiedziała jakie chłopak ma zamiary i nie spodziewała się tak szybkiej pobudki. Sekundy mijały, a oni nadal gapili się na siebie i żadne nie odzywało się nawet słowem. Pewnie siedzieliby tak do jutra gdyby do szpitala nie wpadła Kaito.


Spojrzała badawczo na dwójkę dorosłych ludzi, którzy jeszcze moment wcześniej wpatrywali się w siebie jak w obrazek - Chyba nie przeszkadzam?


- N…
- Raczej nie - chłopak zerwał się z łóżka i zaczął zbierać swoje rzeczy jakby zamierzał opuścić pomieszczenia. Zauważyła, że rana nadal bolała, mimo że starał się to ukryć.
- Wychodzisz?
- Domyślna jesteś.


Całkiem obojętnie patrzyła na to co się dzieje. Chłopak widocznie się gdzieś spieszył. Nie zamierzała go zatrzymywać skoro woli zmienić otoczenie. Nawet jeśli opuści ten obóz to da sobie radę. W końcu dalej nie miała pewności, że to nie jest sen wywołany jakimiś środkami halucynogennymi.


- Dlaczego? Tu jest przecież bezpiecznie - była zdziwiona, że kolejna osoba chce opuścić najbezpieczniejsze miejsce, jakie może istnieć. Nigdy nie słyszeli żeby gdziekolwiek indziej były jakieś osady.
- Bezpiecznie? Żartujesz? Przebywanie cały czas w jednym miejscu, będąc w tak ogromnej grupie ludzi jest po prostu samobójstwem.
- Kilkanaście lat spokoju zaprzecza twojej teorii.
- To nie teoria tylko prawda. To, że mieliście szczęście nie znaczy, że jest tu bezpiecznie - kątem oka zauważyła w jego plecaku ogromną ilość jedzenia, wody i kilkanaście paczek z nabojami do różnych rodzajów broni - po kilkadziesiąt naboi w każdej. Chłopak musiał sam dbać o siebie już od dłuższego czasu.


- To można od razu strzelić sobie kulkę w łeb i po sprawie - dziewczyna wzruszyła ramionami - Nie mówię, że grupa jest bezpieczna, ale tak czy siak wszyscy zginiemy, więc po co się męczyć? - posłała mu uśmiech od ucha do ucha.


- Obyście nie musiały się przekonywać o czym mówię - przez chwilę przez jego twarz przemknął smutek, ale natychmiast zniknął. Gdyby dalej nie wpatrywała się w niego, nawet by tego nie zauważyła.
- Może jednak zostań chociaż do jutra. Niedługo zrobi się ciemno, a do miasta jest dosyć daleko.
- Poradzę sobie - chwycił plecak i już miał zamiar wyjść, kiedy usłyszeli krzyki na zewnątrz.
Cała trójka instynktownie wybiegła z baraku i skierowała się w stronę bramy głównej, skąd dochodziły hałasy. Kiedy dotarli do bramy zastali widok, po którym Yuki zwymiotowała, a i chłopak ledwo się powstrzymywał. Na ziemi leżała dwójka ludzi. Znała ich, mieli dzisiaj pełnić wartę.


Można powiedzieć, że to co z nich zostało mogło przed śmiercią pełnić wartę. Niektóre kończyny od reszty ciała znajdowały się kilka metrów dalej. Tors mężczyzny był podziurawiony jak ser szwajcarski, a jego głowa zmiażdżona w taki sposób, że mózg wymieszał się z kałużą krwi, tworząc mieszaninę. Kobieta natomiast miała nogi połączone z resztą ciała za pomocą jelita, bo jej brzuch został rozerwany. Nie miała także połowy twarzy, która została prawdopodobnie odgryziona. Wokół niej powstało małe jeziorko z krwi. Brakowało jej także kilku organów.


- C-co tu się stało?! - Rey wstał znad jednego z ciał i podszedł do niej.
- Mieli wartę. Zeszli z ogrodzenia żeby sprawdzić teren, kiedy z lasu wypadła grupa zombie. Próbowałem coś zrobić…
- Jak to zeszli? Nikomu nie wolno schodzić z ogrodzenia bez wyraźnego powodu!
- Myśleliśmy, że to dobry pomysł…
- My?! Pozwoliłeś im na to?! Jak mogłeś?! Przecież znasz zasady! - w tym momencie chciała go zabić. Przez niego zginęli ludzie. Powstrzymała się, ponieważ wiedziała, że to wystarczająca ilość trupów jak na jeden dzień.
- Między innymi właśnie o to mi chodziło… - zrobił krok poza bramę i stanął jak wryty. Dwadzieścia metrów od bramy cała droga była zatarasowana przez tłum chodzących zwłok.
- Chyba jednak nie masz wyboru.


Nikt przez chwilę się nie ruszał. Potem jednak rozpętało się piekło. Trupy ruszyły jednocześnie w naszą stronę. Pierwsze strzały zostały oddane, ale to nie przeszkadzało umarlakom w parciu do przodu. Paru z nich padło na ziemię, by następnie zostać zdeptanym przez hordę pobratymców. Jednej młodej dziewczynce, która na oko miała 12 lat, skończyły się naboje. Wykorzystał to najbliższy zombiak i złapał ją za rękę.


Dzieliło ją od dziewczynki kilka metrów, ale i tak wiedziała, że nie zdąży. Biegnąc, patrzyła jak zombie zbliża swoją twarz do jej szyi. Już prawie ją ugryzł, gdy dojrzała jak chłopak unosi nad nim coś w rodzaju katany. Jego głowa rozpołowiła się jakby była z materiału. Nie czekając na dalszy ciąg pociągnęła dziewczynkę z powrotem do obozu i pobiegła w stronę mechanizmu zamykającego bramę - Wszyscy do środka!
Kilka osób oddało ostatnie strzały i wszyscy zaczęli się wycofywać. Ostatnie truposze mogły już tylko walić w bramę. Jednak wszyscy wiedzieli, że nie zdołają się przebić.
- Z daleko nadchodzą następni! Ale tutaj jesteśmy bezpieczni! - usłyszała krzyk jednego ze strażników na murze i odetchnęła z ulgą. Dojrzała Kaito stojącą obok blondyna - oboje przeładowywali broń. Już miała do nich podejść, kiedy zimna ręka złapała ją za szyję i poczuła śmierdzący trupem oddech.


Kiedy tylko zobaczyła trupa, który jakimś cudem przeżył postrzał i rozdeptanie, zbliżającego swoją mordę do Yuki, złapała za nóż. Trzymała go zawsze przy pasku w razie gdy użycie broni palnej może spowodować śmierć człowieka. Wycelowała i z całej siły go rzuciła, trafiając prosto w czoło trupa. Ten zatrzymał się w połowie drogi do celu i po chwili upadł jak worek kartofli na ziemię.


Poczuła jak uścisk się zwolnił i usłyszała padającego na ziemię trupa. Jednak nadal nie mogła się ruszyć. Nigdy nie była w podobnej sytuacji. Wiele razy dowódca ostrzegał ją, że tak może się stać, a ona mimo wszystko chciała walczyć. Wiedziała że to ryzyko… Ale teraz strach był tak silny, że nawet po śmierci trupa, gdy zagrożenie minęło, nie mogła ruszyć się z miejsca. Poczuła tylko jak łza spływa jej po policzku, a potem nie pamiętała już nic. Zemdlała.


Nim przerzuciła sobie kałacha na plecy, Yuki leżała na ziemi. Szybko podeszła do trupa i wyciągnęła swój zaufany nóż. Spojrzała na chłopaka, który stał dalej w tym samym miejscu. Jego twarz nic nie zdradzała. Kiwając głową, złapała Yuki za ręce - Chwyć ją za nogi - Chłopak szybko podbiegł i o wspólnych siłach zanieśli dziewczynę do szpitala.


Gdy wracała jej świadomość słyszała niewyraźnie strzępki rozmowy.
- Niezły rzut. Cholera gdyby nie te zombie blokujące drogę już by mnie tu nie było.


- Mi to mówisz? Sama jestem tutaj od niedawna. Z początku myślałam, że to jedna z tych grup psycholi…


- Nie musisz mi mówić. Spotkałem już chyba trzy gangi motocyklowe. Chyba żaden z nich mnie nie polubił bo zazwyczaj uszczuplałem im oddziały. Już pomijam Visus.
- Hej… O czym rozmawiacie?
- No proszę, obudziła się. Właśnie mówiłem o Visusie… Nie mówcie mi, że ich nie znacie - chyba zauważył, że patrzyła na niego pytającym wzrokiem.
- Nigdy nie słyszałam. A ty Kaito?


Kiwnęła przecząco głową. Nigdy nie słyszała o jakiejś organizacji z tak głupią nazwą. Chociaż czasami ciężko jest uważać i zapamiętywać wszystkie popaprane rzeczy, które teraz się dzieją. Gangi, które powstają wszędzie, a które nie mają nic innego do zaoferowania niż pomoc w uszczupleniu i tak już uszczuplonej populacji ludzkiej.


- Gdzie was chowali? Każdy, kogo spotkałem przynajmniej kojarzył co to za jedni. Nigdy stąd nie wychodziłaś czy jak? - jedyne co zrobiła to spuściła oczy - czyli nie… W takim razie powiem wam tylko, że jest to organizacja, którą niektórzy podejrzewają o wypuszczenie czegoś - może wirusa - zamieniającego ludzi w to coś. Teraz te skurwysyny szukają ocalałych i zabierają ich na jakieś chore eksperymenty.
- Ta teoria to chyba lekka przesada…
- Może i tak, ale jedno jest pewne. Żaden z zabranych przez nich ludzi nigdy nie wrócił - w baraku zapadła przerażająca cisza. Nie wiedziała co powiedzieć. Nie wierzyła w tą opowieść, ale czuła, że jest ona na tyle logiczna, że może być również prawdziwa.


- W programach stacji radiowych nic nie wspominano o tej całej organizacji a słuchałam ich codziennie. Myślisz, że ktoś specjalnie nas nie ostrzegł?


- A myślisz że randomowi ludzie próbujący przeżyć wiedzą jak się nadaje audycje radiowe? Trzeba naprawdę się postarać żeby znaleźć w radio kogoś, kto nie jest z Visusa. Ja sam znalazłem kogoś tylko raz. Po dwóch tygodniach przestał nadawać.
- Nawet jeśli, to chyba nikt z nimi nie idzie dobrowolnie?
- Na martwych też lubią eksperymentować, więc im to bez różnicy czy pójdziesz po dobroci. No ale skoro mam tu zostać, to może znajdziecie mi jakieś miejsce do spania?
- Ten rozszarpany facet mieszkał w baraku zaraz obok kantyny - ledwo powstrzymała wymioty, gdy przypomniała sobie jak wyglądał - Możesz tam zostać tak długo jak chcesz.
- Oby jak najkrócej.


- Jeszcze raz...czym ten Visus się zajmował? Zanim ludzie pomyśleli, że to oni są odpowiedzialni za tę masakrę?


- Nie do końca wiadomo, bo ciągle coś kręcili. Podobno tworzyli jakieś programy komputerowe, sprzedawali sprzęt. Ale w innych częściach świata mieli laboratoria chemiczne.
- Laboratoria chemiczne do komputerów? Z czego oni je robili?
- Na pewno nie z żelków.


- Chyba wiem kto może wiedzieć więcej na ten temat - spojrzała na Yuki - Ale musimy wziąć Jeepa.


- Po tym wszystkim nas nie wypuszczą. Z resztą wyjście jest zablokowane. Nie ma takiej opcji.


- Widziałam drugie wyjście - oboje spojrzeli na nią zdziwieni - No co? Trochę sobie pozwiedzałam - posłała im uśmieszek.


- Czyli tu jest drugie wyjście?! Ciekawe - wolała nie patrzeć na niego w tej chwili.
- Jest, ale nie można go używać. No chyba że nikt nas nie zauważy…


- Raz się żyje! Prawdopodobnie… chyba że liczymy bycie zombie to wtedy dwa razy - odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia.


To nie było proste zadanie. Musieli się zakraść do jeepa i uruchomić go tak, żeby nikt nie zauważył. Na szczęście wszyscy byli zajęci ostatnimi wydarzeniami. Podjechali do kawałka ogrodzenia, w którym Yuki otworzyła przejście.
- A więc… Dokąd teraz?


Położyła nogi na desce rozdzielczej samochodu - Jedziemy do San Ageles, później cię pokieruję do parku a stamtąd przejdziemy kawałek do metra - skończyła patrząc na krajobraz. Przez chwilę można było zapomnieć, że jest się w środku apokalipsy. Na starych zdjęciach przyroda wyglądała tak samo...tylko teraz trupów jakby więcej.  


Yuki znała tylko część drogi. Później Kaito musiała otworzyć mapę i ją pokierować. Droga była dosyć spokojna. Nawet jeśli jakieś zombie ich usłyszały, to nie mogły przecież dogonić samochodu. Gdy dojechali do miasta, Kaito pokazała jej najkrótszą drogę. Zauważyli, że tutaj zombiaków było zdecydowanie więcej.


- Gotowi? To za mną - Nie czekając na odpowiedź wyskoczyła z auta. Do metra dzieliło ich tylko kilka kroków. Obyło się bez strzałów. Zrujnowanymi schodami zeszli w głąb - Nie myślcie, że to jest koniec… one czasem lubią się chować w ciemnościach - Dotarli do szyn, po których w przeszłości poruszało się metro. Zeskoczyli na nie i skręcili w lewo. Szli kawałek, z bronią uniesioną w górę.  


Z dala usłyszeli hałasy. Starali się iść najciszej jak potrafili. Po kilku sekundach zauważyli światło - dotarli do kolejnego wyjścia z metra. Całe to miejsce było zawalone chodzącymi trupami. Wszystkie rzuciły się na coś, pomyślała, że znalazły jakieś stare zwłoki albo zawlokły je tutaj. Na szynach nie było ich widać, więc postanowili się przekraść. Strzały mogły zwabić ich jeszcze więcej. Na szczęście żaden ich nie usłyszał. Po chwili ponownie wkroczyli w ciemność.


Szli tak kawałek i doszli do włazu. Dziewczyna przykucnęła, złapała właz obiema rękami i pociągnęła z całej siły. Następnie przeniosła go o kilkanaście centymetrów w prawo i oparła o ścianę. W środku było ciemno. Kaito podniosła mały kamyczek z ziemi i wrzuciła go do środka. Po kilku sekundach usłyszeli mały plusk - Dobrze, że woda jest w środku - gestem ręki wskazała na wejście - Wy przodem. Na końcu może wam zabraknąć drabinki, więc radziłabym skoczyć… Na szczęście jest woda, więc sobie nic nie połamiemy… Chyba.


Skok nie był najprzyjemniejszą rzeczą pod słońcem. Woda była zimna i pełna kawałków zwłok, które jakimś cudem się tam znalazły. Co chwilę coś ocierało się o jej nogi.
- Nie powinieneś tu być. Nadal jesteś ranny, a wiesz jak to się może skończyć.
- Jakby co, masz nóż. Celuj w głowę - niezbyt ją to pocieszyło.
- Gdzie nauczyłeś się walczyć kataną?
- To był prezent od ojca. On mnie nauczył.


Przeprawili się przez wodę i po chwili dotarli do metalowych drzwi. Dziewczyna zapukała szybko trzy razy i odsunęła się. Po chwili mała dziurka została odsunięta, by ustąpić miejsca oku - Hasło.
- Żyrafy wchodzą do szafy.
Dziurka została zasłonięta a po chwili rozniósł się dźwięk otwieranych zamków. Po kilku sekundach masywne drzwi otworzyły się i weszli do środka.
W środku znajdowało się mnóstwo rzeczy. Kilkanaście rodzajów różnej broni palnej, białej, granaty a nawet odbiorniki wszelkiej maści. Amunicja pochowana w różnych pudełeczkach stała na półkach, a na środku pomieszczenia na starym, ale dobrze zadbanym drewnianym stole leżał nowoczesny laptop.


Jeszcze nigdy nie widziała tyle broni w jednym miejscu. Człowiek, który ich wpuścił zatrzymał się przy stole, więc mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Niczym się nie wyróżniał. Gdyby mijała go w tłumie, prawdopodobnie nie zwróciłaby na niego uwagi.


- Czego chcesz? - powiedział to zachrypniętym głosem jakby wczoraj nic innego nie robił tylko krzyczał w tych czterech ścianach.
- Visus. Co o nich wiesz? - oparła się biodrem o biurko.
Mężczyzna nerwowo poprawił swoją wypłowiałą czerwoną czapkę.

- To będzie Cię kosztować.
- To przysługa, którą mi wisisz od ostatniego spotkania.
- Dobra, ale najpierw chcę wiedzieć kim oni są - dodał, niepewnie spoglądając w ich stronę.


- Nikim ważnym, jeśli o to ci chodzi. A już na pewno nie jesteśmi z Visusa.
Facet dalej wyglądał na podejrzliwego. Popatrzył na nas jeszcze chwilę, ale chyba uwierzył. W końcu byliśmy tam z Kaito.


- Visus to firma, która tworzyła programy komputerowe, sprzęty wszelkiej maści.
- Tyle to i ja wiem.
- Wszystko byłoby dobrze, gdyby to było wszystko czym się zajmowali. Przez różne połączenia i fałszywe firmy posiadali jeszcze laboratoria badawcze. Chodzi plotka, że zajmowali się tam czymś nowym. Czymś co mogłoby zmienić oblicze świata. Nikt nie wie co to dokładnie było, bo firma zniknęła kilkanaście lat temu a z nią wszystkie zapiski. Nawet nie odnaleziono tych miejsc, w których rzekomo coś badano… no wiecie? Zasypane skałami przez trzęsienie ziemi.


Czyli te wszystkie teorie to prawda… Pomyślała, że skoro stworzyli to coś, to pewnie mogli to też zniszczyć. Dlaczego więc nic z tym nie zrobili?

- Skoro to oni stworzyli zombie, dlaczego tego nie naprawią?
- Bo może to jest to do czego dążyli?


___________________________________________________

Koniec kolejnego rozdziału! Wyjątkowo produktywny ten wrzesień :D Wykorzystujemy nasz wolny czas, by trochę nadrobić. Pewnie potem trudno będzie ze zrobieniem czegoś zwłaszcza, że maturka się zbliża. Na razie jest jeszcze 'lajcik', ale potem pewnie będziemy już rzygać zadaniami.
Do następnego! :)

wtorek, 12 września 2017

Patatajanie na tęczowym jednorożcu czyli expres do Yaoilandu cz.6

Witam was wszystkich bardzo serdecznie :D Otóż przed szanownym państwem nowa część ‘’Czarnej Walkirii’’ i kolejna szansa na zagłębienie się w jej cudownym świecie pełnym nastoletnich matek w ciąży i ujeżdżaczy smoków.


- On ma wstręt przed cudzym dotykiem. – Powiedział Falcon. – Bez problemu może go dotykać tylko Tancred. – Wyjaśnił, gdy dziecko złapało ojca za rękę, a w zielonych oczkach pojawiły się łezki. Mały popatrzył ze złością na Hermionę.
Hermiona dostanie tajemniczy telefon i za siedem dni zginie…
Zginie bo nie przesłała łańcuszków na fejzbuku.

- Co zrobiłaś mojemu tacie? – Krzyczało dziecko ze złością.
- Spokojnie Tancred… - powiedział Harry cicho siadając. – Już jest dobrze… Nic mi nie zrobiła. – Zapewnił synka.
- Na pewno? – Spytał mały patrząc na niego badawczo.
- Na pewno. – Powiedział, a potem spojrzał na dziewczynę. – Idźcie sobie stąd.-Powiedział krótko wstając.
- Ale… Harry! Zniknąłeś bez słowa! – Zaprotestowała.
- Nie bez słowa… Zostawiłem wam list żebyście mnie nie szukali, a wy starym zwyczajem oczywiście musieliście… - westchnął nie patrząc na nią.
Jeśli wiedziałeś, że przyjdą, to po chuj go pisałeś!?
Żeby Snape mógł go znaleźć i dać mu kolejne upojne chwile… ups spoiler.
 Poczuje się pełny jak Anastazja :D


- I ty uważasz, że to było fair? – Spytał Ron podchodząc do nich. –Na gacie Merlina, stary! Prawie zawału dostałem, jak się okazało, że zniknąłeś!
- Przykro mi, że tak to odebrałeś, ale jeśli chcecie mnie sprowadzić z powrotem to zapomnij o tym. Nie wrócę. - Powiedział twardo biorąc dziecko na ręce.
-NIE ODDAM!MOJE!NIE ODDAM!
 Po tym geście magiczny MOPS zawrócił swoje magiczne autko.


- To chociaż powiedz, dlaczego! – Prosiła, Hermiona.
Harry milczał dłuższą chwilę.
- Nie mogę… Przepraszam… - powiedział w końcu. Wszyscy wyglądali jakby mieli paść z szoku.
Z szoku popadają jak muchy.


- Jak to nie możesz? – Naskoczył na niego Ron. – Zostawiasz nam kartkę, że coś się stało i mamy cię nie szukać! A w końcu, jak już się nam udało cię znaleźć to się okazuje, że nie chce nas znać. – Powiedział z wyrzutem i zerknął na dziecko. – Miałeś romans z kimś? Dlatego nie mogłeś ożenić się z Ginny? Bo tamta dziewczyna była w ciąży? – Spytał.
- NIE! – Wrzasnął w końcu Harry doprowadzony niemal do granic wytrzymałości. –Nie miałem z nikim romansu i chciałem ożenić się z Ginny, ale nie mogłem!
Bo już nie byłem dziewicą - dodał po chwili wahania
Nie zachował czystości do ślubu! Przecież wszyscy wiedzą, że Esmerald zwabił Snepa na te zielone oczy, śnią się zielone oczy, ich nie przekroczysz, wiem, że nieeee~


- Jak to nie miałeś? To, kto jest matką tego dziecka?
- On nie ma matki! – Krzyknął chłopak.
Jebać jego matkę i kim ona tam jest! Ja chcę wiedzieć kto jest ojcem PABLITO. Może mi autorka wyjaśni jeszcze w tym fanfiku skoro znajdują się tu czasami takie dziwne rzeczy…


Po tym wyznaniu zapadła głucha cisza.
- O la la… Będzie draka… - mruknął Falcon pod nosem i zaczął ostrożnie wycofywać się na niewielka odległość.
Bał się gwałtu? O.o
Gangband, fisting i te sprawy… 


- Jak to nie ma…? – Spytała Hermiona. – To skąd się wziął…?
- Harry… - Zaczął Albus niepewnie. –Chcesz nam powiedzieć, że…[bocian go przyniósł?]
- Niczego wam nie chcę powiedzieć, ale jak już tak bardzo to wałkujecie to tak! Ja go urodziłem! –Warknął. Po tym wyznaniu nie ryknął w okolicy nawet jeden smok.
Harry znalazł go w kapuście. Hej, to przecież świat czarodziejów, dzieci można wziąć skądkolwiek! A smoki w tej bajce nagle dostały zatwardzenia?
Trawisto nie brały to potem są takie tego skutki.
- Ale kicha… - mruknął Falcon pod nosem widząc osłupiałe twarze ludzi, wściekłą twarz podwładnego i zaciekawioną twarz dziecka. Wiedział, że może być afera, ale nie przypuszczał, że aż taka! Tymczasem zielonooki mężczyzna zabrał dziecko i wszedł do budynku bez słowa. Falcon po jego ruchach umiał już rozpoznać, kiedy jest zdenerwowany albo wzburzony. Ale teraz to były czyste nerwy okraszone wściekłością i paniką.
Padłam ze śmiechu po ostatnim zdaniu. W mojej wyobraźni pojawiło się ciastko… “okraszone wściekłością i paniką”.


Dziewczyna, którą nazwał Hermioną krzyknęła i chciała za nim biec. Natychmiast drogę zagrodziło jej kilka uzbrojonych Walkirii.
Łoo cie panie już sram w gacie.


- Przykro mi, ale osoby postronne nie mają wstępu do zamku. – Powiedział Falcon zimno.
Ron łypnął na niego wojowniczo.
- To nasz przyjaciel! Nie zatrzymasz nas![nas nie dogonjat!nas nie dogonjat!] – Krzyknął wojowniczo wyjmując różdżkę. Zanim jednak zdołał wymówić, choć jedną sylabę zaklęcia został boleśnie przygwożdżony do zimnego kamienia przez Walkirię o krótkich brązowych włosach.
- Nie bądź zbyt nadgorliwy chłopczyku. – Syknął mu do ucha trzymając go mocno tak, że Ron nie był w stanie poruszyć ani ręką, ani nogą.
Czyli mógł poruszać czym innym? ( ͡° ͜ʖ ͡°)


- Nie jestem chłopczykiem! – Obruszył się rudzielec pokrywając się rumieńcem.[Ha! GAY!] Walkiria tylko się zaśmiała trzymając go dalej.
- Casper… Weź puść tego narwanego młokosa, bo jak się będzie tak rzucał to będziemy mieć niepotrzebnego trupa. – Powiedział Falcon do mężczyzny. Walkiria nazwana Casper cofnęła się, ale nadał trzymała Ron'a za nogi nie pozwalając mu wstać.[To on leżał? wuut] –A ty młody… - zaczął Falcon zimno patrząc na niego w taki sposób, że Ron wzdrygnął się wyraźnie. – Wyraźnie mówiłem… Jak Emerald nie będzie chciał rozmawiać to dacie mu spokój… Przystałeś na to… - syknął złowieszczo.
Na imię ma Falco, ale syczy… Był w czarnobylu czy jak?
Chyba nie mówisz mu jak ma się zachowywać?! Jego życie,jego ciało, jego sprawa!!!!!1132!!@#@1


Ron patrzył przerażony na mężczyznę o szarych włosach. W następnej chwili Falcon gwizdnął i z murów zamku zeskoczyły 3 inne Walkirie w tym jedna kobieta.[I połamały wszystkie nogi, ale zaraz im się zrosły]
Wyobraziłam sobie jak wszystkie padają i sobie głupie ryje rozwalają :D


- Diun, Frey, Sara… Odeskortujcie ich do miasteczka… - powiedział Falcon łapiąc Rona za kark. Jednym ruchem postawił go na nogi, a potem trzymając mocno podprowadził do reszty jego grupy.
- To jeszcze nie koniec… - zapowiedział Ron drżącym głosem.
- Och zapewne nie… - zgodził się szaro włosy z kpiącym uśmiechem, który spokojnie mógł rywalizować ze słynnym wrednym uśmiechem Mistrza Eliksirów. – Tylko licz się z tym, że następnym razem możesz nie wyjść stąd żywy. Wiesz, co się dzieje z tymi, którzy wchodzą tu sobie ot tak? – Spytał z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Błysk w oku miał postać Johna Cena’y. Dlatego był niebezpieczny. I jeszcze warczał na Rona. Dziki jakiś.
Weszłam już chyba za głęboko w ten świat, bo ja już się boję co się z nimi dzieję jak sobie ‘wejdą’ ot tak ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Ron pokręcił głową nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- To dobrze, że nie wiesz. Nie chcesz wiedzieć. Wyprowadzić ich!
- A jak będą czegoś próbować? – Spytała jedyna obecna żeńska Walkiria, którą Falcon nazwał Sarą.
Nie kufa… miała na imię Marian.

Chociaż w tych czasach…


- Głupie pytanie Sarciu. To, co zwykle…
- To znaczy obić czy zabić? Bo to różnica.[Zgwałcić… No co, może niektórym by się spodobało? :D]
- Nie patyczkuj się.[wal z grubej rury] – Powiedział krótko Falcon.
- Aha! Czyli zabić. Dobra! Ruszać się! Już was tu nie ma. – Powiedziała stanowczym głosem i chcąc nie chcąc grupa musiała się wycofać. Znowu szli przez zawiłe korytarze jaskini, by w końcu wyjść niedaleko ścieżki do miasteczka.
Teraz mogą iść na lody… Albo na zakupy.


- I nie pokazujcie się tutaj więcej. – Ostrzegła ich kobieta, po czym Walkirie zawróciły do zamku zostawiając grupę.
- I, co teraz? – Spytał, Remus. –Albusie…, Harry w ogóle nie chce z nami rozmawiać… A przecież musimy mu jakoś pomóc. Gołym okiem widać, że spotkało go coś bardzo złego i cierpi przez to do tej pory. – Argumentował wilkołak.
- Ja też myślę, że Harry'ego spotkało coś złego wtedy… - powiedziała Hermiona walcząc ze łzami, które zbierały się jej w oczach, żeby po chwili zacząć płynąć strumykami po policzkach. – Wtedy… - chlipała. – Po uczcie pożegnalnej poszedł do kuchni… Chciał się pożegnać ze Zgredkiem…, Ale Zgredek nam powiedział, że Harry nie dotarł do kuchni. Czyli musiało się coś stać, jak do niej szedł…
Gratulacje Sherlocku! New Achievement - IQ wzrosło do poziomu ameby! Dostaniesz za to order z ziemniaka.
Albo talon… na balon.
Kurwa… Nie zapominaj o kurwie… Może Snape będzie chętny?
To prędzej z Tajlandii bo one tam mają odpowiednie sprzęty ( ͡° ͜ʖ ͡°)


- Tylko, co to mogło być, że Harry nie chce z nami rozmawiać? – Zastanawiał się George.[Kto? Moja nieznajomość Harry’ego Pottera przeprasza]
- Obawiam się… - zaczął Albus, a wszyscy spojrzeli na niego. – Że wstydzi się tego, co go spotkało. Prawdopodobnie… Przykro mi to mówić, ale ktoś musiał go wykorzystać… -powiedział starszy czarodziej, a Hermiona i Molly jęknęły głośno.[i pomyślały: my chciałyśmy być pierwsze przecież…] Severus z całych sił starał się nie blednąć i zachować swój zwyczajny wyraz twarzy.
Pan dyrektor w tym fanfiku jest chyba jakimś bogiem… Albo używa zakazanej magii. Skąd on wie o wszystkim co się tam dzieje? I czemu zawsze bezbłędnie zgaduje? Tyle pytań.
Kuzyn wróżbity Macieja.



- Jakbym tego kogoś… - warknął Remus. – Przecież to było dziecko… Co z tego, że był pełnoletni… Co on musiał po tym czuć…?
Swój odbyt i inne mięśnie, o których nie miał pojęcia to na pewno.


- I jeszcze to dziecko… - mruknął Artur. – Musiał być w sporym szoku, gdy zrozumiał, co się stało. Ale jakoś nie zauważyłem, żeby czuł awersję do tego chłopca.
- Tego nie jesteśmy pewni. – Powiedział Remus. – Jednak na ile znam Harry'ego to nigdy nie wyżywałby się na dziecku za to, co go spotkało. – Westchnął. – Uważam, że teraz powinniśmy wrócić do pensjonatu, zjeść coś i uspokoić nerwy. A potem na spokojnie przedyskutować plan działania. O ile na jakieś wpadniemy,[zdanie klucz do tego całego fanfika] bo nie będzie łatwo znowu porozmawiać z Harrym.
Jasne! Odkryli tyle faktów, akcja się zagęszcza, a oni co? Idą do pensjonatu na, kurwa, śniadanie! No co za dupy wołowe.
Śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia!


- Niestety Remus ma rację. – Powiedział Albus. – Czarne Walkirie słyną z tego, że nieproszonych gości traktują bardzo brutalnie. Tego jednego możemy być pewnie. Nie damy rady wejść do zamku. Na pewno będą pilnować bram i przejścia.[Another Sherlock]
- Czyli sytuacja jest beznadziejna… -powiedział Remus, a wszyscy popatrzyli posępnie. – Chodźcie.[Idziemy się narąbać w trzy dupy!] Szkoda, żebyśmy się jeszcze rozchorowali na tym zimnie. – Dodał, a reszta grupy w milczeniu ruszyła za nim.
I nikogo ani ociupinkę nie zdziwiło, że Snape nie odezwał się ani razu. Tyle geniuszy mają, a nie zauważyli. Czemu dyrcio od razu nie skojarzył, kto “wykorzystał” Harry’ego?
Tego nie było w kartach i Maciej nie wiedział :(
Harry wpadł do swojego pokoju wzburzony niczym wiosenna burza. Usiadł ciężko na łóżku i starał się uspokoić oddech. Zaczynał odczuwać skutki ataku paniki. Zawsze wtedy musiał się na chwilę położyć. Teraz jednak nie potrafił skulić się na łóżku. Myśli galopowały mu po głowie z zawrotną prędkością niczym stado Hipogryfów.
Czym myślenie przeszkadza w skuleniu się na łóżku? Przecież można te dwie czynności wykonywać jednocześnie… lol. Przynajmniej większość ludzi z IQ powyżej 30 może.



Jak oni go znaleźli? Jak mogli chcieć żeby wrócił z nimi? I przede wszystkim… Co on tu robił? Po tym, co mu zrobił miał czelność jeszcze pokazać mu się na oczy? Harry po raz pierwszy w życiu czuł taką rządzę mordu, że nawet Voldemort nie pałał taką.
Ale oczywiście Volduś był dobrym, słodkim szczeniaczkiem, którego Harry przez przypadek nadepnął i zabił… A no kurwa nie! Surprise!
SZOK I NIEDOWIERZANIE!


- Tatuś…? – Powiedział Tancred i dotknął jego policzka. Harry jakby ocknął się z odrętwienia.
- Już dobrze słoneczko… Już dobrze… - powtarzał tuląc synka. – Wszystko będzie dobrze kochanie…
- Kocham cię… - powiedział mały oplatając rączkami jego szyję i przytulając się mocno.
Po czym złamał mu kark… Oj no dobra, już przestaję.
A szkoda, bo ta przygoda by przynajmniej się wcześniej skończyła i zaskoczyła swoim zakończeniem…


- Ja też cię kocham kochanie. Bardzo… - powiedział kładąc się na łóżku z synkiem. Po kilku minutach Harry zasnął niespokojnym snem, który jednak nie trwał zbyt długo. Obudził się z potężnym[( ͡° ͜ʖ ͡°)] bólem głowy spowodowanym nerwami. Ułożył śpiące dziecko wygodnie na łóżku, upewnił się, że jego lisek śpi spokojnie w swoim koszyczku, a potem złapał kurtkę i wyszedł z pokoju. Zszedł szybko po kamiennych schodkach, na dziedzińcu minął dowódcę. Rzucił tylko do niego krótko:
- Muszę się przewietrzyć…[bo po tej grochówce nieźle dałem w gaz]
Falcon skinął głową. Harry przeszedł przez dziedziniec i bramę na plac, gdzie siedziały smoki. Odszukał swojego i przywołał do siebie wysokim gwizdem. Smok bez protestu wylądował koło niego. Mężczyzna dosiadł[( ͡° ͜ʖ ͡°)]
go, a potem już obaj byli wysoko w powietrzu…
Severus nie raz miał problemy ze snem, gdy coś go nurtowało i szukał rozwiązania. Ale nigdy w całym swoim życiu nie musiał się zmagać z czymś takim. Doszedł[( ͡° ͜ʖ ͡°)] do wniosku, że nawet udawanie lojalności wobec Voldemorta była niczym w porównaniu do tego, co teraz musiał rozwiązać.
Jak miał przeprosić, Harry'ego za to, co zrobił? Nad tym pomyśli, gdy znajdzie sposób, jak w ogóle przekonać chłopaka do rozmowy. Harry był nastawiony względem wszystkich wyjątkowo bojowo.
Nie kurwa… wyciągnie ręce przed siebie i powie: ‘’Jak miło mi was widzieć jak powiedziałem wam, że nie chcę byście mnie szukali’’ a potem doda:’’Snape jak ja za tobą tęskniłem… Dawaj całusa...mrrr’’
 materiał poglądowy


Mógł być pewien, że zrani, jeśli zostanie zmuszony. Gołym okiem widać było, że w ich obecności nie czuł się komfortowo. Zemdlał, gdy Granger go objęła. Zgadywał się, więc, że ma wstręt do jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z drugą osobą.[Można jeszcze raz powtórzyć? Bo ni cholery nie rozumiem tego zdania] Gdyby tylko chłopak mógł mu wybaczyć to, co zrobił… Nie liczył na to, ale chciał go, chociaż przeprosić. Jakkolwiek…
Westchnął głęboko. I jeszcze ten chłopiec… Tancred. Jego syn. Od razu zauważył, że dziecko głupie nie było. Wiedziało, jak się zachowywać przy tak niebezpiecznych stworzeniach, jakimi są smoki, unikał zbędnych ruchów, które mogłyby sprowokować bestie, a do tego obserwował wszystko dookoła.
Sam nie wiedział, co czuł względem tego dziecka. Fizycznie było jego… Ale co z uczuciami? Czy po tym jak stracił Lily byłby w stanie kogoś kochać?
Ale zdolna bestia z tego Tancredka...po tatusiu.
Jeszcze kiedyś kogoś zgwałci… Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać.


Warknął sam do siebie wstając z łóżka. Zdecydowanie nie zaśnie już tej nocy. Ubrał się, więc i po cichu wyszedł z pokoju, a potem z pensjonatu. Może jak pospaceruje trochę po okolicy to, chociaż ochłonie.
Miasteczko w nocy było oświetlone mugolskimi lampami. Śnieg nie padał, ale mróz musiał być spory, bo śnieg skrzypiał przy każdym kroku, a z ust wydobywały się z każdym oddechem obłoczki pary.[Nie, to na pewno znaczy, że było gorąco w ch… cholerę] Po raz pierwszy w życiu zaczął zauważać, jak bardzo śnieg może być kojący. Szedł spokojnie chodnikiem zaglądając czasem w witryny różnych sklepów. Niektóre rzeczy widział po raz pierwszy w życiu. Przypuszczał, że musieli je wykonać mugole. Mimo wszystko musiał im pogratulować zręczności, skoro wykonali coś takiego bez magii.
I’ve got magic in me! Skoro Snape czegoś nie znał, to na pewno zrobili to mugole? Ciekawe wnioski.
Był już przy wylocie z miasteczka, gdy od strony pobliskim skał usłyszał jakieś odgłosy.[( ͡° ͜ʖ ͡°)] Ciekawość zwyciężyła i mężczyzna podążył w tamtą stronę. Szedł ostrożnie zważając gdzie staje.[( ͡° ͜ʖ ͡°)]
Nie było łatwo iść po oblodzonych skałach i kamieniach. Odgłosy stawały się jednak coraz głośniejsze i głośniejsze. [( ͡◉ ͜ʖ ͡◉)] W końcu był tak, blisko, że ledwo je znosił. Zupełnie jakby skały uderzały jedna o drugą. Lawina?
Tak! Lawina! W górach gdzie jest w chuj śniegu usłyszysz w czasie lawiny odgłosy uderzania skał jednej o drugą…


Wyjrzał niepewnie zza jednej ze skał i od razu musiał się uchylić przed lecącymi okruchami skał. Wyjrzał znowu i rozejrzał się niepewnie szukając źródła zagrożenia. Niedaleko niego, po prawe[po prawe? po lewe, a najlepiej czekoladową lubię.] stronie siedział smok, a młody czarnowłosy mężczyzna rąbał w spadające skały długim toporem rozpryskując je na drobne kamienie.
Severus od razu go rozpoznał. To był Harry!
Jedno pytanie… Po kiego chuja to robił?

Chciał się pochwalić swoimi bickami. No i pokazać who’s the boss, bitch. Teraz już wiemy kto będzie robił wbijanie ( ͡° ͜ʖ ͡°)


________________________
Także długo wyczekiwany rozdział... Przepraszamy za zwłokę, ale tak jakoś wszyło, że czas szybciej leci na rzeczach przyjemnych. Skończyły się wakacje i czas na naukę i przygotowania. Jeszcze trudno nam jest określić z jaką częstotliwością będzie się coś pojawiać ze względu na plan, który zmienia się drastycznie. W tym roku matura, więc dopiero będzie zapierdziel z dodatkowymi zadaniami...Ale nie martwcie się! TO JESZCZE NIE KONIEC :D